Geopolityka jest nieco alternatywną szkołą historyczną, która powstała na przełomie poprzednich wieków, a za jej twórcę uważa się Szweda- Johana Rudolfa Kjelléna. Nauka ta zwraca uwagę na kwestie położenia geograficznego i wzajemnego uwarunkowania państw w analizie ich rozwoju i w genezie potencjalnych konfliktów, a pierwsi badacze bardzo silnie podkreślali czynnik związania z ziemią- terytorium, na którym rozwija się dane państwo. Teorie geopolityczne wywarły wielki wpływ na niemieckiego generała i naukowca Karla Haushofera, a potem na jednego z jego najlepszych studentów Rudolfa Hessa – także bezpośrednio na rozwój ekspansjonistycznych teorii Hitlera.
Mimo faktu, że geopolityka nie jest wspominana zbyt często, należy przyznać, że miała ogromny wpływ na przeszłe wydarzenia polityczne i mieć będzie również na nadchodzące. Obecnie główny, nowoczesny nurt geopolityki skłania się do pokazywania świata, jeszcze bardziej holistycznie, jako rodzaju współpracy, ale i rywalizacji tzw. „Rim-States” i „HeartLand-States”. Te pierwsze to kraje leżące na brzegach oceanów lub mórz, opierające swoją gospodarkę na rozwoju handlu międzynarodowego i szybkim przepływie zarówno towarów jak i myśli technicznej (doświadczenia międzynarodowe). Te kraje są niejako z natury geopolitycznej bogatsze, bardziej otwarte na nowe prądy i demokratyczne postawy. Z drugiej strony „HeartLand States” są krajami zamkniętymi wewnątrz kontynentów, nie mają portów i szlaków handlowych i skazane są raczej na rozwój gospodarki opartej na surowcach naturalnych. Zasilają one potem handel „Rim-States” i tam zostawiają większość bogactw. Z samej natury „HeartLand States” są też zdecydowanie bardziej autorytarne i podatne na naruszania swobód obywateli, oczywiście zawsze ideologicznie, w celu utrzymania centralizacji i siły rozwojowej danego państwa. Co dla nas istotne , pomiędzy tymi dwoma typami państw, które pewnie dość dobrze pokazują obszary Zachodniej Europy i kontynentalnej Rosji) znajdują się tzw. „strefy zgniotu” – państwa ani takie, ani takie – okresowo wpadające w zależność od „Rim” albo od „HeartLand” i tak też kreujące swój ustrój polityczny. Dodatkowo geopolityka ostatnio zlewa się coraz bardziej z nurtem analizowania historii i futurologii przez prymat procesów gospodarczych. I tak w nowych teoriach i nowej nauce historycznej – wojny nie są jakimiś szczególnymi wydarzeniami związanymi z daną osoba czy szczególnym krajem, a prostą wypadkową procesów – geopolitycznych (położenia danego kraju) i ekonomicznych (stopień rozwoju oraz procesy ekonomiczne). W ten sposób pojawiają się teorie wskazujące na to, że wspólny rodowód I i II wojny światowej – problem zadłużenia międzynarodowego, przed Pierwszą Wojną z uwagi na wprowadzenie papierowego pieniądza i odrywania się od parytetu złota, a przed Drugą- Wielki Kryzys, a następnie niespotykane zadłużenie Niemiec w bankach amerykańskich. Nowe wnioski geopolityki są jeszcze bardziej porażające – przesuwanie się centrum gospodarki światowej na tzw. „Pacyfik Rim”, problem z transformacją nowych potęg w model „Rim States”, powtarzająca się co stulecia pozycja Rosji w zamknięciu na euroazjatyckich kontynentach i coraz bardziej intensywna i widoczna konkurencja w „strefie zgniotu”. Jakie są prognozy? Niestety niezbyt optymistyczne, bo historia lubi się powtarzać, a historia ekonomiczno-geopolityczna powtarza się zdumiewająco często.
Ostatnie wydarzenia energetyczne zadziwiająco dobrze wpisują się w teorie ekonomiczno-geopolitycznej dominacji. Po nagłym wybuchu wydarzeń w „strefie zgniotu” i konfrontacji pomiędzy europejską strefą demokratyczną (Rim States) a Rosją, powoli wraca przełomowy punkt zwrotny, z przejściem do chwilowej współpracy pomiędzy głównymi aktorami na scenie– współpracy politycznej i gospodarczej, bo taka właśnie obu stronom pasuje. Po dwóch latach zahamowania biznesu Niemcy-Rosja – to energetyka i surowce zmieniają w tej chwili sytuację. Dwa wielkie wydarzenia, które ukrywane są pośród typowego mass-mediowego bełkotu o morderstwach domowych, tragediach rodzin z dziećmi czy też nowych przepisach na placki ze śliwkami
Nord Stream II i ostatnie transakcje (BASF – Gazprom) sygnalizują globalną rosyjsko-niemiecką wymianę aktywów energetycznych. W cieniu ciągle wzmiankowanego problemu ukraińskiego,ale i przytłumionego problemem uchodźców i nową rosyjską polityką zaangażowania w Syrii, powstaje na naszych oczach nowy geopolityczno-ekonomiczny sojusz. W Nord Stream II faktycznie zaprzecza się europejskiej koncepcji rynku energetycznego (przynajmniej zgodnie z naszymi zasadami rozumienia takiego rynku jako wspólnego działania państw UE na rynku surowców i budowania bezpieczeństwa energetycznego). Za pomocą kilku sprytnych zapisów i odpowiedniej konstrukcji umów, przy okazji przykrycia wydarzenia przez telewizyjne relacje emigrantów szturmujących granice, de facto zostawia się całą Europę Wschodnią w dominacji rosyjskiego gazu. Zgodnie z projektem Nord Stream II pod Morzem Bałtyckim wybudowane zostać mają dwie dodatkowe nitki przesyłowe o wydajności 55 mld m3, a zarządzanie całym rurociągiem jest oddawane w ręce Gazpromu (oczywiście naruszone zostały inne klauzule UE, że jedna firma nie może jednocześnie kontrolować przesyłu i wydobycia, ale tu prawnicy przypisali rurociąg do sektora naftowego (!!!) i kłopot z głowy). W układankę wbudowane są też firmy prywatne BASF i E.ON (Niemcy), ENGIE (Francja), OMV (Austria) i Royal Dutch Shell (Wielka Brytania/Holandia), co w elegancki sposób umywa ręce rządom poszczególnych państw. Ale geopolityka wie o co chodzi. Faktycznie cały obszar Ukrainy, Polski, Słowacji i Czech zostaje wyłączony z połączeń tranzytowych (przesył gazu na Zachód przejmie Nord Stream I i II) wobec tego możliwe są różne konfiguracje od znacznego zróżnicowania stawek (na pewno dla nas będzie drogo), aż po pełne zakręcanie kurków jeśli będzie problem. Oczywiście możemy powiedzieć, że jeśli rozbudujemy infrastrukturę przesyłową od strony zachodniej (i tak musimy teraz robić to natychmiast) to problemu nie będzie. Ale tu niepokojący jest drugi element układanki. Pomiędzy głównymi graczami z Niemiec i Rosji, rozpoczęły się skomplikowane transakcje wymiany aktywów energetycznych. Właśnie ogłoszono uwolnienie (zablokowanego w 2014 po aneksji Krymu) strategicznego planu sprzedaży przez BASF do Gazpromu największego europejskiego podziemnego magazynu gazu (4 mld m3). Tak naprawdę układanka jest mocno skomplikowana – to Wintershall (spółka zależna BASF) sprzedaje magazyny (i udziały w spółkach WINGAS, WIEH i WIEE) a za to otrzymuje 25% udziałów w polach naftowych we wschodniej Syberii. To ostatnie wkładane puzzle w układance, poprzednio były także transakcje jak sprzedaż (do Gazpromu) niemieckiej firmy DEA (z grupy RWE) oraz sprzedaż (od Gazpromu) udziałów w gazowej firmie VNG (do niemieckiej EWE).
W tych wszystkich transakcjach można się pogubić, ale przekaz jest jeden – Rosja wraca do gry jako strategiczny partner Niemiec, a niemiecko-rosyjskie porozumienie energetyczne staje się faktem. Pasuje to zresztą idealnie do strategii energetycznych tych państw – Niemcy forsujący swoją politykę energetyczną i klimatyczną, z naciskiem na nowe technologie odnawialne i… eliminacje węgla przynajmniej we wszystkich europejskich krajach. Rosja, z polityką surowcową i stopniowego uzależniania i podporządkowania nowych rynków i… eliminacją węgla – gdyż zawsze można wprowadzić nowe surowce.
Cały nowy europejski rynek surowcowo-energetyczny zostaje, ale tylko słowa i obrazki na prezentacjach są gładkie i radosne, bo fakty jakich możemy się spodziewać za chwilę, będą takie, że możemy kupić gaz albo rosyjski ze strony rosyjskiej, albo gaz rosyjski ze strony niemieckiej, przez niemieckie-gazpromowe spółki zależne. No alternatywnie możemy ewentualnie kupować też na nowym europejskim rynku energii… niemieckie OZE, a jak nam zabranie energii to zawsze jest możliwość zwiększenia generacji ze źródeł gazowych (zasilanych rosyjskim lub niemieckim z nazwy, a rosyjskim z pochodzenia gazem) jest jesczejedna alternatywa- jak na przykład odrodzenie projektu Bałtyjska Elektrownia Atomowa w obwodzie kaliningradzkim. Jakby nie było – płacimy za geopolitykę i prymat ekonomii nad marketingowym bełkotem o solidarności i wspólnych celach europejskiej demokracji.
Kolejne kroki są łatwe do przewidzenia. Wydaje się, że powrót Rosji do europejskiego stolika gospodarczo-politycznego stał się faktem. Sankcje, które wygasają w styczniu nie zostaną przedłużone. Ukraina zostaje w stanie dziwnego pokoju-wojny i negocjacji stolikowych w formacie normandzkim – czyli- trzech decyduje a realizują wszyscy inni. Europa Wschodnia przestaje być wewnętrznie niezależna energetycznie, a staje się polem podziału interesów ekonomiczno-geopolitycznych – po kawałku puzzla do każdej ze stron na wymiankę. Interesy nad naszymi głowami będą więc robić Ci, którzy już dawno się ze sobą dogadali. A co nam zostaje? To co zawsze państwom w „strefie zgniotu”. Nie wierzyć w gładkie deklaracje, trzymać się faktów i działać we własnym geopolitycznym interesie i tego samego wymagać od naszych decydentów…
No tak. A wiec Niemcy i Rosja sa czarnym piotrusiem a my dzielni, szlachetni zostalismy oszukani ?.
A dlaczego to w swoim czasie nie zgodzilismy sie na tzw. Jamal 2? A no bo omijal Ukraine, a naszym zyczeniem bylo
aby eksporter wysylal swoje towary takimi trasami jakie dla nas sa dobre(politycznie) i godzil sie byc zakladnikiem
kilku panstw tranzytowych. Swego czasu odrzucilismy tez opcje podlaczenia sie do Nord Stream. Wydaje mi sie, ze tutaj Rosja jako eksporter zachowuje sie logicznie. Kazdy sprzedawca towaru dazy do jasnych i niezaleznych od innych drog dystrybucji. My zas przystepujac do gry(przede wszystkim politycznej) w ktorej nie mielismy zadnych atutow zostalismy ograni. Na nasze zyczenie.
Podobnie dalismy sie ograc w Mozejkach. Kto placi za zabawy naszych politykow? A no konsumenci. I tylko oni.