Człowiek zawsze był ciekawy przyszłości. Od wieków największym poważaniem cieszyli się prognostycy, którzy potrafili trafnie odgadnąć przyszłe wydarzenia czy niespodziewane zjawiska. Dawniej znani byli pod nazwą wróżbitów i magów i stosowali dziwne rekwizyty od szklanej kuli poprzez fusy herbaciane do kawałków baraniej kości. Dziś zastąpiło ją grono specjalistów i konsultantów, a niekiedy i naukowców, uzbrojonych w maszyny komputerowe, bazy wiedzy i skomplikowane modele matematyczne. Efekt …. w przybliżeniu taki sam.
Energetyka i nauki informatyczne pełne są prognostyków. W pierwszym przypadku prognozy są niesłychanie istotne – kiedy czas zwrotu z inwestycji to 15 lat minimum (bloki gazowe i gazowo-parowe) do 60 (jądrowe), najbardziej kluczowe informacje, to przyszła cena i dostępność paliw. Tu … co prognoza to lepiej. Już w latach 70-tych słynne było koło naukowe zwane „Klubem Rzymskim: wydające raporty o kończeniu się zasobów surowców naturalnych – sam mam jeszcze książkę z wykresem ich przewidywań gdzie w okolicach końca XX wieku definitywnie nie ma już gazu ani ropy. Teraz właściwie to samo (też ma się skończyć – raport PAN), ale termin przesunięto na 2050 (ropa) i 2060 (gaz). W mocnej sprzeczności stoi ostatnio opublikowany raport amerykańskiego departamentu energetyki (DOE) (prognozy amerykańskiego rynku energetycznego do 2035), który przewiduje, że co prawda ropa zdrożeje (w obecnych dolarach ok 145 więc czasami już jesteśmy blisko), ale z gazem, to że już około 2016 USA będą eksporterem netto (gaz łupkowy), a ceny światowe będą spadać. Trudno wiec stawiać na jakąś kartę , przy okazji patrząc na potencjalne zmiany klimatyczne, a co za tym idzie i nowe i stare, możliwe regulacje dotyczące CO2. Walka ze zmianami klimatycznymi nie jest nowa, bo warto przypomnieć, że właśnie w latach 70-tych się zaczęła (troska i pierwsze próby). Wówczas potencjalnym zagrożeniem było … paradoksalnie …. Ochłodzenie, a wszyscy ówcześni meteorolodzy byli zgodni, że to taki właśnie mamy trend. Niestety od 1979 r średnie temperatury zaczęły rosnąć i za chwilę mieliśmy troskę o globalne ocieplenie i topniejące góry lodowe na biegunach. Troskę tak mocną, że stała się podstawą konsekwentnej polityki Unii Europejskiej. karania samej siebie za produkcję CO2 w energetyce i przemyśle. O tyle konsekwentnej (że będziemy coraz więcej płacić) co daremnej (co w bilansie światowym ograniczenia UE nie mają już znaczenia). Teraz dla odmiany co chwilę pojawiają się też sprzeczne informacje – ostatnio w niektórych gazetach i na portalach, że podobno wzrost temperatury na świecie zakończył się w 1994 roku, a teraz znowu grozi nam ochłodzenie. Niektórzy spekulują, że za chwile będzie jak w latach 1645-1715 (tzw. „minimum Maundera” angielskiego astronoma badającego intensywność plam na słońcu). Na razie jesteśmy w szczycie (2012), ale za chwile mamy zjechać ostro w dół (z plamami) co wg niektórych poprowadzi do podobnej jak ponad 300 lat temu tzw. Małej Epoki Lodowcowej. Dla przypomnienia w tamtych czasach w ziemie regularnie zamarzał Bałtyk i można było do Szwecji zamiast kajakiem albo promem, to po prostu dojechać saniami, a podróż umilały stawiane przy drodze karczmy na lodzie. Prognostycy stawiający na wzrost temperatury odpowiadają, że to nieprawda, bo za Małą Epokę Lodowcową odpowiedzialny jest Kolumb, który odkrywając Amerykę zawlókł też europejskie choroby w krótce wybijające 90 % populacji. To z kolei przyniosło znaczne zalesienie uprawnych pól, a stąd już tylko krok do wychwytu CO2, a więc ochłodzenia klimatu, dlatego dalej trzeba prowadzić handel CO2. Niestety, zalew prognoz dobrych i złych, a przede wszystkim niesprawdzalnych, bo w czasie kiedy mamy wynik to prognosta już dawno nie żyje, doprowadził cała sztukę wróżenia do upadku. W tej chwili osiągnęliśmy chyba stan, że nikt nie jest przekonany do żadnej ekspertyzy, nawet najbardziej renomowanych ośrodków, tym bardziej, że często pojawiają się dwie zupełnie sprzeczne na dodatek tego samego dnia.
W IT jest jeszcze lepiej. Warto dla uśmiechu przypomnieć tylko dwie – w 1949 roku w czasopiśmie technicznym pojawiła się przepowiednia że „w przyszłości komputery mogą ważyć mniej niż 1,5 tony”, co oczywiście z punktu widzenia logiki jest całkowicie poprawne, ale jednocześnie zabawne mając laptopa na kolanach i smartfona w kieszeni. I ostatnio tzw. szokujące przepowiednie Saxo Banku – że ceny akcji Apple w 2012 spadną o 50 %. W świetle właśnie ostatnio opublikowanych wyników, firma jest warta więcej niż cała Grecja z Portugalią i kawałkiem Hiszpanii i łatwo mogłaby spłacić większość zadłużenia Polski, więc chyba jednak przepowiednia jest trochę przedwczesna.
Czekamy na więcej i coraz bardziej przekonujemy się do dawnych metod szklanej kuli i herbaty. Dla inwestorów w polskiej energetyki podaje też kilka innych możliwości jak: Hydromancja – to sztuka przepowiadania na podstawie wody (wrzucanie kilku kamieni o różnych kształtach i patrzenie na odbicie fal – to pewnie dobre dla zyskowności elektrowni wodnych i nowych regulacji OZE) , Cefalomancja – wróżenie na podstawie ruchów głowy zwierzęcia (łatwe jeśli ma się jakieś zwierzę domowe – ja mam ryby w akwarium i tu trochę jednak trudniej) oraz Geomancja – w tym przypadku czytamy znaki z ziemi rozsypanej na białym płótnie (tanio i szybko). Patrząc na efekt sprawdzalności konsultantów i ekspertów (tu pewnie także i moich wróżb) … podobnie ze sprawdzalnością, a nie trzeba płacić za same ekspertyzy ….
Czasami mam wrażenie, że kula i herbata to podstawowe narzędzia pracy firm doradczych, z tym, że w czasie pracy przed prognozowanym okresem działają idealnie, kula lśni a fusy układają się w przeróżne znaki natomiast jak nadchodzi chwila prawdy okazuje się co innego. Pełne zaskoczenie:) szkoda, że dla Klienta a nie wróżbity/kosmity….