Wojny zawsze toczono o zasoby – w starożytności były to żyzne pola i zastępy niewolników, potem kopalnie i porty, które kontrolowały handlowe szklaki dla transportu cennych towarów. Potem znowu linie kolejowe, który intensyfikowały handel i pustynne obszary, pod którymi znajdowały się bogactwa ropy i gazu. XXI wiek zmienił niewiele i pomimo tak wielkiej wagi nowych cybernetycznych i internetowych zagrożeń, wciąż kluczowe dla konfliktów jest panowanie nad zasobami, a patrząc dokładniej nad gazowymi rurociągami lub wielkimi portami LNG. Na naszych oczach i z naszym udziałem stajemy w obliczu jednego z większych geopolitycznych zagrożeń gazowych, w którym sprzeczne interesy wielu krajów powodują możliwość potencjalnej … wielkiej wojny gazowej.
Nitki gazowe dziś
Europa jest zależna od gazu. Zużycie, a co ważniejsze import rośnie i będzie jednym z kluczowych zagadnień gospodarki europejskiej przez następne 20-40 lat. Kto będzie miał dostęp do taniego surowca, tego gospodarka będzie rozwijać się stabilnie, a może nawet i dynamicznie. Kto będzie zmuszony kupować gaz drogo – będzie tracił cenne środki na zasilanie eksporterów i utraci swoją pozycję w światowej gospodarce. Teoretycznie cena gazu zależy od kosztów wydobycia, ale nie należy wierzyć w te twierdzenia rozpowszechniane przez producentów. Tak naprawdę kluczowa jest możliwość zakupu ze zdywersyfikowanych źródeł i dostęp do wielu rynków – inaczej jest się uzależnionym od jednego dostawcy zdolnego dyktować dowolnie wysokie ceny. Te z kolei podlegają wahaniom koniunkturalnym zależnym od stanu światowej gospodarki i tak przykładowo w latach 1995 – 2015 , 1000m3 gazu naturalnego na europejskim rynku spot kosztowało około 100$ i nawet niżej (przez długi okres do roku 2005), aby potem nagle wyskoczyć do rekordowych – nawet 590$, fluktuacje z pikami na poziomach 485$, 386$ aby znowu wrócić do atrakcyjnych cen w okolicach 150$ za 1000 m3. To pokazuje o jakie pieniądze idzie gra światowa (różnice kilku dolarów to miliardy, a wahania pomiędzy 500$ a 100$ to różnica pomiędzy prosperita a bankructwem niektórych krajów). Strategia więc wbrew pozorom jest bardzo prosta – kraje eksportujące dążą do długoterminowego uzależnienia klientów od swoich dostaw (umowy długoterminowe, odpowiednio ukształtowane rurociągi gazowe), a z kolei importerzy desperacko próbują mieć możliwość grania „na kilku fortepianach zakupowych” i korzystania z konkurencji.
Poniżej zobaczycie jak wyglądają gazowe nitki i strategie na naszym obszarze geopolitycznym. Dawne koncepcje europejskiego, długoterminowego zasilania gazem z Rosji – zielone rurociągi tranzytowe przechodzące przez Polskę (Jamał z lat 1993-1999 i następnie pozostałe elementy infrastruktury do 2006) i Ukrainę (to pozostałości jeszcze z czasów komunistycznych) – właśnie dobiegają końca. Do tej pory zarówno Polska jak i Ukraina uważała rurociągi za pewien sposób stabilizacji bezpieczeństwa dostaw – import gazu z Rosji był dominujący w strukturze, ale jednocześnie dostawy musiały być utrzymane, nawet w przypadku konfliktów i burzliwych negocjacji, bo większość surowca przechodziło do klientów w Europie Zachodniej.
Strategia rurociągowa zaczęła zmieniać się od 2011 roku (budowa rurociągu NordStream I), a przyspieszyła po ukraińskim Euromajdanie i rosyjskiej aneksji Krymu. Koncentryczne „rosyjskie kleszcze gazowe” – czerwone nitki na rysunku – na północy Nordstream I uzupełniony o Nordstream II (od końca 2019), a na południu nitki tzw. TurkishStream – zapewniają dostawy do Europy Zachodniej i w zasadzie mogą doprowadzić do zamykania obecnych połączeń tranzytowych przez terytoria Polski i Ukrainy – tym bardziej, że Rosjanie dodatkowo rezerwują prawie całkowicie moce przesyłowe w rurociągu OPAL (na wschodzie Niemiec) jak i innych połączeniach pomiędzy końcami swoich nitek, a klientami w Europie . Odpowiedzią w strategii Polski jest otwarcie alternatywnego połączenia do źródeł norweskich i szelfu północnego (niebieska nitka – Baltic Pipe albo szerzej Brama Północna) i korzystanie z rewolucji technologicznej i gazu LNG (gazoport Świnoujście). W kółkach – przepustowości odpowiednich rurociągów i terminali w mld m3 rocznie.
Geopolityczne gry gazowe – każdy gra racjonalnie ?
Sytuacja na rynku gazu, która kiedyś wydawała się stabilna, całkowicie odchodzi w przeszłość. Z jednej strony wraz z przebudową rurociągów – zmienia się diametralnie gwarancja utrzymywania tranzytu i stabilności dostaw. Z drugiej, gaz LNG – teoretycznie droższy z uwagi na konieczność najpierw przekształcenia na stan płynny do transportu, a następnie regazyfikacji, jak widać po cenach wcale nie musi być drogi (bo zyski na gazie są dramatycznie wysokie i najlepiej zarabia się na uzależnieniu i skokach koniunktury). Rynek gazowy przechodzi więc ewolucję, w której odchodzą częściowo do lamusa wielkie długoterminowe (kilkanaście lat) kontrakty strategiczne, a rośnie rola kontraktów spotowych (krótkoterminowych) i możliwości kupowania gazu po atrakcyjnych cenach u wielu dostawców (jeśli ma się porty, połączenia i pewne możliwości magazynowania). Każdy z europejskich i światowych graczy widzi w tym szanse, ale i też wielkie zagrożenia – każdy więc stara się działać racjonalnie (ze swojego punktu widzenia) co finalnie powoduje potencjalnie, wielki konflikt światowych interesów, coś na podobieństwo wybuchowej sytuacji sprzed wielkiej wojny 2014-2018 – a na dodatek nikt nie może zmienić kolizyjnej strategii.
Rosja i jej gazowe „być albo nie być”.
Nikt nie śledzi zmian rynku gazu tak dobrze jak robią to Rosjanie. Dla nich to sprawa absolutnie priorytetowa, bo od cen gazu zależy ich cała gospodarka (na dziś ok. 60-70% dochodów pochodzi z surowców, w tym w dużej mierze z gazu). Zależność jest prosta – wysoka sprzedaż i wysokie ceny to koniunktura i utrzymanie silnej pozycji Rosji na świecie (w tym także zmodernizowana i silna armia, która w rozumieniu geostrategicznym Rosji jest zawsze istotna), spadek cen i konkurencja – to nie tylko spowolnienie gospodarcze, ale i możliwość wielkiego kryzysu. Rosjanie rozumieją więc zawsze konkurencję (i innych graczy na uważanych przez nich za własne rynkach) nie jako zagrożenie gospodarcze, ale jako próbę zamachu czy też ataku na niezawisłość Rosji i każde zmiany to dla nich spisek prawie geostrategiczny i kolejna forma niewypowiedzianej wojny ojczyźnianej. Nie jest to bynajmniej rozumienie tylko elit (w których od dłuższego czasu przeważają resorty tzw. siłowe), ale także i wszystkich Rosjan – w całej historii tego kraju, zawsze ma miejsce – niezrozumiałe dla nas poczucie zagrożenia, możliwej agresji z Zachodu czy też międzynarodowego spisku, który ma zniszczyć ich Ojczyznę. Wystarczy popatrzeć na dzisiejsza rosyjską telewizję, która w bardzo umiejętny sposób podsyca te nastroje – powoli wróg zbliża się do bram (np. przejmując kontrolę nad kiedyś bratnią Ukrainą), próbując wyrugować Rosję z ich gazowych rynków (Europa Wschodnia) i na dodatek wprowadzając niesprawiedliwe (w rosyjskim rozumieniu) sankcje technologiczne, które tak naprawdę mają promować amerykańską ropę i gaz, a zablokować rosyjskie możliwości wydobywcze. Od tego naturalny już krok do jak najbardziej racjonalnego działania (z punktu widzenia rosyjskiego) – walka o rynki, próba dominacji poprzez zablokowanie tranzytu i odcięciu Europy od alternatywnych dostaw. To Nordstream II i TurkishStream i na dodatek agresywne wejście na rynek LNG (w Kaliningradzie stoi już statek-terminal LNG o dźwięcznej i bojowej nazwie „Marszałek Wasilewski” – według zapowiedzi alternatywa dla samowystarczalności energetycznej okręgu kaliningradzkiego, ale także możliwość tanich dostaw LNG w konkurencji dla innych eksporterów). W odpowiedzi na sankcje w Rosji już od kilku lat, uruchomiony jest wielki program rozbudowy krajowych zamienników (zarówno w informatyce jak i produktach wysokiej technologii – szczególnie dla sektora wydobycia oil and gas). Historycznie patrząc wielokrotnie ten kraj przechodził przez takie stany izolacji i próby zbudowania „wszystkiego u siebie” z raczej umiarkowanym powodzeniem, ale na pewno dziś i kolejne lata to Rosja samodzielna, skupiona na sobie i swojej obronie (we własnym rozumieniu), co oczywiście my odbieramy (jak i cała Europa) jako dość arogancką agresję i nacisk na nasze bezpieczeństwo.
Niemcy – pragmatyzm gospodarczy dla europejskiej dominacji gospodarczej.
Paradoksalnie, rosyjskie gazowe nitki pod Morzem Bałtyckim, są budowane w zupełniej zgodzie z własną, racjonalną, niemiecką strategią. Niemcy muszą utrzymać swoją pozycję światowego eksportera (tu walcząc z firmami amerykańskimi i rosnącą potęga Chin i ogólnie państw azjatyckich), a do tego potrzebna jest kontynuacja rewolucji energetycznej i niska cena gazu. Tu strategia to nowoczesny Przemysł 4.0 i rewolucja technologiczna oraz bezemisyjna energetyka – czyli przejście na odnawialne źródła energii i rezygnacja z węgla w ciągu następnych 15 lat. Ta koncepcja, która ma pomóc utrzymać niemieckie koncerny na czele światowej gospodarki wymaga jednak gazu jako paliwa pomostowego i gazu o niskiej cenie, którą można utrzymać poprzez dywersyfikację dostaw. Dla Niemiec Nordstream II to zupełnie inna okazja biznesowa – możliwość zmniejszenia zależności od dostaw z szelfów północnych (albo grania na zbicie cen) i udział rosyjskiego gazu nie więcej niż 40-50% w swoim imporcie. Na dodatek dobry interes, bo w rurociągi w ich budowę i ich utrzymanie, zaangażowane są niemieckie firmy i one będą czerpać dodatkowe zyski z opłat przesyłowych. Każdy kilometr nowobudowanego Nordstream II (a jest ich już ponad 800 z docelowo ok. 2400 – 2x 1200) to impuls dla niemieckiej gospodarki, każdy przyszły m3 gazu z Rosji – to tańsza energia dla ich przemysłu – patrząc racjonalnie (z własnego punktu widzenia) – dlaczego więc nie?
Amerykańska szansa na nowe rynki gazowe.
W świecie gazowym nie można zapomnieć o USA. To coś nieprawdopodobnego, że kraj który był jeszcze kilkanaście lat temu jednym z największych importerów surowców – dziś przechodzi na stronę czołowego eksportu. Już od kilku lat USA jest największym światowym producentem ropy i gazu, a w ich strategii (gospodarczej i energetycznej) – eksport gazu ma być kolejnym kołem napędowym gospodarki. Budowa nowych i przebudowa starych amerykańskich portów LNG postępuje bardzo szybko, a od 2022 planowane jest przesyłanie morzem wielkich porcji gazu do odbiorców na całym świecie (w tym do Polski, już podpisano kontrakty). Ameryka (racjonalnie i naturalnie ze swojej perspektywy) szuka miejsca na światowym rynku gazu i oczywiście pokazuje swoje mocarstwowe możliwości (tam też jasne jest, że osłabienie eksportowych możliwości Rosji wpłynie bezpośrednio na kondycje ich niebezpiecznie modernizowanej i rozbudowywanej armii). Stąd też oferty LNG dla Polski (choć należy pamiętać, że klucz dostaw LNG na dziś to Azja) jak i silna pomoc w protestach przeciw Nordstream II i sankcje technologiczne (na dziś dotykające nowych możliwości wydobywczych Rosji). Amerykański gaz będzie więc płynął szerokim strumieniem do Europy – oczywiście po dobrej cenie (dla producenta), ale i w konkurencji do jedynych alternatyw, do tej pory „okrążonej” gazowo Polski.
Polska i Ukraina – desperacka próba szukania strategicznego bezpieczeństwa energetycznego.
W zupełnie innym położeniu, ale w zupełnej zgodzie z amerykańską strategia jest Polska i Ukraina. Dla naszych krajów największym zagrożeniem jest monopolizacja dostaw importowych gazu przez jednego dostawcę (Rosję) i możliwość otrzymania wysokich cen, z którymi nie można dyskutować. Tak było w historii Polski, gdzie ceny w kontrakcie długoterminowym były budowane na skomplikowanych formułach cenowych tak, że w pewnym momencie podskoczyły gwałtownie w górę – Rosjanie zawsze stosowali połączenie cen gazu z cenami ropy – i zwykle płacimy za gaz więcej niż nasi sąsiedzi za zachodnią granicą (co wydaje się absurdalne z punktu widzenia transparentnych kosztów). Z kolei Ukraina, tak jak każdy kraj z dawnych obszarów ZSRR ma zwykle dwie możliwości – albo otrzymywać dużo gazu po niskich cenach (ale i prowadzić politykę w zgodzie z Rosją), albo w momencie większej niezależności lub podejmowania sprzecznych decyzji – nagle zobaczyć zadziwiająco wysoki rachunek – tak było w okolicach 2009 i dyskusjach o przyszłości rosyjskiej floty czarnomorskiej na Krymie (wówczas Ukraina ugięła się pod presją – to właśnie wtedy negocjatorem była Premier Julia Timoszenko – potem oskarżana o machinacje gazowe przy umowach). Dla obu krajów kończą się długoterminowe umowy importowe – Ukraina w końcu 2019, Polska w 2022. Polska desperacko chce znaleźć inne źródła dostaw – dlatego łączy się za pomocą Baltic Pipe z rurociągami zachodniej Europy i rozbudowuje terminal w Świnoujściu i rozpatruje hipotetycznie nowy, dodatkowy w okolicach Gdańska. W ten sposób planowane jest nieprzedłużanie (odnowienie) kontraktu Jamalskiego i ewentualne przejście tylko na dostawy krótkoterminowe (uzupełniające) z Rosji (pytanie czy jest to też możliwe wobec szybko rosnącego zużycia gazu w energetyce). Pozycja Ukrainy jest jeszcze słabsza – opłaty tranzytowe za przesył rosyjskiego gazu to kilka % produktu krajowego (ocenia się 2-4%), a wysoka cena gazu to problem społeczny. Ukraina po Krymie i wojnie w separatystycznych republikach, nie chce jednak być uzależniona i próbuje zwiększyć wydobycie krajowe (duży program szukania gazu na całym terytorium i lepszego wydobycia z własnych złóż) i jeśli importuje gaz to już (przynajmniej oficjalnie) z kierunku zachodniego (choć może być to fizycznie dalej rosyjski gaz, ale sprzedawany przez innych pośredników). Docelowo dąży do niezależności i przygotowuje się na zamknięcie rosyjskich kurków z tranzytem od początku 2020. Rosja oczywiście gra wielokierunkowo – liczy na zmiany ukraińskiej polityki po wyborach prezydenckich (31.03) – może nowi kandydaci pokonają obecnego silnie proamerykańskiego Petro Poroszenko i znowu wróci możliwość gazowego wpływu na politykę (jednym z kandydatów znów jest Julia Timoszenko, a czarnym koniem – aktor Władymir Zielenskiy, o którym tak naprawdę niewiele wiadomo). Na razie kontrakt kończy się z końcem 2019, a stosunki gazowe Ukraina – Rosja trudno inaczej określić niż otwarta wojna.
Dziś (2019) i jutro (2020) – gazowa wojna wszystkich ze wszystkimi
Tak naprawdę gazowa wojna już trwa. W międzynarodowych trybunałach rozpatrywane są arbitraże Naftogazu (ukraiński odpowiednik PGNiG) przeciwko rosyjskiemu Gazpromowi – pierwsze wyroki są korzystne dla strony ukraińskiej, odpowiednio 2 i 2,6 mld $ odszkodowań od Gazpromu za niewykonane umowy tranzytowe i dostawy (oczywiście trwają apelacje). Strona ukraińska ma jeszcze kolejne pozwy za przejętą infrastrukturę na Krymie i zaczyna nawet (na razie bardzo delikatnie) zajmować i sprzedawać niektóre Gazpromowe spółki i nieruchomości (na razie za drobne miliony dolarów). Tak samo walczy z Gazpromem Polska – kolejne pozwy w arbitrażu i oczekiwanie na korzystne wyroki. W takiej atmosferze (właściwie otwartej wojny gospodarczej) trudno o jakiekolwiek negocjacje długoterminowych kontraktów – wydaje się, że ani Ukraina ani Polska na dziś nie podpiszą z Rosjanami niczego nowego. Na Ukrainie wynik będzie widać szybciej (początek 2020), ale raczej Rosjanie nawet przy pełnym uruchomieniu Nordstream II nie będą całkowicie zakręcać przesyłu gazu przez Ukrainę (mogłoby to podsycić kolejne sankcje antyrosyjskie). Możliwości są o wiele bardziej subtelne i bardziej można spodziewać się gry na taryfach za przesył i cenę gazu, oskarżeń o kradzież gazu i straty przesyłowe, a przede wszystkim przejście na tzw. krótkoterminowe nominacje (gaz będzie kontraktowany krótkoterminowo i do końca nie wiadomo ile będzie przesyłane przez Ukrainę). To z kolei nie da możliwości (dla firm ukraińskich) modernizacji starych rurociągów (nikt nie da kredytów na krótkoterminowe kontrakty), a od tego już tylko krok do problemów technicznych i wobec tego decyzji Rosji o przesyle gazu rurociągami Nordstream i TurkishStream (czyli „chcieliśmy utrzymać tranzyt przez Ukrainę, ale jest to niemożliwe technicznie”). Polska i Ukraina będą więc desperacko szukać dostaw z kierunków zachodnich, Ukraińcy będą napełniać swoje wielkie (jedne z największych w Europie) podziemne magazyny gazu, a Polska będzie stawiać na LNG i Bramę Północną. Ale walka gazowa nie jest też całkowicie jasna – tu konflikty przebiegają także wewnątrz organizacji każdej ze stron. Ostatnio – wielkie trzęsienie w Gazpromie – odchodzi dwóch wiceprezesów (Miedwiejew, Gołubiew), którzy tak naprawdę kierowali gazowymi rynkami przez ostatnie kilkanaście lat – to znak zmiany strategii i nowych kluczowych osób. Nie inaczej po stronie Ukrainy – tam z kolei wielkie perturbacje w Naftogazie – charyzmatyczny Prezes (Andriej Korbolew) ma kłopoty z utrzymaniem się na stanowisku (jego kadencja kończy się za kilka dni w marcu, a ukraiński premier już ogłosił, że będzie otwarty konkurs na to stanowisko). Problemem są też ujawnione pensje Kobolewa – zarabia on w przeliczeniu ok. 300 tys. zł miesięcznie (dla porównania Prezes polskiego PGNiG według oficjalnych raportów tylko ok. 170 tys.). Kobolew ma jednak poparcie Rady Nadzorczej, która na niego stawia (i jest już otwarty konflikt z rządem, który z kolei wyciąga pewne problemy z niejasnymi kontaktami podpisanymi przez kolejnego wiceprezesa Naftgazu). Kłócą się i walczą o wpływy wszyscy ze wszystkimi, Gazprom i inne koncerny rosyjskie chętnie sięgają po byłych wpływowych europejskich polityków (Niemcy, Finlandia, Austria) i wówczas dobre gazowe pieniądze przekonują do zupełnie innego traktowania europejskich regulacji o wolnym rynku i transparentności. W tle toczy się walka o objęcie Nordstream II europejskim pakietem regulacyjnym – co powiodło się tylko częściowo i w ograniczonym zakresie (transparentne zarządzanie ma odbywać się tylko na części rurociągu przechodzącego przez wody terytorialne państwa UE – co jest dość kuriozalne, bo to 50 km niemieckich wód wobec 1200 km tego samego rurociągu). Polska i koalicja państw głównie Europy Wschodniej chce tą kontrolę jeszcze wzmocnić, czekając na nowe rozdanie europarlamentu, inni – Niemcy, Austria, Belgia za pomocą swoich firm budują rurociąg dalej i tworzą z niego wyłącznie przedsięwzięcie biznesowe, na co USA odpowiada groźbą sankcji (rozważane jest objęcie sankcjami firm uczestniczących w budowie poprzez zakaz dostępu do rynku amerykańskiego, co jest bardzo bolesne). Wbrew pozorom – sytuacja gazowa staje się coraz bardziej napięta i nikt nie wie co się stanie w 2020 – na pewno nie będzie spokojnie.
Odkręcając gazowe kurki i płacąc nasze domowe rachunki nawet możemy nie wiedzieć, że właśnie stajemy się uczestnikami wielkiego gospodarczego (miejmy nadzieję, że tylko takiego) konfliktu.
A tylko preludium przed tym jak popyt na paliwa kopalni padnie na twarz…