Polska gospodarka ma być innowacyjna. Czytając opracowania, strategie, materiały konferencyjne i podsumowania ministerstwa – słowo innowacja jest odmieniane we wszystkich formach i przypadkach. To fajnie, że jest choć strategiczny cel – zmienić typowy profil naszej gospodarki – przetwórstwo, półprodukty, surowce i rzeczy mało przetworzone – na dostawy hi tech, innowacyjne (!!), wysokospecjalizowane i …przynoszące wysokie zyski …
Cel jest prosty – droga trochę bardziej wyboista. Pomimo wysiłków rządu, agend i firm specjalistycznych – idzie ciężko. Patrząc na statystyki – Polska wydaje na badania i rozwój (a więc na drogę ku innowacjom) około 0.6 % dochodu narodowego. To spędza sen z powiek wszystkim – średnia w UE jest gdzieś blisko 2 %, a w krajach skandynawskich pewnie lokuje się i ponad 3 %. Jest wiec powód do typowych narzekań i diagnozy w opracowaniach – za mało wydajemy na B+R – zwiększmy te nakłady – zróbmy więcej innowacji.
Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. Patrząc na te 0.6 (czy 0.9 czasami jako docelowe) % zobaczymy, że u nas zdumiewająco dużo w tym kawałeczku mają …wydatki rządowe – pieniądze idące na instytuty, szkoły wyższe, programy pomocowe , itp. Natomiast (porównując ze średnią Unii – a już zupełnie tragicznie jeśli z USA) kompletnie nie ma udziału B+R ze środków prywatnych – inwestycje samych przedsiębiorstw. Jesteśmy wiec innowacyjni „na siłę” – korzystamy ze wsparcia i funduszy natomiast same firmy na to nie wydają (bo dalej produkują półprodukty) …
Co wiec zrobić ..patrząc na strategie Polski i podpowiedzi w opracowaniach naukowców – zwiększyć nakłady na badania, jeszcze większą porcję pieniędzy unijnych na konkursy innowacyjne, kolejne transze i programy pompować w dotacje technologiczne. Mam coraz większe wątpliwości …i to jako przedstawiciel sektora (niezbyt licznego) hi tech i jako firma własna na nagrody we wszelkiego rodzaju rankingach najbardziej technologicznych i innowacyjnych (co nam się udaje). Firmy powinny być przecież – agresywne, samodzielne, dynamiczne i muszą sobie same radzić na rynku. Jak dzikie zwierzęta w lesie – muszą szukać pożywienia i walczyć z przeciwieństwami. Dotacje i fundusze, to zaburzenie naturalnej równowagi rynkowej i coś na kształt ….podsypywania karmy dla tych zwierząt na skraju lasu. Wiadomo do czego prowadzi – coraz więcej z nich będzie czatować na nowe worki z żarciem, coraz mniej szukać trudnej zdobyczy w trudno dostępnych ostępach i ganiać za prawdziwym rynkiem. Poprzez wysyp pieniędzy unijnych mamy typową dla Unii Europejskiej aberracje w postaci – innowacji dla innowacji – wysyp firm wspomagających otrzymanie dotacji i powstawanie firm na rynku …żyjących z dotacji (ich przychody z grantów, pieniędzy rządowych są znacznie większe niż z działalności komercyjnej). Czy to zadziała – mam wątpliwości. Zwierzątka przyzwyczajone do darmowej karmy – już zawsze będą stały na skraju lasu i odzwyczają się od biegania. Może więc mniej biurokratycznie, szybciej bez całej papierkologi, a niekoniecznie tak wielkie środki – mamy coś na kształt węża połykającego swój własny ogon – staro alchemiczny symbol Urobosa – więcej pieniędzy na granty – więcej biurokracji – więcej administracji – więcej kosztów – więcej pieniędzy na badania i rozwój – itd. ……. Raczej powoli zmieniajmy gospodarkę – mniej biurokracji i więcej czasu dla firm, lepsza i nowoczesna infrastruktura, – wcześniej czy później – zobaczymy wydatki (B+R) samych przedsiębiorstw i wzrost tych lepszych procentów wydanego PKB. Ale cóż … na razie jest jak jest i musimy działać w takich warunkach jakie są. Dlatego z pewnym niepokojem patrzę, że sami ustawiamy się na skraju lasu i wypatrujemy worków z karmą zdobywając kolejne dotacje ….:)>
Porównanie ze zwierzętami w lesie – mistrzostwo! Sami(?) sobie przeszkadzamy w tym, by wyrosło w kraju coś na miarę Samsunga czy LG.