Wiele wskazuje na to, że polski sektor węglowy powinien przygotować się na kolejny cios, tym razem będzie to przegłosowana przez odpowiednie, europejskie komisje nowa wersja dokumentów referencyjnych określających standardy emisyjne (SO2, pyłów, NOx czy rtęci) czyli tzw. BREF. Ale co tak naprawdę w tym chodzi?
Przy okazji dążenia do wprowadzenia ogólnych standardów w Unii Europejskiej przyjęta została Dyrektywa IED, dotycząca emisji gazów przemysłowych, regulująca sprawę zanieczyszczeń z energetyki ale też i innych przemysłów. Konstrukcja IED zakłada istnienie tzw. Dokumentów Referencyjnych – BREF (zwanych też BAT Najlepszych Dostępnych Technik – Best Avaiable Technologies). BREF/ BAT to opis najlepszych technicznych parametrów w danej dziedzinie, określających między innymi poziom zanieczyszczeń jaki jest osiągalny przez określone (najlepsze w danej chwili na rynku) technologie. Ideą IED jest następnie wymuszenie, aby każda nowobudowana instalacja używała technologii rekomendowanej w BREF/BAT, a tym samym była możliwie najbardziej ekologiczna. Bez spełnienia wymogów IED nie jest możliwe na przykład uzyskanie decyzji środowiskowej, a tym samym nie jest możliwe zbudowanie nowej elektrowni. To co było wskazówką i tak zwanym „best practice” powoli zaciska się w coraz bardziej obudowane, formalnie wymogi i zastępuje krajowe standardy emisyjne. Wymogi BREF/BAT w obecnej wersji są oficjalnymi dokumentami unijnymi, a więc mającymi moc urzędową, a rozszerzając Dyrektywę IED zasady będą dotyczyły nie tylko całkiem nowych, ale również istniejących instalacji. W praktyce tracą rację bytu krajowe standardy, a na ich miejsce wchodzą nowe, o wiele ostrzejsze regulacje IED.
Każdy kij ma dwa końce, tak samo regulacja IED używana przez różne grupy w różnych celach- w szczytnym założeniu budowy czystej Europy i promowaniu najlepszych/najnowocześniejszych (i europejskich) technologii przy budowie nowych elektrowni czy też zakładów produkcyjnych ma niestety efekt uboczny w wyprowadzaniu produkcji (szczególnie tej uciążliwej) poza Unię Europejską. Nikt więc nie produkuje już cementu ani uciążliwych dla środowiska chemikaliów w Europie, bo koszt spełnienia BREF jest niebotyczny, a koncerny wolą lokować swoje fabryki w przyjaznych dla inwestorów krajach trzeciego świata, o małych wymogach ekologicznych. Dla energetyki, którą jednak wciąż trudno wynieść poza dany kraj, IED jest oczywiście polem do wszechobecnego lobbingu, bo zmiana kilku cyferek w BAT może oznaczać konieczność stosowania zupełnie innych, referencyjnych technologii – i właśnie tak dzieje się ostatnio.
O co więc chodzi w obecnym głosowaniu? Walka w nowym BREF toczy się o zapisy dotyczące emisji NOx. Więcej można przeczytać tutaj- LINK. W starych, „najlepszych technologiach” poziomem emisji dla większych instalacji energetycznych (powyżej 50 MW) było 90-200 mg NOx/m3 dla istniejących i 50-200 mg NOX/m3 dla nowych bloków. Teraz nowa propozycja zaostrza BAT do 85-150 mg NOx/m3. Pozornie nieznacznie i w dobrym, ekologicznym kierunku natomiast w praktyce oznacza to przejście od tańszych technologii (niekatalityczne odazotowanie SNCR) do tych droższych (selektywne katalityczne odazotowanie SCR). Proponowane jest też równolegle zaostrzenie limitów na 40-150 mg/m3 dla dużych bloków spalających biomasę. Właściwie nie można się czepiać, bo wydaje się, że są to kosmetyczne i postępowe zmiany, ale patrząc z punktu widzenia inwestycji jest to coś, co znowu dobija elektrownie węglowe, które de facto przyzwyczaiły się już do, proponowanego od wielu miesięcy w BREF, ograniczania związków rtęci (co w praktyce wymaga dobudowania układów wprowadzania aktywowanego węgla do spalin i zabudowy filtrów workowych) a tu znów, na ostatnich metrach głosowania, pojawia się nowa poprawka dotycząca NOx i w wielu obiektach na horyzoncie prawdopodobne będą wymiany instalacji wtórego odazotowania. Węgiel (w starych i nowych elektrowniach) znowu będzie kosztował więcej, a jeśli w ciągu 4 lat od ogłoszenia nowych zasad- czyli gdzieś około 2021 r- nie przystosuje się do nowych norm będzie musiał być zamknięty.
Niestety nie zgodzę się do końca z triumfalistycznym tonem w artykule opublikowanym przez biznesalert (LINK) o końcu energetyki węglowej i udowadnianiem, że właśnie te nowe regulacje NOx w BREF uratują świat. Wręcz przeciwnie, wydaje się, że to kolejny przejaw lobbystycznego świata, w którym widzimy czasami źdźbło, a omijamy cała belkę.
Energetyka wcale nie jest tym głównym „mordercą” NOx-owym, a ma udział przynajmniej analogiczny jak nie mniejszy niż transport. To właśnie spaliny naszych samochodów odpowiedzialne są za dramatyczne przekroczenia zanieczyszczeń w naszych miastach. Zmniejszenie limitów NOx w nowych BREF ma znaczenie kosmetyczne (aczkolwiek kluczowe kosztowo, bo wymagają nowych, droższych technologii) natomiast pozostaną niezauważone dla naszego zdrowia. Natomiast jakoś nie widać ani chęci zajęcia się problemem NOx ze spalin samochodowych, które jak pokazała sprawa koncernu VW są podawane niewłaściwie w specyfikacji producentów, a więc pewnie i niedoszacowane na wykresach jak powyżej. Nie widzę opracowań liczących głośno osoby tracące życie w Europie na skutek zanieczyszczeń w transporcie ani silnego lobowania za rygorystycznym zmniejszaniem norm dla silników samochodowych.
No cóż – prawdopodobnie jest tak jak w starym powiedzeniu o szczurze i chomiku. Ten pierwszy z zazdrością patrzy na chomikową klatkę z zabawkami i przepełnioną jedzeniem i pyta: „Jak to jest – mamy takie same futerko, wyglądamy dość podobnie – dlaczego Ciebie kochają a mnie nienawidzą? „Proste” – odpowiada chomik – „Masz słaby PR”. Podobnie jest we współczesnym świecie- dobry PR łatwo jest kupić za dobre pieniądze – wiec już chyba wiemy dlaczego 28 kwietnia będą głosowane nowe zaostrzenia norm dla węgla. Paradoksalnie – cała nadzieja w Niemczech, bo ich sektor starych elektrowni węglowych … jakoś też nie chce się tak przystosować do tych ekologicznych założeń.
Szanowny Panie Profesorze,
Wydaje mi się, że nieco nadmiernie umniejsza Pan wpływ emisji tlenków azotu do powietrza przez dużą energetykę i przemysł. Jak sam Pan podaje emisje tej substancji z transportu samochodowego oraz z energetyki są w zasadzie równe. jeśli by zaś dodać przemysł (który jest objęty dyrektywą IED), to emisje z tych dwóch sektorów będą już znacznie przekraczać transport drogowy. Dziwi mnie również Pana zarzut o braku kampanii przeciwko najbrudniejszym silnikom. Pracuję w organizacji, która od kilku lat prowadzi bardzo intensywną kampanię w zachodniej Europie (od Londynu po Berlin i Pragę) przeciwko silnikom diesla i wiem, że jesteśmy jedną z licznych organizacji i instytucji, które działają w tej sprawie. Co więcej, kampanie te już przynoszą wymierne korzyści i – jak z pewnością Pan wie – w coraz większej liczbie miast (np. skandynawskich i niemieckich) nie wolno wjeżdżać samochodami z silnikiem diesla, a za kilka lat takie samochody będą masowo wycofywane z użytku. Wspomniał Pan również o zjawisku analogicznym do „carbon leakage”, tylko występującym ze względu na obciążenia środowiskowe. Czy dysponuje Pan jakimiś danymi pokazującymi skalę takiego zjawiska? Z tego, co wiem „carbon leakage” nie udało się udowodnić (nie ma żadnych danych wskazujących, że przemysł rzeczywiście przerzuca produkcję do krajów rozwijających się ze względu na koszty emisji CO2). Będę wdzięczna za informację. Pozdrawiam.
Witam serdecznie,
jestem za wolnym rynkiem, a państwo powinno być strażnikiem wolnego rynku, tzn. wyznaczać jedynie warunki brzegowe, poprzez tworzenie prawa, które chroni interesy obywateli.
Obecnie najwięcej zanieczyszczeń emitują: transport, niskie emisje, energetyka i przemysł. Dopóki odpowiedzialność jest rozmyta, nie ma w zasadzie winnego. Dlatego, żeby poprawić jakość powietrza, to trzeba uderzyć tego co się najmniej potrafi bronić. Jeśli uda się zmusić energetykę i przemysł do zmniejszenia emisji, to pozostanie już tylko 2 winnych: niskie emisje oraz transport. Niskich emisji nie uda się szybko pokonać, ponieważ do tego potrzebana jest rozbudowa infrastruktury, a to trwa. Zatem po energetyce zostanie zaatakowany trasport i ten nie będzie umiał się przed tym atakiem długo bronić!
W kosztach wytwarzania energii jest, moim zdaniem, niedoszacowany koszt korzystania ze środowiska i jego zanieczyszczania. W latach 70. emisja SOx była tolerowana przez społeczństwo, nie była jadnak tolerowana przez lasy, więc lasów np. w Kotlinie Kłodzikiej nie było. Ot tak społeczńswo, świadomie bądź nieswiadomie, w imię cholera wie czego, tolerowało zanieczyszczenia. Dziś też można by było powiedzieć, że bez morej instalacji odsiarczania spalin, koszt wytwarzania energii elektrycznej z węgla będzie niższy i będzie to święta prawda.
Uważam, że 10 mld zł (szacunek portalu http://www.wysokienapiecie.pl), to nie jest olbrzymi, zabójczy dla węgla koszt. Pokrycie zapotrzebowania na energię elektryczną kraju, musi zostać zrealizowane po najniższych nakładach całkowytych (nakład inwestycyjncy + koszty stałe + koszty zmienne). I tu jest meritum mojej wypowiedzi. Szacuje się, że w wyniku złej jakości powietrza ok. 25 tys. osób w Polsce umiera przedwcześnie. Jak oszacować koszt ludzkiego życia? Żeby obejść ten problem, którego nie da się moim zadaniem rozwiązać, to trzeba stworzyć takie BATy i możliwie jak najszybciej śrubować ich wymagania. Wtedy może się okazać, że LCOE z gazu (z uwzględnieniem kosztów środowiskowych „i ludzkich”) jest niższy niż LCOE z węgla kamiennego! A to jest jak to Amerykanie mówią „bad news” i tego nie chce usłyszeć żadana kopalnia, żadna elektrownia opalająca węglem, w skrócie żaden węglowy establishment. Ostatnio UK wytrzymała cały weekend bez węgla, co zdaje się moją tezę potwierdzać.
Wracając do transportu, to po ujawnieniu skandalu „diesel gate”, w Niemczech zaczęł się „shit strom”. Obywatele miast: Hamburg, Stuttgart czy München zaskarżają władze tych miast i domagają się odszkodowania, za łamanie norm jakości powietrza. Najprawdopodobniej od początku 2018 roku zostanie wprowadzony zakaz wjazdu diesli, które nie spełniają norm EURO 5, do tych miast. Oczywiście powinno się karać producentów, a nie konsumentów ale lobby Automobilindustrie nie śpi i nie pozwoli nałożyć na siebie kar! Nawet ostatnio Merkel powiedziała, że diesel to czysta technologia. Prosta rada, nie kupować ani używanych, ani nowych diesli, bo stare nie będą mogły wjeżdżać do miast, a nowe będą tracić szybko na wartości i będą droższe w eksploatacji. Czekam, aż policja będzie wyrywkowo mierzyć emisję substacji szkodliwych w spalinach i karać soby, co powycinały katalizatory i filtry. Co ciekawe nowe diesle „1.9 TDI” nie różnią się zbytnio od starych diesli. Albo mamy przyspiesznie od 0-100 km/s w 12-15 s i wymieniamy co 2 lata katalizator i filtr cząstek stałych (nie, nie za darmo!) i zachowujemy wszelkie normy, albo mamy przyspieszenie 0-100 km/h w ok. 9 s ale przekraczamy 10 razy wszelkie limity, a jak się wytnie te „niepotrzebne” filtry i katalizatory to i można 100 razy limity emisji zanieczyszczeń przekroczyć! Na szczęście pojawiają się na horyzoncie samochody elektryczne, wiec emisja spalin z miast przeniesie się do elektrowni, a te już będą emitować nieznaczne ilości zanieczyszczeń!
Podsumowywując nakładanie kolejnych norm emisji spalin na energetykę i przemysł jest korzystne dla obywateli, w krajach w których te normy obowiązywują. Świadomość społeczna rośnie, więc i wymagania obywateli co do jakości powietrza rosną. Ochrona środowiska jest droga, czyste powietrze kosztuje ale moim zdaniem koszty te warto ponieść w zamian za dłuższe i lepszej jakości życie. Jeśli wymogi emisji zanieczyszczeń będą konsewentnie rozszerzane na inne gałęzie przemysłu, a od czegoś trzeba zacząć, to problem smogu zostanie drastycznie zredukowany a może nawet i całkowicie zniknie.
Pozdrawiam serdecznie, i z góry dziękuję, że wszelką konstruktywną krytykę.
Paweł M.