Znów święta w Zakopanem, pozostało już kilka dni do Nowego Roku. Miejscowość kultowa dla wszystkich warszawiaków – w końcu tam przeniósł się (co prawda będąc chyba dzieckiem) z Warszawy Witkacy. Rozpropagowana dla wszystkich turystów w kluczowych obrazach, słynąca z regionalnego sera oscypek, architektury zakopiańskiej, stromych dachów, specyficznej gwary, której nikt nie rozumie (w Janosiku mówili zupełnie inaczej) i traumatycznych wrażeniach wszystkich, którzy podróżowali nocą po Zakopiance (jedyna droga dojazdowa) przy opadach śniegu.
W tym roku turyści nie dopisali. Zakopane jest stosunkowo puste (jeśli można tak mówić o mieście które samo ma chyba z 30 tys. mieszkańców, do którego przyjeżdża zwykle z 10 razy tyle turystów). Teraz z uwagi na rekordowo ciepłą zimę , śniegu jest nie za dużo (jedynie kilka sztucznie dośnieżanych łagodnych stoków). Nie działa najsłynniejszy stok Kasprowego Wierchu, a Nosal jedynie do jednej czwartej (o czym nie wspominają w migawkach w telewizji). Warszawscy i inni eksperci narciarstwa z wypasionym sprzętem dawno przenieśli się na austriackie i włoskie stoki. Chyba dużo osób odwołało rezerwacje, Krupówki powoli zapełniają się przed samym Sylwestrem, ale ogólnie ludzi bardzo mało i praktycznie na każdym hotelu, pensjonacie lub kwaterze widać napisy „Wolne Pokoje”.
Inaczej niż kiedyś – w końcowym okresie dogorywającego komunizmu. Zakopane wtedy było absolutnie kultowe. Nikt nie wyobrażał sobie innego miejsca na narty. Baza noclegowa bywała skromna. Pokój z łazienką uchodził za niedostępny luksus – no może w samym hotelu Kasprowy, a zwykle trzeba było mieszkać „zbiorczo” w pokojach w kwaterach ze wspólnymi łazienkami na korytarzach. Miejscowi też trochę bardziej „twardo” podchodzili do przyjezdnych. Wiadomo że na Podhalu jest ciężko i trzeba oszczędzać – do dziś pamiętam, że w nocy temperatura w pokojach spadała nisko, a ciepła woda bywała w kranie jak ją się akurat dało złapać przez jakieś dwie szczególne godziny. Samych miejsc w hotelach i pensjonatach było znacznie mniej (a może turystów więcej). Pamiętam, kiedyś przyjechaliśmy w większej grupie bez rezerwacji i całe miasto było totalnie zapchane. Ani jednej wolnej kwatery nawet w najbardziej odległych miejscach. Przywiązanie do Zakopanego sprawiło jednak, że nie poddaliśmy się łatwo i pierwszego dnia spędziliśmy noc na dworcu kolejowym w towarzystwie kilkudziesięciu analogicznie bezkwaterowych turystów. Szukając w desperacji czegokolwiek następnego dnia , trafiliśmy na najbardziej przerażającą przygodę – przygodnie zapoznani górale zaoferowali schronienie. Górale nie wyglądali najlepiej i charakteryzowali się tzw. syndromem następnego dnia, ale w owych czasach większość ludzi tak wyglądała, a cementowa podłoga na dworcu była naprawdę twarda. Zaprowadzili nas do jakiegoś mieszkania w centrum, gdzie po wejściu pokazali jedno pokojowe mieszkanie w którym jak powiedzieli –„możecie sobie legnąć pokotem”. Najbardziej przerażające było jednak, że w mieszkaniu brak było jakichkolwiek sprzętów poza kwadratowym stołem i kilkoma krzesłami na których siedzieli dwaj kolejni górale (bracia ?) o twarzach wyciosanych ciupagą, a na kwadratowym stole stało …. co najmniej 30 (trzydzieści) owocowych win. Cały stół był nimi całkowicie zastawiony , a jeden z braci brał kolejno butelkę podawał do drugiego, który w niesłychanie perfekcyjny sposób odwracał ją do góry dnem , obijał łokciem, wyjmował korek i podawał z powrotem na stół. Zrozumieliśmy … że zaczyna się impreza zapoznawcza. Do dziś mam w oczach jak uciekaliśmy po schodach na dół na zewnątrz .. nie dlatego, że nie ceniliśmy owocowego wina, ale jednak dawka po 5-6 na głowę to dla nas było minimalnie za dużo.
Teraz Zakopane zmieniło swoją formę i całkowicie otworzyło się na turystów. Ilość nowych hoteli, karczm, czy pensjonatów jest ogromna. Krupówki od dawna odrestaurowane świecą markami najlepszych sklepów, a zakopiańska kultura zmierza w kierunku „GóralBurger”, „stekChałupa” McDonalda w zakopiańskim wydaniu. Wszędzie jest ciepło i przytulnie, a miejscowi walczą o turystów jak mogą. Dla mnie pamietającego dawne Zakopane, czasami brak tej specyficznej „szorstkości” z dawnych lat – ale czasami jeszcze można coś wynaleźć. Stok narciarski Butorowego z Gubałówki, z wyciągiem krzesełkowym jest obecnie przystosowany wyłącznie … do wjazdu osób pieszych. Miejscowi właściciele ziemi na stoku zjazdowym postawili szereg płotów i zasiek – w końcu to ich ziemia i żaden cepr nie będzie im tu na nartach zjeżdżał. Podejrzewam, że jakiekolwiek próby wspólnego porozumienia ,że można na narciarzach zarobić upadły, bo w końcu w kulturze polskiej i podhalańskiej najważniejsze nie jest to, żeby zarobić coś dla siebie, ale żeby nie dać sąsiadowi. Podbudowany tym wchodzę do regionalnej restauracji i widzę napis na drzwiach „w czasie grania kapeli regionalnej , każdemu z gości będzie doliczane 3 zł do rachunku”. Na początku myślałem że się pomyliłem w czytaniu, bo jak wiadomo muzyka góralska jest wyjątkowo specyficzna odmianą rytmicznego zawodzenia na nienastrojonych instrumentach i że będą dopłacać za słuchanie. Ale jednak nie … strzyżenie owiec i turystów dalej w modzie, wiec uradowany odnalezieniem klimatów z dawnych czasów otwieram drzwi i bucha na mnie ciepło przytulnej karczmy, zapachy grillowanego oscypka i świetnej golonki, pomieszane z nutami skocznej, zakopiańskiej muzyki …..