Jeśli nie możesz kogoś pokonać to się do niego przyłącz” mówi indiańskie przysłowie, do którego Indianie nie bardzo jednak chcieli się stosować. Szczególnie Ci z Wielkich Prerii spychani ze swoich odwiecznych siedlisk (w ich mitologii należały do nich od początku świata i tak miały pozostać). W drugiej połowie XIX wieku, najpierw wybito stada bizonów, co pozbawiało ich możliwości zdobywania pożywienia, a następnie stopniowo spychano do rezerwatów, wytyczanych na najbardziej jałowych ziemiach. Kolejne traktaty (jak wyliczono rząd USA lub jego reprezentanci zawarli ich 371, z których żaden nie został dotrzymany) pozwalały im na życie i kontynuowanie tradycji jedynie na tych wąskich i nieurodzajnych obszarach co tylko rodziło dalszą nędzę, głód, a przy wspomaganiu nieznanym dotychczas alkoholem, także przemoc i zbrodnie. Kolejne walki i wojny poszczególnych plemion, wcześniej czy później kończyły się przegraną, kolejnym traktatem, kolejnym jego złamaniem, i następną przemocą. Na sam koniec na uwagę zasługują dwa wydarzenia – uporczywa walka Geronimo (Apacz Chiricahua) i święty Taniec Duchów, pokazujący dwie alternatywne strategie rozpaczy. Geronimo walczył na ówczesnym pograniczu Meksyku i USA (wówczas jeszcze Meksyku, ale już za chwile nowe południowe graniczne stany – Nowy Meksyk i Arizona). Na początek też głównie z Meksykanami, a popchnęła go do tego napaść na jego wioskę meksykańskich osadników i górników, którzy wymordowali większość jego rodziny, a innych członków grupy (kobiety) porwali. Geronimo (taki przydomek dostał od białych) pomścił się bezwzględnie i przez następnych kilkanaście lat mordował (głownie Meksykanów) w tak dużej ilości , że jak sam pisał we wspomnieniach, już nawet nie pamięta ilu. Po przejściu pogranicza w ręce USA, walczył z Amerykanami, na przemian podpisując rozejmy, przechodząc do rezerwatu, więzienia, rezerwatu i znowu zbrojnie w góry. Finalnie poddał się w 1886 roku, ale jego wyczyny przeszły do historii wojen partyzanckich, a zawołanie „Geronimo” jest znakiem firmowym amerykańskich marines w czasie szturmu, co dobitnie świadczy o jakości jego walki. Alternatywną strategię wybrał Indianin z plemienia Pajutów – czasami znany jako  Jack Wilson , a po indiańsku Wovoka. Podczas zaćmienia Słońca w 1889 r. doznał on bowiem objawienia religijnego, które kazało głosić mu nowinę – nową drogę do ocalenia Indian.  Otóż za pomocą specjalnych rytualnych tańców (pięć dni razem w kole) miała być przywrócona droga ze starym światem pełnym szczęścia i harmonii. Oryginalna wizja Wovoki i jego tańca zwanego Tańcem Duchów – była skrajnie pacyfistyczna i zakładała  koegzystencję z białymi i brak jakiejkolwiek walki.  W pewnych odmianach, Ghost Dance rozwinął się w formę bardziej mistyczną (choć też raczej pokojowo-obronną) i zakładał, że dokończenie rytuału sprawi, że na wielkie równiny powrócą bizony, a biali ludzie zniknął, niektóre plemiona jak Lakota wierzyły też, że taniec może przemienić ubranie w magiczne „koszule ducha” chroniące przed kulami.  Nowa idea Ghost Dance rozprzestrzeniała się błyskawicznie, bo dawała jedyna szanse na zmianę losu, z drugiej strony (białych) wyglądało to na niebezpieczne tańce wojenne, a przy okazji idee koszuli odpornych na kule też nie wyglądały przyjaźnie. Taniec Ducha został więc zakazany, a za chwile nieporozumienia przerodziły się w masakrę nad Woundeed Knee gdzie amerykańscy kawalerzyści wymordowali kilkuset Lakota (w większości bezbronne kobiety i dzieci), a data tego zdarzenia (29 grudnia 1890) uchodzi symbolicznie za koniec walk białych z Indianami. Okazuje się więc, że niezależnie czy z karabinem czy z tańcem, końcówka była taka sama.

Uświadomiłem sobie, że w naszej klimatycznej walce z ekologiczną Europą – jesteśmy tak samo archaiczni jak Indianie. Mamy słabszą technologię, nie rozumiemy wymogów nowoczesnego świata, a na dodatek czasami tęsknimy za naszymi bizonami (węgiel, atom). W długoterminowym starciu – nie mamy szans, a kolejne weta będą przypominały nieuchronnie starcie Geronimo, na pierwszy rzut oka efektowne i powodujące duże dyskusje, natomiast w końcowym rozrachunku i tak nie powstrzymujące nowego porządku. Przy naszych narodowych tendencjach do mistycyzmu, możemy wybrać też strategię Wovoki i zamknięcia się jako  „poszkodowany” w Europie, rozpamiętywać, prawdziwe i hipotetyczne krzywdy, dodając elementy tańca lub piosenki. W obu przypadkach, chyba nie ta sama droga. Jak widać nasze jakiekolwiek techniczne, polityczne czy ekologiczne argumenty, że polska energetyka jest inna, że powinniśmy budować cos innego niż nam się karze, będą zawsze odbijać się od ściany, bo strategia i interesy energetyczne Europy są inne, tak jak interesy osadników były sprzeczne z marzeniami Indian o stadach bizonów swobodnie przemierzających prerie. Nowe czasy nieodwołalnie nadchodzą i teraz tylko musimy znaleźć w nich nasze miejsce. Sugerując się indiańskim przysłowiem … „przyłączmy się „ więc.

Nie wiem czy przypadkiem wygrywająca strategia nie byłaby przypadkiem następująca : łagodna (choć z uporem) zgoda na podwyższenie celów (orientacyjnych J) obniżenia emisji CO2 i większego stosowania energii odnawialnej. Zapiszmy to w naszej strategii … i starajmy się. Starajmy się … maksymalnie. Zróbmy wszystko co możliwe ….  a osiągniemy … co osiągniemy. Cóż … technicznie przecież nie da się więcej …ale będziemy robić co  w naszej mocy. Zbudujemy dużą ilość biogazowni (obecny stan – total trochę ponad 15 MW , ale planowane nawet do 220 MW, dlaczego nie podwoić tej liczby). Starannie siejmy uprawy biomasowe i pokażmy efekt w postaci  biomasowych kotłów (jakieś 3 % produkcji – jeśli samą czysta biomasę). W blokach węglowych wszędzie podkreślajmy, że są CCS ready – a nawet wygospodarujmy odpowiednie miejsce i pokażmy odpowiednie plany, że natychmiast to zrealizujemy jeśli będzie technologia. Umiejętnie połączmy ekologiczne tance, z podjazdowymi akcjami PR-owymi, że nasz kraj cały czas prowadzi kampanię w maksymalny sposób wpisującą się w nowe cele Europy. Na końcu … pewnie trochę nam nie wyjdzie i wskaźniki będą odbiegać od założonych. Ale nie przejmujmy się … na pewno nie my jedyni, a poza tym liczy się przecież też i chęć i starania (zresztą w międzyczasie cele, kryzysy, założenia i strategie mogą umrzeć własną niewymuszoną śmiercią). Inne indiańskie przysłowie mówi że „bogaty to nie ten co dużo ma, a ten co dużo daje”. W tym przypadku dajmy zgody, harmonie, wysiłki i starania. Oczekujmy dotacji, harmonii, kolejnych dotacji, derogacji  i wyrozumiałości w końcowych ocenach i regulacjach – Grecy dali nam najlepszy przykład. I popatrzmy na Indian, dziś w swoich skansenach i rezerwatach, zgodzono się na ich, częściowe własne prawa, co daje im możliwość swobodnego łupienia białych w kasynach lub na ekologicznych polowaniach. Może więc też za kilka lat nasze węglowe bizony … do czegoś się przydadzą …

4 komentarze do “Ostatnia walka Apacza … czyli Polska w starciu (klimatycznym) z Unia Europejską”

  1. ” Taniec Ducha został więc zakazany, a za chwile nieporozumienia przerodziły się w masakrę nad Woundeed Knee gdzie amerykańscy kawalerzyści wymordowali kilkuset Lakota (w większości bezbronne kobiety i dzieci), a data tego zdarzenia (29 grudnia 1990) uchodzi symbolicznie za koniec walk białych z Indianami.” ?????? Nie pamiętam dokładnie tych czasów, ale kawalerzystów mordujący Indian w 1990 jakoś ciężko mi sobie wyobrazić….. Nawet w Polsce ułani przeszli już wtedy do historii;)

    1. A sie czepiasz.. wiadomo że chodzi o 1890. Też dokładnie nie pamiętam, mały wtedy byłem i nie interesowałem się polityką ale sprawdziłem w wikipedii 🙂

  2. W Polsce jednak dalej żyją żubry i wszyscy nam mogą pozazdrościć 🙂 O ile się nic nie zmieni, jeszcze parę lat i cała Europa skończy tak jak Indianie. Gospodarcza zapaść i nędza stoją w progu, kandydaci na nowych „białych” też się znajdą. Wątpię, by w sytuacji kolejnych bankructw i utraty zdolności kredytowych przez kolejne państwa przetrwała unijna polityka rozrzucania pieniędzy na lewo i prawo, więc o dotacjach będzie można zapomnieć. Możliwe, że szybciej niż nam się wydaje. Wraz z rozpadem strefy euro spodziewać się można dezintegracji, a nie zjednoczenia. Przy takim obrocie wydarzeń należy szukać możliwości wywinięcia się z niekorzystnych zobowiązań. Każdy, kto choć trochę zainteresował się tematem, wie, że wiatraki czy biogazownie nie są efektywnie ekonomicznie. Zmuszanie do kupowania prądu z tzw. źródeł odnawialnych to ma jedyny efekt w zawyżaniu ceny energii elektrycznej, destabilizacji systemu elektroenergetycznego (wiatraki). To zwyczajne podcinanie żył gospodarce. Biurokratom w Brukseli przydałoby się za to parę lekcji o tym, że w swoich pomalowanych od środka na zielono bunkrach nie stworzą nowej gospodarki (mogą co najwyżej zaszkodzić), a na pewno nie wymyślą nic co można by sprzedać na wolnym rynku bez prikazu z urzędu – tyle że nie ma to już wtedy nic wspólnego z wolnym rynkiem.
    Dziękuję i pozdrawiam

    ps. bezokolicznik: kazać. Nam się >>każe<<.

  3. „…powinniśmy budować cos innego niż nam się karze [kazać ->>każe<<], będą zawsze odbijać się od ściany, bo strategia i interesy energetyczne Europy są inne, tak jak interesy osadników były sprzeczne z marzeniami Indian o stadach bizonów swobodnie przemierzających prerie."

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *