W dawnych czasach istniały dwa sąsiadujące królestwa. Prawie identycznie położone wzdłuż pięknej rzeki, każde z nich składało się z części nadbrzeżnej (nisko przy rzece) i wyżynnej (na płaskowyżu). Pewnego dnia królestwa obiegła wieść o nadchodzącej rzecznej katastrofie, przepowiednie hydrologów z obu królestw były wyjątkowo zgodne, za chwilę wielka powódź miała zmieść tereny nadbrzeżne. W obu monarchiach natychmiast przystąpiono do realizacji planów ratunkowych, ale według odmiennych strategii. Królestwo A opracowało plan ratunkowy. Opróżniono skarbiec dla działań zaradczych, natychmiast też podniesiono podatki i odebrano wielkie połacie ziemi tym na wzgórzach. Nowa ziemię rozparcelowano i przeznaczono dla tych znad rzeki, dla każdego z adresem i terminem przeprowadzki. Królewscy heroldzi przynieśli odpowiednie plany i oczekiwali przynajmniej zgodnej reakcji zagrożonych. Tymczasem… podniósł się raban i dyskusja. Większość osadników znad rzeki kwestionowała konieczność przeprowadzki, w końcu powódź przepowiadano już kilka razy. Pojawiały się nawet teorie spiskowe, że wszystko zaplanowano tak, aby sprzedać za bezcen ziemie do drugiego królestwa. Wszyscy jednym głosem mówili, ze nie zgadzają się na małe parcele na wyżynach i zażądali wysokich dopłat i zwolnień podatkowych. Delegacja nadbrzeżna zabarykadowała się w osadzie żądając przyjazdu delegacji królewskiej, a nie jakiś heroldów.
Tymczasem strategia króla B była zupełnie odmienna. Kodon służb publicznych od razu przystąpił do budowy dodatkowych umocnień na wyżynach, ogrodzenia i tylko jednej bramy. Nad rzekę przekazano informację o terminie zamknięcia przejścia, i że z uwagi na problemy gospodarcze królestwa pomoc może ograniczyć się jedynie do dostawy łodzi ratunkowych i siekierek na budowę tratw. Oczywiście w sekrecie wydzielono (znacznie ograniczone niż w królestwie A) mniejsze parcele na wyżynach na wypadek ewakuacji wraz z budżetem pomocowym. Czas upłynął i powódź wreszcie nadeszła (katastrofy się przecież zdarzają). W królestwie A, duża część nadbrzeżan utonęła wraz z delegacja negocjacyjną ministerstwa. Pozostali przeszli na górę, objęli przeznaczone dla nich nowe działki, ale polityczne wrzenie trwało. Starzy oskarżali nowych o zabór ziemi, nowi o niedostateczna pomoc, a wszyscy utyskiwali na nieudolność króla. Królestwo chyliło się ku upadkowi i możliwa była rewolta. W królestwie B sytuacja była zupełnie odmienna. Wszyscy znad rzeki ewakuowali się w odpowiednim czasie i nie trzeba było nawet zamykać bramy. Pomoc w postaci małych działek przyjęto z wielkim entuzjazmem jako szczodrobliwość i dobroć przewidującego władcy. Dodatkowe wydatki z budżetu połączone umiejętna kampanią PR-owa (wskazującą tez na problemy w królestwie A) podniosły wysoko morale poddanych. W zależności od nastroju władcy, mógł on wybrać pomiędzy nową kampanią wojenną albo budową tamy z nowych podatków – do obu projektów poddani byli przychylnie nastawieni.
Ta klasyczna opowiastka z managerskich podręczników o zarządzaniu zmianą (change management), która pokazuje podstawowy problem wszelkiego typu reorganizacji. Każda zmiana – powoduje opór i niechęć do wdrażania nowych procesów (jest to bowiem przejście z tzw. strefy komfortu do strefy ryzyka). Nie ma szans na skuteczną reorganizację jeżeli przed wprowadzeniem zmiany nie stworzy się odpowiednich warunków. Są nawet proste zasady, według których jasna wizja zmian, ale także niepewność wynikająca z rzeczywistego zagrożenia oraz tzw. „pierwsze kroki” – muszą być większe od oporu (niechęci do zmian). W przeciwnym wypadku… nie ma sensu nawet zabierać się za reorganizację, bo nawet nie ruszymy z miejsca.
Natomiast w planie restrukturyzacji dla górnictwa wygląda na to, że całkowicie zapomniano o lekcji z zarządzania zmianą i przygotowano wręcz pokazowe warsztaty z cyklu- „Czego nie robić” i „Jakie można popełnić błędy”. Sam plan ratowania górnictwa, który pojawił się 7 stycznia można nawet ocenić pozytywnie- zaproponował cokolwiek innego niż tylko kolejne dosypywanie pieniędzy, minimalizował zamykanie nierentownych kopalń, pewnie uwzględnił oczekiwane problemy górników i chęć niesienia im pomocy (24 miesięczne pakiety pomostowe, które nie istnieją w żadnym innym sektorze). Można chyba nawet ocenić, że był zbyt optymistyczny patrząc na pikujące ceny paliw na rynkach światowych i prognozowane 2,4 mld zł dla Kompani Węglowej to pewnie jeszcze za mało, prawdziwy program powinien być znacznie ostrzejszy i bardziej radykalny. Trudne będzie też obciążenie energetyki znacznymi kosztami (wymuszenie spółek energetycznych do finansowania górnictwa). Ale to wszystko i tak jest mniej ważne gdyż zapomniano zupełnie o „change management”. Dziś już prawie 1300 górników strajkuje w kopalniach, a protest się rozszerza. Za chwile delegacje rządowe będą musiały negocjować w atmosferze wrzenia w kopalniach, a może nawet i palonych opon w Warszawie. Opozycja spieszy się, aby jak najszybciej wspomóc protestujących. Atmosfera gęstnieje…
Plan restrukturyzacji upadł… zanim tak naprawdę zaczął być wprowadzany. Trudno liczyć na to, że strona rządowa będzie teraz dalej konsekwentna i dalej utrzyma program, który tak naprawdę jest programem minimum. Tu nie bardzo jest co negocjować– nie zamykać nierentownych kopalń? zabronić importu zagranicznego węgla? (z Rosji, ale też z Australii, RPA i USA ?) Znowu, jak chcą liderzy związkowi, zdjąć z górnictwa podatki i publiczne opłaty? – dlaczego w takim razie nie i z innych sektorów (na pewno sektor prywatny będzie za). Zbyt wczesne ogłoszenie docelowego programu, tak naprawdę uniemożliwiło otwarcie negocjacji, nie ma pola do ustępstw i nie ma prawdziwego poziomu zrozumienia zagrożenia u górnictwa, które umożliwiłyby przezwyciężenie oporu do zmian. Najbliższe dni, a pewnie i miesiące to znowu chocholi taniec i przeciąganie liny, a w praktyce pewnie uspokajanie atmosfery do kolejnych wyborów poprzez rozmiękczanie projektów i pokrywanie kolejnych strat. Wygląda na to też, że jak w zaproponowanej na Mikołajki grze planszowej (http://konradswirski.blog.tt.com.pl/?p=2044) utknęliśmy na polu numer jeden i zaraz wrzucimy wszystkie górnicze straty w energetykę. Woda przybiera…
Dziś zdaje się zdaje się, że już nikt nie patrzy na problem inaczej niż przez pryzmat wyborczej urny 2015.
2 komentarze do “Falstart planu dla górnictwa.”