Kolejny poranek z newsami zza oceanu – wybuchła fabryka nawozów.  Jesteśmy przyzwyczajeni do spokojnych czasów i wierzymy w potęgę techniki, a tu okazuje się, że co chwila coś zawodzi. Dzisiaj fabryka nawozów – zresztą nic nie jest pewne bo jak w takich sytuacjach wiadomości fragmentaryczne i tylko urywki filmów na You Tube są najszybsze. Gigantyczny słup dymu i skrajnie różne , nakręcane newsami informacje o ilości ofiar. Prawdopodobnie tym razem to nie zamach, a zwykłe, w takich chwilach, zaniedbanie procedur i musiało walnąć w jakimś wielkim składzie silnie wybuchowych materiałów (saletra ?). Inżynierowie chemicy na pewno mogą mnie odżegnywać od czci ale z bardzo grubego przybliżenia, fabryce nawozów  nie tak daleko od fabryki amunicji – zresztą w czasach komunistycznych zarówno w Polsce jak już na pewno w ZSRR tylko nawozy w takich fabrykach produkowało się oficjalnie.

 

To nie pierwszy raz (i niestety nie ostatni) i nie tylko w USA katastrofa, i nie tylko w zakładach chemicznych (choć te mają długą i dość przerażającą listę).  Na pewno połowa lat 80-tych i nazwa Bhopal w Indiach – dziś już zapomniana trochę – największa katastrofa przemysłowa w historii. Duża fabryka chemiczna (pobudowana w gęsto zaludnionym obszarze)  i uwolnienie kilkudziesięciu ton bardzo silnie toksycznej substancji (izocyjanian metylu – ten cyjan w końcówce mówi o wszystkim). 3 tysiące osób umarło natychmiast, a kilkanaście w wyniku powikłań (ocenia się całkowitą liczbę ofiar nawet na 20 tysięcy). To wszystko wydarzyło w 1984 r. Niewiele osób o tym już dziś pamięta bo to oczywiście niewygodna prawda dla inżynierów i sama katastrofa w kraju zwykle uważanym za trzeci świat, z wielką liczbą ludności – wiec w telewizyjnych newsach co najmniej setka ofiar z tego regionu może z ledwością zrównoważyć jednego rannego z USA lub Europy.

 

USA w dziedzinie katastrof przemysłowych nie są wcale odosobnione.  Teraz zaraz przypomina się 1947 rok i też Teksas, i nawet miasto co się nazywa Texas City, i też saletra amonowa. Wybuch saletry w porcie podczas załadunku na statek i oficjalnie 581 osób które zginęło i tysiące rannych i poszkodowanych.  To miasto wraca do wiadomości w 2005 roku, eksplozja w rafinerii i tym razem tylko kilkanaście osób zabitych.  Też jak widać  i porty mają swój dobry wynik na tej czarnej liście zwłaszcza w czasie przeładunku materiałów wybuchowych i w czasie wojennym – tu Bari we Włoszech w 1943 r (statki amerykańskie zostały zbombardowane przez resztki niemieckiej Luftwaffe), nieopatrznie załadowana broń chemiczna (tak amerykańscy wojskowi chcieli być zabezpieczeni i wzięli na front włoski też iperyt) i kilkanaście tysięcy ofiar.  I Port Chicago 1944 r (ale leżący w Kalifornii).  Podczas załadunku doszło tam do największej amerykańskiej katastrofy w porcie – ponad 300 osób – większość czarnoskórych ładowaczy zmobilizowanych do wojska. To spowodowało potem ich słynny strajk – dziś na lekcjach historii mówi się, że Afroamerykanie odmówili załadunku z uwagi na niebezpieczne warunki pracy i w obronie swoich praw  – wtedy ponieważ byli wcieleni do wojska – przewidziano dla nich sąd polowy i ciężkie więzienie dla większości.

Zagorzali zwolennicy zielonej energii zaraz wrzucą również energetykę na czarną listę katastrof i oczywiście będą mieli racje z Czarnobylem i Fukushimą jako najczęściej przewijającą się w internetowych wyszukiwarkach.  Trzeba też koniecznie dodać coraz częstsze nawet w Polsce pożary i problemy w energetyce węglowej. Tu paradoksalnie przez zieloną rewolucję i dodawanie biomasy – drewna, do kotłów.  Jeśli być obiektywnym to największe energetyczne katastrofy liczone bezwzględną liczbą ofiar były z końca XIX  oraz na początku XX wielu i związane były z zasilaniem miast w instalacje gazowe – a wobec tego konieczność składowania dużych ilości tego surowca. Właśnie w USA doszło do kilku spektakularnych wydarzeń związanych z rozszczelnianiem, a potem eksplozją , nawet w gęsto zaludnionych miastach. To zniknęło wraz z epoką elektryczności, a jeśli jednak liczymy się dokładnie – w katastrofach zwycięża chemia – ale jak widać energetyka ma gorszy PR. Nikt bowiem nie nawołuje tak agresywnie do zamykania fabryk chemicznych jak do końca energetyki atomowej – a warto porównać co finalnie jest bardziej niebezpieczne i katastrofalne w skutkach.  Do chemii jednak jakoś jesteśmy przyzwyczajeni i fabryka nawozów, rafineria czy kompleks chemiczny nie robi takiego groźnego wrażenia choć prawdopodobieństwo pewnie mówi coś innego. W ogóle chyba nie zdajemy sobie sprawy, że trochę żyjemy na krawędzi, niedawno widziałem informacje o mszy dziękczynnej w Białymstoku za wydarzenia z lat 90-tych – niewiele osób znów to pamięta. Przewożone przez środek miasta cysterny z chlorem przewróciły się grożąc niekontrolowanym wypływem tej substancji.  Chlor może i fajny jest na basenie (choć szczypie w oczy), wtedy to był naprawdę cud i wielkie poświęcenie drużyn ratowniczych, i msze są jak najbardziej na miejscu bo wtedy akurat powiązanie szczęścia, ratowniczej techniki i interwencji Matki Boskiej Królowej Polski uratowało nas przed katastrofą w takiej skali że miasto Białystok byłoby znane w całym świecie, a chemiczny Bhopal mógłby być uważany za mało znaczący incydent.

Pytanie dlaczego, mimo postępu technologii, wspaniałych procedur, informatyzacji i tego wszystkiego razem, dalej nie możemy opanować katastrof przemysłowych, a ryzyko codziennie istnieje. Odpowiedzi jest pewnie kilka , pierwsza najłatwiejsza, że to akty sabotażu. Wiele zdarzeń można tak powiązać – duża katastrofa we Francji kilka lat temu – też chemia, fabryka Sandoz jest o to podejrzewana.  Ale problem jest chyba głębszy i bardziej prozaiczny, oczywiście jak zawsze związany …. z optymalizacją kosztów i brakiem zdrowego rozsądku.  Finalny produkt ma być tańszy i tańszy. Koszty obcinane są równo na każdej fazie produkcji a więc oczekujemy też i mniejszego zaangażowania inżynierów w projektowaniu i instalacji systemów zabezpieczeń („dlaczego to tak długo trwa i czy nie można czegoś szybciej”), kupowaniu wszystkiego na przetargach z preferencją najmniejszej ceny („dlaczego to tak dużo kosztuje kiedy widzę ofertę znacznie tańszą”).  To powiązane z bezmyślnym stosowaniem procedur administracyjnych i przemysłowych , skomplikowanych i wyrafinowanych, ale tylko na papierze bo w spotkaniu z zżyciem nikogo już nic nie obchodzi.  Instalowane są wiec wyrafinowane systemy komputerowe, ale obcina się pieniądze na ich dobre skonfigurowanie, przetestowanie, konserwację i trening personelu. Kupuje się coś najtańszego byle spełniło wymagania i zabezpieczyło protokół odbioru, a osoby odpowiedzialne za inwestycję szybko zmieniają na wszelki wypadek pracę – niech tym już potem bawi się ktoś inny. I wreszcie pisze się procedury i odwołania i odpowiednie przepisy, ale nie stosuje się zdrowego rozsądku i nie patrzy dalej niż koniec kartki z paragrafami. Uczymy też tego studentów na prostych przykładach praktycznych. Na uczelni w moim budynku trwa (już 9 –ty miesiąc … coś powinno się urodzić) – proces przebudowy schodów wejściowych i instalacji nowej windy dla niepełnosprawnych.  Przepisy administracyjne  dokładne i literalnie przestrzegane w przetargach spowodowały, że wygrał dostawca, który został odrzucony na etapie wyboru, ale się odwołał, opóźnił rozpoczęcie robót, ale był najtańszy. W efekcie remont przewidziany na miesiące wakacyjne idzie dokładnie zgodnie z harmonogramem semestralnym i codziennie setki osób przeciskają się przez przejścia pomiędzy laboratoriami i tylne zagracone podwórka zamiast wchodzić normalnie. Praca – w końcu najtańsza oferta – postępuje zgodnie z planem (już chyba 3 lub 5 miesiąc obsuwy terminów).  Na dodatek wykłady o technologiach montażu, kierowaniu projektami czy bezpieczeństwie, są teraz powiązane z praktyką (o to chyba chodzi w nowoczesnym kształceniu) ale nie wiem czy o taką praktykę chodzi. Wolno przesuwający się pomiędzy studentami pracownicy z workami cementu na ramionach i ostro zakończonymi prętami, komentują aktualne zdarzenia poprzedniego zakrapianego wieczoru , zgrabnie przerywając półzdania jednym lub podwójnym najpopularniejszym polskim słowem.  Rewelacyjna odzież ochronna i zabezpieczenia (zwykle raczej oczekujemy kasków i ochrony przy pracy na wysokości) tu w nowym polskim standardzie czapki z włóczki w zimie, a teraz czapki „bejsbolówki” z nadejściem upałów. W auli wykłady z technologii montażu, przez szyby u góry widać jak montują na dachu, zgrabnie z workami i prętami na ramionach trzymający się ręki Matki Boskiej wyglądającej zza chmury (bo po co jakieś zabezpieczenia które trzeba odpinać) ale za to każdy z nieodłącznym petem przez większość czasu pracy. Widać wyraźnie skąd takie małe i optymalne koszty, no może poza samochodem prezesa firmy prowadzącej pracę, który to wóz należy do klasy premium, ale myślę że jest zakwalifikowany w rozliczeniach i zwrocie VAT-u jako ciężarówko-bankowóz z przeznaczeniem ratowniczym.  Każdy widzi to codziennie. Każdy przetarg i budowa wygląda tak samo. Jednocześnie wszystko ma procedury i kontrolę administracyjną. Papierki są w porządku. Kontrole nie wykazują zaniedbań. Świat się kręci, a inwestorzy oczekują kolejnych obniżek kosztów. Tylko czasem coś walnie i zobaczymy to na paskach wiadomości i w statystykach liczby ofiar. Wtedy najłatwiej zwalić na sabotaż  albo nieprzewidziane okoliczności. Raczej chyba można przewidzieć, że we współczesnym świecie – Weco w Teksasie nie będzie wcale ostatnie ani jakieś szczególnie istotne ….

2 komentarze do “Wybuchy w fabryce, elektrowni i portach … w świecie komputerów, automatyzacji i ISO – jak to możliwe ?”

  1. Z ciekawych katastrof (i związanych z IT, choć niestety bez wybuchu) to warto wymienić jeszcze np. katastrofę elektrowni szczytowo-pompowej Taum Sauk w USA, gdzie błędy automatyki spowodowały przekroczenie dopuszczalnego poziomu wody w górnym (sztucznym) zbiorniku i w efekcie poważną wycinkę lasu metodą hydrodynamiczną. Na szczęście na kompletnym odludziu, więc nikogo nie zabiło. W przeciwieństwie do zapory Fujinuma, która „poleciała” wskutek tego samego trzęsienia ziemi, co elektrownia w Fukushimie, ale o tym to już tylko najbardziej zagorzali tropiciele katastrof słyszeli, bo Fukushima jest jednak bardziej medialna.

    Natomiast w kwestii naszego wspaniałego wejścia, to z tym urodzeniem się niebawem, to tylko chyba teoretycznie, bo zdaje się, że zaraz mają nad nim montować zadaszenie, więc kolejne miesiące spacerów okrężnych wskutek koordynacji i planowania…

  2. Myślę, że wobec Fukushimy warto przytoczyć awarię tamy Banqiao, gdzie nie trzeba było Trzęsienia Ziemi, a wystarczył ulewny deszcz, by zginęło bezpośrednio z powodu wody 145 tys.osób, co po przeskalowaniu tego np. uwzględniając średnią gęstość zaludnienia w Chinach i Europie przeliczmy na 67 tys. osób, a takiego żniwa nie zebrała żadna elektrownia jądrowa.

    Komentując wydarzenia na uczelni uważam, że jest Pan optymistą przyjmując założenie o tym, że ów zakrapiany wieczór nastąpił dnia poprzedniego.
    Gdy ostatnio jechałem z dwójką windą, mówili rzeczy, które niestety nie nadają się do publicznego cytowania, natomiast świadczyły o tym, że wspomniany wieczór dla Panów jeszcze się nie skończył.

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *