Historię tą zna każdy, kto czytał w młodości Jacka Londona. W 1896 roku na północnym pograniczu Alaski i Kanady, po kanadyjskiej stronie w okolicy miasta Dawson odkryto pokłady złota. Rzeka Klondike, którą nazwę zna każdy czytający książki Londona stała się miejscem, do którego nagle zaczęli podążać domorośli poszukiwacze złota – zazwyczaj z USA i wkrótce jak się ocenia prawie 100 tys. ludzi próbowało dotrzeć do Dawson (warto popatrzeć na mapę gdzie dokładnie) – zwykle szlakiem od morskich brzegów Alaski i przez zamarzniętą przez większą część roku rzekę Jukon. Według szacunkowych danych dotarło ponad 30 tys. ludzi (większość zawróciła) choć oczywiście były i setki ofiar śmiertelnych wśród niedoświadczonych i wyczerpanych marzycieli o bogactwie i ponad grubych kilka tysięcy jucznych zwierząt (zwykle koni), które padły na szlaku. Gorączkę złota (Gold Rush) nakręciły oczywiście marzenia ale i artykuły prasowe i ówczesne media. Kluczowe były lata 1897-98 kiedy fotografie pokazują wielokilometrową kolejkę śmiałków obciążonych sprzętem, mozolnie posuwających się przez śniegi, a oczywiście tylko nieliczna garstka wróciła z fortuną, a prawdziwymi wygranymi „gorączki złota” byli dostawcy sprzętu, namiotów, jedzenia a nawet zwykłych desek (coś co kosztowało 7 dolarów na normalnym rynku, sprzedawano w Dawson i na szlaku za ok. 120). Poza oczywiście wieloma tragediami, gorączka złota w Klondike mimo wszystko miała jednak formę zorganizowaną (patrząc na skalę zjawiska), a wielka rola w tym należy do Kanadyjskiej Policji Konnej, która próbowała nadać jakąkolwiek formę kontroli i opieki nad tą szaloną pogonią za fortuną.
Dziś mamy swoje małe „złoto” na rynku inwestycji – w postaci promieni słonecznych, które w panelach słonecznych na naszych dachach zamieniają się w energię elektryczną (i nasze zyski). Boom (a może już i Rush – gorączka) na rynku jest widoczny przez setki dostawców i ofert inwestycji w panele, rosnące indeksy firm z tego sektora, wielką chęć zostania prosumentem przez wszystkich, którzy posiadają domy i dachy jak i przez próby działań regulacyjnych Ministerstwa, które stara się opanować tą rosnąca i w pewien sposób niespodziewaną falę inwestycji słonecznych. Samego tak wielkiego zainteresowania nie spodziewali się nie tylko eksperci, ale i nawet sami zwolennicy fotowoltaiki. Poziomy mocy zainstalowanej biją kolejne rekordy, a liczba nawet 600 tys. do miliona prosumentów i być może coś pomiędzy 6 a 10 GW mocy zainstalowanej to możliwy wynik w 2021. Całość jest wypadkową kilku czynników, gdzie pierwszy z nich to niewątpliwie sam postęp technologicznym i ciągły spadek kosztów paneli jak i też dojrzałość techniczna samych rozwiązań – staje się to zupełnie bezobsługowe, bezpieczne i miłe w obsłudze – polegającej z punktu widzenia użytkownika na obserwacji ile energii wyprodukowaliśmy na swojej aplikacji mobilnej. Drugi czynnik to sam stan rynku inwestycyjnego – mała atrakcyjność lokat finansowych i obawa o inne instrumenty finansowe oraz rosnąca inflacja, skłania każdego kto ma nadwyżki finansowe do inwestycji w dobra trwałe – a mając własny dom – naturalną tendencją jest zwiększanie jego wartości. A więc panele jako inwestycja konkurencyjna wobec lokat finansowych i trzymania pieniędzy w banku. Oczywiście dodatkowym impulsem jest też „Sun Rush” – gorączka fotowoltaiczna, podsycana przez media, ogłoszenia i reklamy samych dostawców i ogólna modę na ekologię i nowy sposób życia. Ja sam jestem jednym z setek tysięcy prosumentów jako właściciel przyzwoitej instalacji o mocy 8kWp zasilającej domowe sprzęty jak i elektryczny samochód w garażu.
Teraz media zostały rozpalone dyskusją o nowelizacji prawa energetycznego, zmieniającego sposoby rozliczeń prosumentów – nowej propozycji Ministerstwa zmieniającego dotychczasowe reguły – przypominając temat znany od tygodnia – zamiast tzw. opustów (wymiany energii oddawanej do sieci z własnej instalacji na energię zużytą ze współczynnikiem 0,8 – czyli de facto możliwość zredukowania własnego rachunku za energię do zera – ale bez zarabiania na kolejnych nadwyżkach) na sposób rozliczeń – sprzedaję po cenie hurtowej, a kupuje energię z sieci po cenie detalicznej (opłata za energię i opłata dystrybucyjna) co w zależności od wielkości instalacji i samego zużycia będzie w większości przypadków mniej korzystne finansowo dla prosumentów. O szczegółach trudno do końca dyskutować, bo w naszym kraju jak wiadomo – to nie wiadomo jaki będzie finał samej regulacji (kiedy) i z jakimi finalnymi zapisami (już mówi się o modyfikacjach). Ważne dla osób, które już instalację mają – że nic się nie zmieni przez 15 lat i opusty zostają (choć można pewnie będzie się przełączyć na inny model – dla tych którym się to opłaci).
W samej zmianie – nie byłbym aż tak krytyczny jak duża część rynku (zwłaszcza „panelistów PV”) – trzeba patrzeć na to jako kombinację kilku czynników – po pierwsze wykorzystanie konieczności implementacji wymaganych regulacji unijnych– dyrektywa UE wymaga żeby indywidualnym producentom umożliwiać sprzedaż nadwyżek (dotychczasowe opusty nie do końca literalnie wypełniają te wymagania choć paradoksalnie mogą być korzystniejsze) oraz też wydzielenia (jak w propozycji) samej sprzedaży i kupna na system z ceną hurtową oraz opłatą dystrybucyjną (przy pobieraniu z sieci). Z tego powodu jakiś sposób wdrożenia proponowanej zmiany rozliczeń musi nastąpić jeśli jesteśmy w UE. Oczywiście (dodatkowy efekt) – nowe regulacje to próba zapanowania nad „gorączka fotowoltaiczną” i lekkie schłodzenie rynku – obecny lawinowy wzrost instalacji zaczyna być problemem dla spółek dystrybucyjnych ponoszących coraz większe koszty zarządzania siecią – a należy pamiętać w systemie opustów to te koszty ponosi koncern i nawet jak cieszymy się z tego chwilowo to pamiętajmy ze zostanie on rozłożony na rachunki „za prąd” w opłacie dystrybucyjnej (więc inni użytkownicy zapłacą za te koszty prosumenckie). Z punktu widzenia samego systemu, wszyscy się cieszą ze zmiany energy-mix i większych udziałów energii słonecznej, ale należy pamiętać, że nawet miliony małych prosumentów tworzą znikomy udział procentowy w całej generacji energii (można popatrzeć na statystyki niemieckie) a tak naprawdę Operator Systemu oczekuje energii ze słońca, ale woli duże farmy podłączone do sieci przesyłowej a nie dystrybucyjnej. Z tego powodu Ministerstwo i PSE wolałoby na pewno skierować ten pęd ku fotowoltaice na duże inwestycje. Niezależnie od dyskusji – sprawa jednak będzie przesądzona i nowe regulacje (zmodyfikowane lub nie) wejdą w życie i tu raczej widziałbym rolę czynników rządowych jak Kanadyjskiej Policji Konnej – próbującej opanować tą wielką galopadę inwestycyjną.
Co do samej fotowltaiki – na pewno sobie poradzi. Należy w mniejszy sposób ulegać emocjom i dokładnie liczyć opłacalność (na dziś minimum 12 lat przy koniecznie dobrym sprzęcie i bez dotacji – piszę to jako prosument) i nie oczekiwać od razu wielkich bryłek złota na naszych dachach. Nie naciskałbym aż tak też na kolejne iteracje „Mój Prąd” czy też jakieś inne programy pomocowe – bo sam rynek PV zwycięży. Spadek kosztów fotowoltaiki jest cały czas procesem trwałym, instalacje będą tanieć i stawać się coraz bardziej opłacalne – nawet przy nowych systemach rozliczeń – a na rynku powinny zostawać tylko coraz bardziej okrzepłe, doświadczone i dobre firmy oferujące panele. Kolejne 3 lata to ciągły, optymalny wzrost liczby prosumentów i coraz lepsze systemy i coraz bardziej dopracowane umowy i formy rozliczeń. Jestem pewien, że te duże, dojrzałe firmy (a może i cześć dotychczasowych koncernów) poradzi sobie na nowym rynku rozliczeń (na pewno zostaną zaproponowane korzystne formy współpracy z prosumentami z jednej strony spełniające nowe reguły – kupuje-sprzedaję ale dające lepsze zyski). Patrząc bardziej długoterminowo – kolejne 5 lat to też lawinowy wzrost technologii magazynowania energii – czyli gwałtowny spadek cen. Dziś domowy magazyn w najprostszych obliczeniach mnoży naszą cenę instalacji razy 2 (znowu pisze to jako praktyk – inwestujący w rodzaj „off-gridu” i magazyn), ale stawiam wiele, że następne lata to okres lawinowo malejących kosztów. Gdzieś koło 2025/2027 – cena pełnego zestawu – panele i domowy magazyn będzie na poziomie dzisiejszych paneli (czyli stanieje dwukrotnie) i wówczas nikt prosumentów nie zatrzyma. Będziemy mieli po prostu tendencję do „wychodzenia z systemu” i minimalizacji zużycia energii z sieci (i wymiany energii z sieci) jak i prawdziwy impuls do zmiany samych sieci dystrybucyjnych – pojawią się prawdziwe możliwości klastrowania, łączenia, sprzedaży własnych nadwyżek i wszelkiego typu nowego modelu rynku – tu już właściwie Ministerstwo powinno pracować nad nowymi regulacjami, które to umożliwią. Dotychczasowe koncerny powinny też uważnie śledzić trendy, bo ten nowy „off grid” może sprowadzić je do roli rezerwowego dostawcy energii (na pewno odpowiedzą znacznym podwyższeniem opłaty przyłączeniowej i abonamentu) oraz odbiorcy coraz większych nadwyżek (ale może też i już bilansowanych na poziomie samej instalacji w domowych magazynach). Nowe technologie (panele, magazyn, samochód elektryczny) to właściwie pewność jak będzie wyglądać najbliższa dekada i tu nie ma co się denerwować chwilowym „schładzaniem rynku” – on sobie poradzi sam i tylko warto aby był jak najbardziej uporządkowany i spokojny. Fotowoltaika nie powinna być chwilowym wielkim inwestycyjnym trendem (pamiętajmy, że Gold Rush skończył się po 3 latach) – a po prostu ciągłą, wieloletnią zmianą naszego systemu energetycznego.