Czasami życie w Polsce nie jest takie złe jak się wydaje. W ręce wpadły mi zdjęcia i opisy nowych trendów życia w Pekinie i rejonach przemysłowych Chin. Okazuje się, że jednym z najlepszych, ostatnich trendów biznesowych na tamtejszym rynku budowlanym jest ….. stawianie kopuł nad boiskami dla dzieci w elitarnych szkołach. Wiemy coś o tym, że postęp cywilizacyjny, a szczególnie skok bez trzymanki jak tam się dzieje czasami, nie obywa się bez efektów ubocznych. Chiny mają produkować najtaniej – ale dziś najtaniej to nie tylko najtańsza siła robocza – to też koszty produkcji w zużytej energii i w  …. kontrolowaniu zanieczyszczenia środowiska. To ostatnie staje się coraz bardziej istotne bo każdy widzi coraz bardziej rygorystyczne normy i podejście Unii Europejskiej i przykłady rozsądku z USA czy Kanady.

Pilnowanie zanieczyszczeń – sam proces technologiczny, pomiary , składowanie , itp. kosztuje i dziś już powoli staje się droższe  niż sam zysk z taniej robocizny. Nic dziwnego że optymalizatorzy kosztów w największych korporacjach wykorzystują to skrzętnie , zresztą w typowy sposób – outsourcując produkcję do Chin i innych miejsc i zamykając oczy na lokalny problem. Na koniec w sklepie mamy elegancką koszulkę czy śliczny plastikowy  słoiczek w kolorowe kwiatki na półkach korporacji z fajną metką i doskonałym korporacyjnym CSR i troską o nasza planetę. Tam dalej już troszkę gorzej bo koszulka robi wyspecjalizowana w produkcji chińska firma, a właściwie pewnie tajwańska, która ma w Chinach fabryki, zarządzane przez lokalnych kierowników z wyśrubowanymi normami kosztów. Tak troska o czystą planetę troszkę się rozmywa, bo czego nie widać to z serca – i w tym ostatnim ogniwie – zakładzie produkcyjnym zlokalizowanym gdzieś w środkowych Chinach – zanieczyszczamy na potęgę. Efekt końcowy widać w smogu w Pekinie i innych chińskich miastach , i przekroczeniu poziomu emisji (traktowanego jako dopuszczalny do życia) nawet o kilka do kilkunastu razy. Oczywiście można powiedzieć, że sami sobie winni jak tak chcą robić tanio, ale wracam do tych kopuł nad placami zabaw i boiskami. Oczywiście inwestycje idą we wszystkich elitarnych, zwykle zagraniczno-ekskluzywnych szkołach, coraz bardziej popularnych dla nowobogackich i wysokiej chińskiej klasy średniej. To właściwie konieczność bo problemy zdrowotne z płucami i oskrzelami u dzieci rosną w Pekinie lawinowo, w części normalnych szkół zajęcia na tzw. świeżym powietrzu są właściwie odwoływane. Zawrotną karierę robią domowe filtry i oczyszczacze powietrza, będące obecnie standardowym wyposażeniem klasowych apartamentów, a jak smog osiądzie to nie tylko niebieskiego nieba nie widać, ale też i czasami trudno przejrzeć na kilkadziesiąt metrów. Przypomina mi to zdjęcie z bliskiego mi serca Pittsburgha w USA z początku tego wieku – sam środek miasta składający się z hut i w nich wielkich pieców, godzina 15 podczas słonecznego lipcowego dnia i …. zapalone na ulicach latarnie – inaczej nie wiele byłoby widać przez wszechogarniający czarniawy smog.  W Pittsburghu już dawno nie ma hut (zostały tylko trzy kominy w jednym z shopping malli jako dawny symbol miasta) bo ponad pół wieku temu zostały wypchnięte przez światową ekonomię do innych krajów gdzie można zanieczyszczać bez problemów.

Problem chińskich zanieczyszczeń sygnalizowany nie tylko przez tych co chcieliby pomóc chińskim dzieciom, ale też i zwolenników naprawdę wolnego handlu i realnej troski o środowisko – no bo jaki sens ma europejska krucjata wobec CO2 i ostre normy zanieczyszczeń jeśli jednocześnie wypycha się od siebie produkcję i potem importuje towary … które były produkowane bez jakiejkolwiek środowiskowej kontroli. Koncepcje pojawiały się różne aż do cabon footprint i oznaczania emisji CO2 w każdej koszulce, iPhonie i kolorowym słoiczku – co pewnie jest i fajne i koncepcyjnie rozsądne ale jak zwykle oznacza rozbudowaną biurokrację , procedury, certyfikacje a na koniec i tak niektórzy przeniosą fabryki potem do Laosu, Kambodży czy w inne dobrze ukryte miejsce i po kilku przekroczeniach granic nakleją nalepkę „zero emission” i „dolphine friendly” . Bez działania samych państw próbujących kontrolować zanieczyszczenie swoich miast, rzek i wsi, dalej będzie to walka z wiatrakami, a z kolei polityka samych państw azjatyckich dalszego pozwalania na ruinę środowiskową i choroby własnych dzieci jest samobójcza. Chińczycy, wydaje się, trochę to zrozumieli bo w czasie ostatniego roku pojawiły się rygorystyczne rozporządzenia zaostrzające emisje zanieczyszczeń – nie tylko w przemyśle samochodowym (samochody sprzedawane w Chinach muszą spalać chyba mniej niż 6.7l/100 km). Nowe normy ważne też w energetyce i na dodatek naprawdę drastyczne – poniżej zestawienie i źródło – jak widać poszli na maksa i właściwie wszędzie nawet ostrzej niż w Unii. Stare bloki mają po 5 lat na dostosowanie się do tych norm, nowe jak widać muszą iść w przypadku węgla z głębokim odsiarczaniem i też odazotowaniem.

Chyba tylko można przyklasnąć bo wysyłając SMS-y na naszego nowego iPhona raczej rzadko myślimy o dymach z komina i pracownikach korporacyjnych fabryk skaczących co pewien czas z dachów fabrycznych, a wkładając nową koszulkę o atrakcyjnej cenie – o kolorowej rzece (już nie Żółtej) bo fajnie ubarwionej niekontrolowanymi i nieoczyszczonymi ściekami.  Pozostaje tylko trzymać kciuki za Chińczyków, żeby te normy zostały teraz zrealizowane, bo na pewno i zdrowsze będą dzieci i konkurencja w produkcji towarów na pewno uczciwsza. Pytanie czy niektóre korporacje będą też się z tego cieszyć, a czy nie przypadkiem zmigrują ze swoim outsourcowanym przemysłem do innych krajów które można łatwo zdegradować, co pokaże że tak naprawdę CRS i dbanie o środowisko ładnie prezentuje się w korporacyjnej siedzibie w Europie a w samym planowaniu kosztów już nie bardzo.

Na koniec ostatni obrazek z  http://www.adamduda.pl/2012/02/04/konsumowanie-c02/

Tym razem dedykowany posłom z Parlamentu Europejskiego którzy głosowali za tzw., backloadingiem (wycofaniem części pozwoleń na emisję CO2 z rynku dla podniesienia ich ceny – uzasadnienie że trzeba wytworzyć odpowiednie impulsy cenowe).

Na razie ustawa nie przeszła bo i widać jaki sens ma ograniczanie emisji w Europie i wypychanie produkcji do Chin. Tym niemniej nie jestem do końca optymistą bo niektórzy parlamentarzyści europejscy chyba nie posiadają umiejętności wyższych klas podstawówki dotyczących interpretacji danych i wykresów.

Jeden komentarz do “Chińczycy produkują taniej …. ale u nas przynajmniej widać niebieskie niebo …”

  1. Myślę, że parlamentarzyści europejscy to po prostu trochę za bardzo uwierzyli we wspaniałość własnego pomysłu na ograniczenie emisji CO2 przy pomocy obciążenia emisji „karami” i traktują to jako swoją świętą misję. A przez takie pojmowanie sprawy, jakiejkolwiek zresztą, logika się na ogół nie przebija.

    A i jeszcze drobna wątpliwość: czy to ograniczenie zużycia paliwa w Chinach to z troski o środowisko, czy raczej o import ropy?

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *