Pojawiają się kolejne rozporządzenia biurokratyzujące proces zdawania matur i innych egzaminów szkolnych, ale nikt nie zajmuje się problemem, dlaczego licealiści umieją znacznie mniej niż 20 czy 30 lat temu ….
Podobno warto czytać gazety, ale to jak i większość obiegowych twierdzeń, nie zawsze jest prawdziwe. Przy szybkim lunchu wpadły mi w rękę dwa artykuły z dzisiejszego Dziennika Gazeta Prawna, no i niestety apetyt znikł. Pierwszy opisuje nowe zmiany jakie od 2015 roku serwuje maturzystom (ale i gimnazjalistom i 6-cio klasistom) coś co nazywa się Centralna Komisja Egzaminacyjna. Pojawił się podobno nowy zestaw wytycznych (wraz z załącznikami) regulujący ściśle procedurę zdawania egzaminów. Dokument musi być szczegółowy bo podobno liczy ponad 100 (!!) stron i nie tylko zabrania nowych hi-techowych urządzeń (smartfony , tablety – na pewno słusznie) ale i do bólu, organizuje cały proceder egzaminacyjny, wprowadzając nowości jak przygotowywanie planów sal, wyrafinowane losowanie ławek, oznaczania odpowiednich sektorów kolorami, przepisywanie poszczególnych nauczycieli do nadzorowania poszczególnych sektorów, i kolejnych obserwatorów i przewodniczących do nadzorowania z kolei nauczycieli nadzorujących. Wszystko na koniec z protokołami (jestem pewien, że są nawet wzorce w załącznikach) jak udokumentować proces i przypadki szczególne jak złapanie maturalnego przestępcy z tabletem. W założeniach – mysz się nie prześlizgnie, nikt nigdy nic nie ściągnie, obiektywizm i kontrola większa niż na egzaminach na członków Rad Nadzorczych, a na dodatek te ponad 100-stronicowe dokumenty skutecznie uniemożliwiające jakiekolwiek zażalenia na proces egzaminowania. Wszystko pięknie, ale czy to naprawdę rozwiązuje najważniejsze problemy z jakimi boryka się edukacja ? Niestety, wydaje się, że cały aparat edukacyjno-biurokratyczny realizuje stare psychologiczne prawdy, że jeśli nie umiemy rozwiązać prawdziwych i trudnych problemów to do bólu będziemy zajmować się drobiazgami i pierdołami. Tymczasem bolesnym faktem jest, że licealiści i maturzyści umieją coraz mniej, a poziom egzaminów spada. Nie potrzebuję na to oceny tysiąca opracowań, analizy podstaw programowych i innych biuro-edu dokumentów. Wystarczy porównać zakres matematycznej matury rozszerzonej dziś i dawniej. Miałem możliwość przyglądać się po latach jak to wygląda dziś (pomoc sąsiedzka) i zostałem zaskoczony nie tylko sztampowością zadań , proceduralizacją sytemu oceniania (a więc także wymaganiem szablonowych umiejętności) ale przede wszystkim, że dziś w programie matur (i matematyki) nie ma tego co było jeszcze kilkanaście czy więcej lat temu !! Każdy z mojego pokolenia (a pewnie i młodszych osób) kończących tzw. mat-fizy na pewno ma w pamięci całki, a jeśli nie to przynajmniej pochodne – pierwszy poziom wejścia do wyższej matematyki i fascynującego świata zaawansowanej algebry, no i oczywiście jakiejkolwiek bramy do bycia inżynierem czy choćby technicznym licencjatem. Teraz to już za trudne, pewnie wobec natłoku terminów egzaminów i testów kompetencyjnych zostało po prostu zgrabnie usunięte z tych nowych podstaw programowych i nikt już pochodnej (pierwszej !! nie wspominam nawet o drugiej) nie liczy. Dzięki temu, więcej mają pracy nauczyciele akademiccy na studiach – w praktyce realizując tzw. zajęcia wyrównawcze i wstępne, co odpowiada niegdysiejszej IV-tej klasie liceum (oczywiście ta wypadła, ale jest za to gimnazjum i liczba lat edukacji taka sama – tylko jakoś umiejętności o klasę niższe).
Apetyt mi spada, że nikt jakoś nad tym nie pracuje i nie podaje rozwiązań z załącznikami, tylko te kolorowe sale egzaminacyjne z mapami i sektorami, i te sprawozdania. Na dodatek patrzę na kolejną stronę gazety i artykuł o liczebności klasy urzędniczej. Te dane są w Polsce jawne, choć chyba wnioskowałbym o ich utajnienie, bo każdy nasz wróg, polityczny lub gospodarczy, może już spać spokojnie. Jawne i także przerażające, nie odnoszę się już do lat naprawdę dawnych, ale 2008 gdzie urzędników było (administracja publiczna ogółem) 390 tys. a teraz (dane są do za 2013) już 438 tys. Maturzyści nie znają pochodnej, a więc i gradientu, i chyba o to chodzi żeby nie policzyć zmienności funkcji, a więc nie prognozować co będzie dalej. Chwilowo w 2010 było nawet więcej (440 tys.) ale mały spadek o 10 tys. jest już rekompensowany. Najprościej jeśli aproksymację liniową (i to na całym tym zakresie danych – wiec gradient mniejszy) to jest nadzieja granicząca z pewnością że w 2020 będziemy mieli urzędników na pewno więcej niż 0,5 miliona. Brawo, miejsca pracy, dokładność przepisów, obszerność załączników i ładne sprawozdania murowane.
A samo głupienie maturzystów ? W końcu w pracy administracyjnej nie trzeba wykorzystywać aż tak zaawansowanej matematyki. Może więc idźmy dalej i wyrzućmy sinusy i cosinusy ? Uczniom będzie łatwiej, a że ściany domów potem jakoś bardziej krzywe, to się załatwi pokolorowaniem ….
2 komentarze do “Biurokracja generuje nowe przepisy a maturzyści …. głupieją z roku na rok”