Zupełnie jakby zapomniano, że mija właśnie ćwiartka wieku wolności (pamiętne wybory 4 czerwca). Tak naprawdę wszystko zaczęło się jeszcze wcześniej, teraz już nikt tego nie pamięta, a miało kulminację 13 grudnia 1981, kiedy w niedzielny poranek zamiast Teleranka zobaczyliśmy śnieg na ekranie telewizora a potem faceta w mundurze. Tak naprawdę to miał być „4 pancernych i pies” wyświetlanych z rana, ale pancernych zobaczyłem wcześniej w nocy, z okna kuchni. Dostaliśmy zamiast starych czołgów na ekranie, całkiem blisko te nowoczesne (T-72) wraz z pokaźnym zestawem transporterów opancerzonych atakujących nieznanego przeciwnika. Umiarkowana przyjemność podziwiania wojsk pancernych oraz przymusowego niechodzenia do szkoły, szybko ustąpiła beznadziejności braku wolności i naprawdę niefajnych czasów, których nikomu nie polecam. Chyba nikt kto miał wówczas tyle lat co ja, nie da się przekonać co do dziejowej misji i Wallenrodowych decyzji ówczesnego I Sekretarza, którego niedawne odejście w zaświaty nagle pobudziło historyczną dyskusję. Jakby nie było – jest zupełnie inaczej, 4 czerwca otworzył okres wolności pełnej także różnego rodzaju wątpliwych kompromisów i rzeczywistości, która jak zwykle nie do końca spełnia marzenia.
Właściwie o niewiele rzeczy bym się przyczepiał dzisiaj, poza zwyczajowym zablokowaniem miasta przy okazji odświętnych uroczystości. I nie chodzi o prawdziwe pochody, spotkania i manifestacje. Po raz kolejny Warszawie i jej mieszkańcom, funduje się wizytę amerykańskiego Prezydenta i przy tej okazji – całkowity Armagedon komunikacyjno-transportowy. Niestety … wolność przyszła, ale niektóre przyzwyczajenia rządzących pozostają – a amerykańskie przyzwyczajenia przede wszystkim. Prezydent Obama wraz ze świtą musi zamieszkać w amerykańskim hotelu (Marriott Centrum), który jak wiadomo jest właśnie w samym centrum miasta. Dzisiejsze standardy bezpieczeństwa ważnych celebrytów, a zwłaszcza osoby nr 1 w Ameryce są zrozumiałe – ale wielce nie przyjemne dla normalnych mieszkańców. Już przygotowujemy się na paraliż miasta – blokowanie ulic podczas przejazdu konwoju prezydenckich samochodów (wiemy jak wtedy wygląda Warszawa, konwój jedzie, wszystko inne stoi). Całkowite wyłączenie z parkowania (i pewnie też częściowo z poruszania się) w okolicach centralnych hoteli (co przy okazji jest też miejscem lokalizacji niektórych biur i instytucji np. Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Zapowiada się, że na spotkanie tam jutro nie mam szans podjechać samochodem. Kolejne spotkania w ciekawych miejscach (też centrum) i uczestnictwo w spektakularnych eventach (a wiec przejazd kolumny samochodów, wyłączenie komórek w okolicach, blokady dla ludzi normalnie spieszących się do pracy). Chciałbym być dobrze zrozumiany – chyba wszyscy popieramy uzyskaną wolność , rozumiemy też strategiczną ważność posiadania amerykańskiego Prezydenta za przyjaciela – szczególnie w tak niepewnych obecnie , strategicznie zmieniających się czasach. Ale trochę też i denerwuje zupełna niefrasobliwość, że przy okazji świętowania – znowu pół Warszawy będzie zablokowane – a są tam też i ludzie, którzy w tej zwykłej wolności muszą odebrać dzieci ze szkoły (właśnie w Centrum), muszą spotkać się w gmachach i instytucjach i normalnie dojechać do pracy bo nikt im nie da wolnego. Szkoda że wolność , świętujemy też przez zamykanie krytycznych ulic, placów i przeszukiwanie przechodniów. Szkoda też że rządzący (wszystkich krajów) nie starają się czasami ograniczać problemy zwykłych mieszkańców i mieszkać lub spotykać się gdzieś na uboczu. Ale cóż, każdy z czasów ma swoje cechy szczególne. Oczywiście wybieram wolność, przygotowuje się na chodzenie pieszo przez najbliższe dwa dni i desperacko sledzę o której będą zamykać ulice, ale jak zawsze – polecam też i inne miasta w Polsce, które kiedyś mógłby odwiedzić amerykański Prezydent i inni oficjele. Jest przecież tyle pięknych miejsc gdzie mieszkańcy na pewno z przyjemnością postaliby w korku czekając na przejazd prezydenckich konwojów….