Jest taki moment kiedy idzie wielka burza. Wpatrujemy się w oddalone czarno-granatowe niebo, ale wciąż jeszcze trochę świeci słońce i choć na twarze spadają pierwsze, drobne krople deszczu to wszyscy myślą, że przejdzie bokiem. Tym razem … jednak nie przejdzie. Koronawirus jest faktem i będzie miał wpływ na największy kryzys od dekady, a może i największy w tym stuleciu. Dziś liczymy pojedynczych zarażonych (w kraju) i setki tysięcy na świecie. Jutro musimy przygotować się na miliony – jeśli nie na dziesiątki milionów, widać że nie ma możliwości powstrzymania pandemi. Niezależnie jak jest ona groźna dla naszego zdrowia (większość lekarzy porównuje jedynie koronawirus do ostrej grypy) – to efekt gospodarczy jest już katastrofalny. Niezależnie czy koronawirus spowoduje kryzys, czy też ten kryzys był nieunikniony (a czekaliśmy tylko na wirusa jako usprawiedliwienie) – nic nie będzie już jak dawniej. Gospodarka światowa i krajowa – wyjdzie wyjątkowo poobijana, a rok 2020 czarno wpisze się w historię inwestorów, przedsiębiorców i zwykłych ludzi. Najpierw małe i mniejsze firmy, na początek z sektorów związanych z podróżami, turystyką, eventami i konferencjami, a potem i dostawcy produktów i usług a na koniec właściwie wszyscy – dramatycznie zmniejszanie zamówień i zagrożenie działalności. Warto przypomnieć co oznacza kryzys – tym bardziej, że większość osób w naszym kraju czegoś takiego w ogólne nie rozumie i cały czas patrzy na kolejne krople na twarzy z myślą, że jak zawsze przejdzie bokiem.
Znowu trzeba być workoholikiem (rower i podróże idą w odstawkę). Zmiana w podejściu do pracy już za rogiem. Na koniec przyszłego kwartału… to nie praca będzie czekać na nas. Najpierw powoli a potem już w przyspieszonym tempie, radykalnie zmniejszy się zapotrzebowanie na nowych (jak i starych) pracowników. Firmy zaczną dostosowywać zatrudnienie do wyników (czyli redukcja), a rynek pracy jak za dotknięciem jakiejś zagrypionej różdżki, przestanie być rynkiem pracownika. Znów na ofertę pracy pracowników biurowych pojawi się kilkadziesiąt, a może nawet i 200 ogłoszeń a propozycje płacowe pracodawców będą coraz niższe w kolejnych tygodniach. Na rozmowach o pracy nie będzie tematów tabu, i nie będzie już tak łatwo mówić (lub myśleć) o wolnym czasie o 16-tej i wyjazdach na weekend do Rzymu lub Lizbony. Witajcie w latach 90-tych ubiegłego wieku – workoholik znowu w cenie, praca jest trudna do zdobycia, a jeszcze trudniejsza do utrzymania, godziny pracy… elastyczne (czyli do wieczora), a jeszcze trzeba zrobić coś w weekend. W pracy i HR pojawią się chwilowo tematy zakazane – podwyżka, premia, rozwój osobistym problemy domowe i zewnętrzne oraz ciastka i imprezy integracyjne. Praca zintegruje nas sama – w końcu nic nie jest tak cenne jak coś co jest w deficycie.
Cash is king (a kredyt i inflacja mogą być niebezpieczne). Nagle jakoś dziwnie powróci podejście do gospodarki naturalnej. Pieniądz rzeczywisty (najlepiej w gotówce) zacznie być jakoś bardziej wartościowy od pieniądza wirtualnego, pożyczka i hipoteka zostanie obudowana niebotycznymi warunkami i zaostrzeniami, a sam kredyt nie będzie lekki jak pianka lub miniskrzydełka, a może okazać się kajdanami nie do udźwignięcia. Pojawią się słowa, których nikt nie rozumie – jak inflacja, co zaraz odłoży się na szybkie wzrosty stóp procentowych, a to przełoży się na zupełnie jasne skaczące raty kredytów, które zaczną zjadać większość pensji. Wróci do łask ryzyko walutowe i wahania kursów. Szczęśliwcy, którzy będą mogli zaparkować na bezpiecznych pozycjach (może w gorszych mieszkaniach, ale bez kredytu).
Chleb bardziej ważny niż kawior. Można najeść się wszystkim, ale w kryzysie bardziej popularne są proste potrawy. Tak samo chwilowo w gospodarce – pierwsze (i najmocniej) będą tracić produkty najbardziej zaawansowane, najbardziej wyrafinowane i najbardziej … wirtualne (bo nagle okaże się, że będzie można bez nich obyć). Odłożymy na przyszłość kupna nowych modeli smartfonów (nagle nie musimy robić zdjęcia 3 lub 4 obiektywowym modelem), nagle na giełdzie (tak jak przez ostatnie dni) dominować będzie kolor czerwony, a wirtualne majątki wyparują znacznie szybciej niż się pracowicie budowały. W słynnym kryzysie roku 2000 (któż to pamięta) i spekulacyjnych baniek pierwszych internetowych firm, na samym końcu hossy popularne były wszystkie wirtualne przedsięwzięcia, a biznes plany spisywało się na serwetkach w kawiarniach. W kilka dni, wszystkie te serwetki wpadły do kosza a nowi antreprenerzy zaczęli produkować buty lub zakwas dla piekarni.
Można sobie protestować (ale nikt tego nie słucha). Bolesną lekcją na koniec będą wszystkie protesty poszkodowanych. Protestować będą pracownicy upadłych firm, tych które będą zmierzać do upadku, kredytowi posiadacze i kredytodawcy, zwiedzeni inwestorzy i pracownicy (sektorów publicznych a na pewno i górnictwa), którzy nie dostaną najpierw podwyżek, a potem i wypłaty zaległych pensji. Wszystkich połączy jedno – nikt ich nie będzie słuchać (a najbardziej nie będą słuchać politycy – no chyba, że przełożą na swoje populistyczne hasła). Dobry kryzys ma cechę zarażającą wszystkie sektory i wszystkie wskaźniki jednocześnie – nie będzie pieniędzy i nie będzie łatwego rozwiązania, a to co zostanie w kieszeniach budżetu – na początek trzeba skierować do sektorów siłowych. Rok 2020 a może i dalej, może wiec przynieść to co dawno nie widziane, demonstracje i flagi i palone opony, ale nie w stylu light jak dotychczas z selfie polityków, a prawdziwe demonstracje i prawdziwe zamieszki (we wszystkich krajach) jakich dawno nie widziano.
Jeśli ktoś uważa, że to jakieś kasandryczne przepowiednie – niech się jednak nie martwi. Kryzysów było już sporo (a sam pamiętam co najmniej cztery). Dwie rzeczy można być bowiem pewnym – jedna: że kryzys przyjdzie, a druga … że kiedyś też się skończy. A po kryzysie – trawa zawsze odrasta bardziej zielona. A więc optymistycznie – znosimy rower i wrotki do piwnicy, pojawiamy się pierwsi w pracy z gotowym raportem i gotowością do pracy w sobotę, spłacamy kredyty i nie inwestujemy w wirtualne firmy. Na koniec zawsze omijamy manifestacje i grzecznie czekamy na …. Kolejne Nowe czasy. W końcu po kryzysie – znowu będzie pięknie.
(…)Cash is king (a kredyt i inflacja mogą być niebezpieczne).(…)
Jak ruszy hiperinflacja to cash will radioactive waste.
Gościu jestes niezły 🙂