Zaczęło się entuzjastycznie, teraz każdy dzień przynosi niepokojące informacje. Wygrana chyba już niemożliwa, pozostaje oczekiwanie na remis.

Jak zawsze dla Polski, kluczowe zdarzenia przychodzą zupełnie nieoczekiwanie. Słynny Platini wyciągając karteczkę z organizatorami piłkarskich mistrzostw Europy 2012 wyglądał na mocno zdziwionego, nie mniej niż miliony Polaków kiedy usłyszeli, że właśnie oni wraz z Ukrainą zorganizują to wydarzenie. Zaskoczenie było zupełne, może trochę mniejsze dla ukraińskiego milionera, który podobno „duchowo” wspierał kandydatury tych państw. W każdym razie wybrano, a wówczas Polska i Polacy popatrzyli po sobie co właściwie mamy do zaoferowania.

Jak zawsze dla Polski, następuje zadziwiająca mobilizacja i sukcesy na niespodziewanych obszarach. Mieszkałem kiedyś długo koło obecnego Stadiony Narodowego, zwanego wówczas Stadionem X-lecia, a potem Jarmarkiem Europa choć nikt tej nazwy nie używał bo znane było to jako ruski bazar. Lata X-lecia były nudne i bezbarwne, na stadionie organizowano jedną imprezę na dwa lata, na którą i tak spędzano tylko obowiązkowo szkoły i zakłady pracy,  ale za to można było fajnie wychodzić na spacer z psem, który biegał na bezkresnych polach i wśród połamanych drewnianych ławek.  Lata „bazarowe” były znacznie barwniejsze, cały stadion opakowany metalowymi „szczękami”,  na którym wykładano towary z różnych krajów świata, przy czym przeważały kierunki bliżej i dalej wschodnie. Z nostalgią można wspominać czasy, które minęły bezpowrotnie,  kiedy można było kupić dalekowschodni chłam ubraniowy, popijając alkoholem z przemytu w litrowych butelkach z zagrychą w postaci dań ze wszystkich stron świata. Przeważały wietnamskie budki, które wbrew złośliwym pogłoskom wcale nie przyczyniały się do obniżenia populacji okolicznych psów, kotów i gołębi, a jedynie kształtowały wyobrażenie Polaków o azjatyckiej kuchni. Na handlowych stoiskach w postaci brudnawej gazety na stadionowym cemencie, można było znaleźć takie cacka jak wędzoną rybę z nad Jeniseju albo kilkunastoletnie czekoladki z Ukrainy. Dla miłośników mocniejszych wrażeń cały wybór środków samoobrony od gazu pieprzowego, łzawiącego, kijów bejsbolowych, noży komandosów i Specnzu, aż po (słyszane w legendach) wybór dowolnej broni palnej od małych rewolwerów do karabinów snajperskich uzupełnionych o bonus w postaci granatów obronnych. Czasami nie było też tak fajnie i malowniczo, bo znaleziono i szereg osób pozbawionych życia w zakamarkach bazaru, pamiętam przypadek młodej Wietnamki uduszonej i schowanej w porzuconej na ulicy torbie. To wszystko  skończyło się  pod koniec lat 90-tych, kiedy ceny rosyjskich surowców spowodowały, że to my właściwie powinniśmy tam jeździć z towarami, a w zasadzie  to  oni mogli kupić sobie najlepsze markowe rzeczy, w sklepach lepszych od naszych. Przez moment, bazar przezywał renesans w handlu podrabianą elektroniką, pirackimi płytami, programami komputerowymi i filmami , ale za moment liczne urzędowe kontrole w mundurach i po cywilnemu, sprowadziły handel do podziemia, a właściwie do dość malowniczej jego odmiany, gdzie dynamiczny młodzieniec z rozbieganymi, czujnymi oczami, szybko wymieniał najnowsze kinowe przeboje, a następnie wyciągał odpowiednią płytę z zakamarków …. gaci w spodniach (literalnie trzymał to nie w spodniach,  ale przy ciele w intymnych miejscach – widziałem ale nie kupowałem).

Teraz czasy są zupełnie inne. Stary świat zniknął w jeden dzień, a Stadion (już) Narodowy istnieje i jest rzeczywiście jednym z najpiękniejszych obiektów na świecie. Zaskoczenie może również  budzić Dworzec Centralny ( podobno też  Wschodni i Zachodni) w Warszawie. Nikt z mieszkańców i przyjezdnych nie wierzył, że można tam coś zmienić, a zwłaszcza usunąć tak charakterystyczny zapach zastałego moczu na peronach, który był tak głęboko wryty w naszą podświadomość, że właściwie czuło się go natychmiast po kupnie kolejowego biletu. Okazuje się jednak, że Polak potrafi i w przyszłości nikt normalny nie będzie pamiętał szczególnej „romantyki” polskich dworców.

Jak zawsze dla Polski klęska następuje na najprostszych lub na odcinkach dojazdowych. Nigdy tu nie było inaczej, zawsze byliśmy w stanie zrealizować niesamowite inwestycje, wiszące mosty lub wspaniałe stadiony, a korkowało się na drodze dojazdowej lub bałaganie na ostatnim zakręcie.  Tak jak nasi zawodnicy, którzy okiwają wszystkich i rozwiną akcje cudownymi podaniami, a potem nie trafią do bramki na ostatnich trzech metrach, tak i nam zabraknie tych kilkunastu kilometrów do pełnego przejazdu. Będzie się jechać po autostradzie, a potem objazdem pomiędzy kurnikami, albo akurat zabraknie kilkudziesięciu metrów chodnika i od pięknych promenad do pięknych stadionów zawsze kawałek trzeba będzie się taplać po błocie.

Jak zawsze dla Polski nagle następuje spisek obcych i wrogich sił. Patrząc na ich ogrom i zaangażowane środki oraz naprawdę niezły efekt (jakby te niedoróbki dokończyć lub pozakrywać na EURO), szkoda, że nagle niezależnie od nas cała impreza jest zagrożona albo przynajmniej nie będzie tak okazała jak zakładano. Okazuje się, że nie pokona nas nawet geriatryczny Zarząd PZPN i brak (usunięty) orzełka na koszulce, a świat i los znowu przeciwko nam.  Zaczęło się od losowania, inni zwykle sobie z tym radzili w jakiś magiczny sposób , u nas (w tym EURO) tak rozlosowali, że do nas przysyłają Rosjan a Niemców z Holendrami na Ukrainę. Finansowo, językowo, kulturowo i w ogóle wygodniej dla wszystkich  byłoby zupełnie odwrotnie. Jestem więc zupełnie pewien, że losowanie grup było kompletnie sprawiedliwe, ale dlaczego gospodarczo Polska zawsze dostaje najgorszą wersję. Tak naprawdę wszystko co najgorsze zaczęło się ostatnio, a zmiana sił politycznych na Ukrainie była nieprzewidywalna. Jeszcze bardziej postępowanie wobec byłej Pani Premier, co dla standardów europejskich jest niedopuszczalne, a dla polskich władz budzi na pewno też niesmak i zażenowanie, ale też i problem co tak naprawdę można zrobić. Okazuje się, że lata wysiłków, miliardy euro mogą polecieć w błoto, więc robi się dobrą minę do złej gry i udaje, że nic się nie stało, a widać gołym okiem, że kobieta jest torturowana i za chwile może nawet umrzeć. Ciekawe jakie wtedy byłoby nasze stanowisko, trochę to makabrycznie wygląda, jakbyśmy życzyli sobie żeby wszystko ułożyło się jeszcze przez dwa miesiące. Stanowisko innych krajów jest jednak inne i nie wygląda, żeby proponowany i już propagowany bojkot ukraińskiej części wygasł, raczej rozpali się gwałtownym płomieniem. Dla Polski same najgorsze wyjścia, albo wyczekiwać i chować głowę w piasek (jak się robi), albo się przyłączyć i nagle grać na odebranie Ukrainie meczów (co całkowicie zepsuje nasze wewnętrzne polsko-ukraińskie relacje) . Można też modlić się żeby wszystko już jak najszybciej przeszło, ale też i pozbawiać się złudzeń, że EURO będzie jakimkolwiek sukcesem gospodarczym, raczej trzeba bardziej ograniczać straty.

Jak zawsze w Polsce – wszystko w rękach (nogach) piłkarzy. Szanse na to żeby EURO było wielkim europejskim sukcesem topnieją jak lody w rekordowych majowych upałach, a należałoby znaleźć jakikolwiek sukces dla uzasadnienia lekko rozgrzebanych inwestycji, braku dużych tłumów turystów czy też koszmarnych wizualnie pamiątek z Euro , które każdy już pewnie zauważył w sklepach i zastanawia się jak można było coś  takiego zaprojektować. Nadzieja w tych, w których mało kto wierzy, bo właśnie wybranych przez trenera, który może słabo potrafi przekazać informacje w zrozumiały sposób (ja przynajmniej nie rozumiem co on mówi), ale jest za to zadziwiająco spokojny o sukces. 26-ciu wybranych zawodników, których w większości nie znam bo nie jestem super specjalistą, z klubów o których też niewiele osób słyszało, staje przed zadaniem co najmniej wyjścia z grupy, ale najlepiej półfinałów i wyżej, żeby to wszystko wyszło na plus. Tak niewielu, o słabych umiejętnościach, musi zrobić tak wiele, żeby coś ocalić. I tu paradoksalnie widzę światło w tunelu. Pamiętajmy, w Polsce nie ma  szarych kolorów, są tylko czarno-białe (czerwono-białe).  Jestem pewien, że albo przegramy wszystko w kiepskim stylu albo nasi dadzą tak popalić, że wszyscy będą zaskoczeni. Ja wierze, że będzie dobrze i pomimo, że nie lubię piłki nożnej, kupie koszmarny szalik i czapkę, i będę oglądał wszystkie mecze drąc się w niebogłosy. Nasi muszą coś wygrać i ocalić „zwycięski” remis, bo ekonomicznie na pewno na imprezie wtopimy, ale kto kibicując będzie o tym jeszcze pamiętał …..

Jeden komentarz do “Euro 2012 … czy tu nie ma jakiegoś pecha ? …”

  1. Paradoksalnie, skupienie wszystkich złych emocji na Ukrainie może sprawić, że dziennikarze i opinia publiczna łaskawiej spojrzy na nasze niedociągnięcia. Trzeba szukać pozytywów:)

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *