W Ameryce jest prosto, w samochodach  są tylko dwa skrajne położenia dźwigni D – drive (jedzie) albo P (stop, parking). Jest co prawda czasami N (neutral) i R(do tyłu) ale tego nikt nie używa bo wiadomo ze za pomocą D i P da się wszystko zrobić.  Przenosi się to na wszystko łącznie z wiadomościami i polityka i tutaj istnieją zawsze tylko dwa kolory a nie tak jak w Europie setki odcieni szarości nad którymi się dyskutuje czy to już czarne czy jeszcze białe.

 

W wiadomościach króluje więc tylko Syria (choć mniej więcej tydzień rzadko kto wiedział ze taki kraj w ogóle leży na mapie, a i dziś niewielu umie go znaleźć) i pułapka prostej dwubiegunowości amerykańskiej polityki. Prezydent USA zapowiedziała ze użycie broni chemicznej jest czerwoną linią której nie wolno przekroczyć. Bron została użyta – wiec musi nastąpić atak. To ze nie przystaje to do pokomplikowanej bliskowschodniej układanki (gdzie już chyba ci sami ludzie którzy do siebie strzelają powoli nie wiedza po której są stronie) , to ze akurat dziś uderzenie na Asada pośrednio wspomaga rebeliantów związanych też i z Al Kaidą i to ze do końca nie można przedstawić wiarygodnego dowodu wydania rozkazu użycia broni chemicznej – nie rozwiązuje problemu położenia dźwigni. W wypowiedziach Prezydenta i senatorów widać cały czas rozdwojenie – wiemy że za bardzo walenie na oślep nie ma sensu ale zapowiedzieliśmy ze uderzymy ..wobec tego musimy uderzyć mocno” bo nie ma stanów pośrednich. Na to nakłada się zmiana której nie są do końca (a może właśnie są) politycy – obecne decyzje każdorazowo sprawdzane są jak wpłyną na opinie wyborców.  W amerykańskiej prasie nawet same konkrety (i wątpliwości) dotyczące Syrii nie są najważniejsze, na czołowe miejsce wybija się sondaż gdzie atak popiera już tylko 28 % respondentów a liczba przeciwników wzrosła do ponad 65 %.  Jakby to tego dodać teraz pomysły rozwiązania podsuwane przez Rosjan (Ameryka pewnie i słusznie nigdy im nie dowierza) , paleta szarości i możliwych tymczasowych i pośrednich działań Amerykę męczy i nuży. Widać już goryczkowe poszukiwania jak wyjść z tego impasu, może zbombardować jakiś opuszczony budynek lub koszary albo globalna rezolucja zdejmująca z USA odpowiedzialność.  Ostatnie dziesięciolecie Iraku i Afganistanu zostawiło bolesny ślad w amerykańskiej duszy i niepokojące tendencje do izolacjonizmu i zostawienia tego całego bałaganu samemu sobie – w końcu jeśli nie możemy jechać i rozwalcować (położenie D) to należy zostawić jak jest (P).

 

Globalna polityka ma duże odbicie w amerykańskiej energetyce i polityce paliwowej. Gazowa rewolucja łupkowa a teraz wzmacniana rewolucją naftową (coraz większy procent zapotrzebowania pokrywają nowe alternatywne metody wydobywcze ropy naftowej zarówno ze szczelinowania jak i piasków bitumicznych – tu dominuje Kanada w bolesny sposób zamieniając tysiące hektarów dziewiczej przyrody w post-przemysłowe koszmary odkrywkowych kopalń. To też globalny kierunek polityki – Ameryka zmęczona bliskowschodnimi problemu ciągłym zagrożeniem bezpieczeństwa energetycznego, rozwiązuje to po swojemu – gdzieś pomiędzy 2020-2030 osiągnie całkowita samowystarczalność od gazu (a może i ropy naftowej) stając się … eksporterem zasobów energetycznych. W samym wytwarzaniu energii działa przez politykę  budowy układów gazowo-parowych (tylko takie teraz), z lekkim podparciem wciąż istniejącej energetyki jądrowej (2 bloki w drodze, kolejne w zastanowieniu się), odkładając węgiel już coraz wyraźniej na bok (stare elektrownie są zamykane) i przy głośnym popieraniu energetyki odnawialnej (wysokie w Kalifornii, znacznie niższe gdzie indziej, wypadkowa realistyczna a nie idealistyczna). Znowu coraz większe korki na wielopasmowych autostradach i rosnąca sprzedaż samochodów daje lekkie sygnały ze duży kryzys zamienia się w mała stabilizację z trendem wzrostowym, a oczekiwania to powrót do konsumpcji, weekendowe mecze z rodziną i …. koniec z wiadomościami z zagranicy w telewizji. Tych problemów Ameryka nie rozumie i raczej zaparkuje niż będzie jechać dalej w ta stronę.

Trochę niepokojące … większa samowystarczalność energetyczna Ameryki to tak naprawdę tylko większe problemy Bliskiego Wschodu i niebezpieczna pętla sprzężenia rewolt i wojen. W nowych czasach będzie i musiała poradzić sobie Europa … i chyba nie do końca najlepsza polityka będzie promowanie wiatraków i ekologicznego transportu miejskiego, jeśli na granicach Europy zaczną zbierać się groźne burze …

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *