„Conspiracy theory” znamy z wielu amerykańskich filmów. Generalnie scenariusz zwykle jest taki sam. Wielkie korporacje – jakże często powiązane z wydobyciem i spalaniem węgla, gazu i ropy naftowej , kryją w swoich przepastnych archiwach, przełomowe wynalazki które mogły by dać światu niezwykłe odkrycia – a zwłaszcza darmową energię i czyste powietrze. Na ślad spisku wpadają zwykle nieprzekupni, przystojni bohaterowie związani z policją lub jakimiś służbami i  w towarzystwie uroczych długowłosych partnerek  w miarę postępów śledztwa, odkrywają coraz bardziej przerażające sekrety. Oczywiście ich informacje zagrażają korporacjom, które za chwile wykorzystają możliwości nacisku (zwykle przez przełożonych lub osoby „wysoko postawione”) aby sprawę zatuszować. Bohater prawie bezbronny, w ostatniej chwili otrzymuje wsparcie od ukrytych grup ekologicznych lub zwariowanych naukowców, mieszkających w opuszczonych przyczepach kampingowych lub starych szałasach, ale zdolnych do posiadania ogromnej wiedzy technicznej, mających komputery i serwery przełamujące najlepsze zabezpieczenia i co ważniejsze – tajemnicze prototypy nowych energetycznych instalacji – o sprawności zbliżonych do perpetuum mobile. Wszyscy wiedzą co będzie dalej – sytuacja się zaognia, korporacje sięgają po środki przymusu, bohaterowie cudem umykają spod ognia broni krótkiej, automatycznej, pocisków kierowanych i min pułapek, by w krótkiej chwili odpoczynku odkryć wzajemną atrakcyjność i pociąg fizyczny (3 minuty scen w zaciemnionym pokoju). W finalnych scenach udaje im się pokonać złoczyńców, aczkolwiek ich zielono-energetyczni pomocnicy musza zginąć w efektownej katastrofie, która pochłonie także cenny prototyp przełomowego wynalazku, a konspiracja okazuje się wielopoziomowa, bo na horyzoncie pojawiają się jeszcze więksi i bardziej groźni przeciwnicy, z wyższych półek rządowych. Teraz sprawa zostanie zatuszowana, ale jest możliwość kontunuowania w kolejnym odcinku serialu.

Sprawa nie jest tylko ograniczona do filmów i scenariuszy filmowych , bowiem istnieje własnym życiem i śledząc niektóre alternatywne strony webowe, człowiek zaczyna się zastanawiać czy naprawdę nie jest osaczony przez „złe” korporacje. Padają nawet pomysły i idee nowych urządzeń oraz nazwiska osób, które zginęły w tajemniczych okolicznościach albo budując epokowe urządzenia albo zadając zbyt wiele pytań. Polecam wpisać i Internet „free energy suppression” i kilka nazw urządzeń „Motionless Electromagnetic Generator”, „new cold fusion” . itp. – żeby dostać obraz świata od którego dostajemy gęsiej skórki – i pytań dlaczego typowa “brudna” energia musi rządzić światem.

Technicznie – niestety nie sposób się do tych urządzeń i pomysłów ustosunkować. Jak zawsze w historii z jednej strony przełomowych odkrywców traktowano jako wariatów i chciano zdyskredytować, z innej strony w każdym miejscu i czasie ilość nawiedzonych i „technicznie błędnych” odkrywców w stosunku do tych prawdziwych zwykle była na poziomie co najmniej 100000 do 1.

Teraz jednak mieliśmy szanse zweryfikować alternatywne projekty energetyczne. Nie wszystkim wiadomo, ale za „zielone” i „innowacyjne” projekty wzięło się Google (wielki gigant IT) i przez pewien czas (od 2009) prowadziło coś co nazywało się „RE < C” – Reneveable Energy Cheaper Then Coal – energia odnawialna tańsza niż węgiel. Widać jasno – jaki kierunek i jaki główny wróg. Google – firma o której można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że nie ma pieniędzy i środków na rozwój postanowiła zainwestować bardzo duże środki w pilotowe instalacje „zielonych projektów” – miedzy innymi kilku projektów energetyki słonecznej. Generalnie strategia polegała na zasilaniu kampusów i centrów danych Google (a są to nowe energożerne miejsca w nowej gospodarce) przy wykorzystaniu innowacyjnych projektów i wkrótce pokazanie światu nowych technologii energetycznych – na pewno podświadomie – niszczących „złe” korporacje. Google atakował zresztą na wielu frontach – był jednym z prekursorów użycia „smart grid” – nowych sieci energetycznych i nawet udostępnił swoje oprogramowanie Gogle meter dla możliwości analizy rachunków za energię elektryczną i optymalizacji zużycia. Jak to zwykle bywa w tak zakrojonych projektach, oprócz rzeczy sensownych i nowych technicznie do projektów Google przykleiło się wielu nawiedzonych wynalazców i chyba niekiedy managerowie nie potrafili właściwie odsiewać ziarna od plew – skoro wpakowano także miliony dolarów w „przełomowe” ogniwa paliwowe i inne pomysły, które  niestety zakończyły swój żywot w postaci eleganckich obudów z plastiku i dużych sum na kontach wydatków i wynagrodzeń.

Niestety – piszę to z prawdziwą przykrością – inicjatywy energetyczne Google zakończyły się niepowodzeniem. Na początku dyskretnie został ubity serwis Google meter – okazało się, że zainteresowanie klientów i realne możliwości działania nie spełniły oczekiwań. Teraz kilka dni temu ogłoszono zamknięcie projektu „RE < C”. Na fotel prezesa wraca współzałożyciel Larry Page i robi porządki korporacyjne. Jak widać – energetyka chyba nie przyniosła wielu sukcesów, aczkolwiek Google podtrzymuje dobrą minę i teraz głosi, że opublikuje swoje doświadczenia aby z nich mogły skorzystać inne firmy.  Wynik – dość smutny – okazuje się, że nawet mając miliardy dolarów, nie jest tak łatwo dokonać przełomowych odkryć w energetyce. Chyba większość tych pomysłów z „conspiracy theory” musiało mieć problemy z zadziałaniem w praktyce , co spowodowało, że Google zawróciło z romantycznej ścieżki wielkich energetycznych odkrywców na typowe informatyczne drogi. Myślę że też jedną z przyczyn jest inny horyzont myślenia w energetyce i IT. Projekty informatyczne – to projekty krótkie (kilka lat), nowe idee i zastosowania pojawiają się jak króliki z cylindra i bardzo szybko wchodzą na rynek. Energetyka jest bardziej … nudna i nużąca. Tu okres badan i inwestycji to raczej dziesiątki lat – a firmy IT (i ich inwestorzy) są bardzo niecierpliwe. Szkoda więc że Google nie pokazało nowej taniej energii i nie otworzyło drzwi do nowej energetyki. Na pewno byłoby w historii świata oznaczone wyżej niż tylko jako innowacyjny twórca przeglądarki internetowej i doskonałych metod przeszukiwania stron.  Tak niestety musimy dalej wspierać okrutne energetyczne koncerny, a marzenia o nowych wynalazkach odkładamy jako niemożliwe do realizacji. …. no chyba że było tak jak mogą dalej twierdzić zwolennicy teorii spisku – może Google wykryło naprawdę cosśniezwykłego i przeszło na „ciemna stronę mocy”, a obecna strategia to tylko ofensywa złych sił które maja powstrzymać epokowe wynalazki. Cała nadzieja już tylko w przystojnych bohaterach którzy może wreszcie odkryją prawdę …

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *