Na początek było już pięknie – modernizacja polskiej energetyki i wielkie inwestycje w energetykę odnawialną. Zwrot w kierunku nowych technologii i wielki program budowy morskich farm wiatrowych co miało dać impuls do budowy nowego polskiego przemysłu i wielkiego portu instalacyjnego w Gdyni.  Optymistyczne obrazki, kilkadziesiąt tysięcy nowych miejsc pracy, stopniowy wzrost udziału „local content” i produktów polskich firm i „nowe życie” gospodarcze na Bałtyku. Miało być tak pięknie – ale wiatr jak wiadomo jest niestały – najpierw (28 październik) kluczowa ustawa zgubiła się w gąszczu ministerialnych opinii i przepychanek, ale znowu wróciła (24 listopad) pod obrady Rady Ministrów –  wiatr nie wieje stabilnie  (raz od morza , raz od lądu ) i spycha inwestycje w obszar, w którym zawsze jesteśmy najlepsi – papier, analizy, konflikty i spory.  Kluczowe „milestony” projektu są zagrożone choć na razie wróciły na ścieżkę legislacji …

Sam projekt można oceniać w bardzo prosty sposób. Maksymalne inwestycje to 5,9 GW w następnej dekadzie i wydaje się, że mamy bardzo dużo czasu, tymczasem do wybudowania czegokolwiek otwiera się wyłącznie bardzo wąskie okno czasowe. Dzisiejsza budowa pierwszych farm offshore (bo należy sobie uświadomić, że nie mamy na Bałtyku jeszcze nic i tak naprawdę musimy zrobić pierwszy krok w tej technologii) to skomplikowany proces przygotowania gigantycznych możliwości inwestycyjnych (dostawcy, statki, porty), ale przede wszystkim  inwestycyjne pieniądze. Te akurat na technologie morskiego wiatru oczekują w wielu inwestycyjnych bankach, ale mogą być uruchomione w przypadku zagwarantowania cen (i odbioru energii) morskiej energetyki wiatrowej co w uproszczeniu może zrobić na dzień dzisiejszy URE (ale tylko do połowy przyszłego roku 30 czerwca – w kolejnych okresach według legislacji UE – możliwe jest jedynie korzystanie z systemu aukcyjnego – wówczas na pewno jego stworzenie zabierze długi okres – lata). Zupełnie upraszczając – jest możliwa „szybka ścieżka inwestycyjna” przy rodzaju „gwarantowanych cen” (a właściwie gwarantowanie pokrycia ujemnego salda inwestycji, bo tak wygląda polska propozycja), ale tylko przez następne pół roku, wobec czego niezbędne jest natychmiastowe przygotowanie lokalnych (polskich) regulacji – tzw. ustawy offshore o wspomaganiu morskiej energetyki wiatrowej. Ta ustawa walczy już o swoje życie przez cały rok i już miała zostać skierowana pod finalne obrady Sejmu i uzyskać podpis właśnie w tym miesiącu. Dla wszystkich zaangażowanych bezpośrednio lub pośrednio w modernizację polskiej energetyki jest to prosty barometr zmian – przegłosowanie ustawy to realne wejście w projekty offshore, odłożenie w czasie to kompletne załamanie całej koncepcji zmian energetyki w kierunku OZE i europejskich regulacji i już na początku dekady właściwie przyznanie się, że Polska unijnych celów na 2030 już nie wypełni.

Po optymistycznych informacjach sprzed kilku miesięcy, przeżyliśmy huśtawkę nastrojów w ostatnim tygodniu. Właśnie na koniec października ustawa offshorowa wróciła z odpowiedniego posiedzenia Rady Ministrów (które miało otworzyć drogę już do legislacyjnych głosowań) … do kolejnej fazy opiniowania „przez organy właściwe”.  Czytając między  wierszami – offshore stało się kolejnym polem walki sektorowej pomiędzy poszczególnymi ministerstwami i ośrodkami władzy. Na szczęście do ustawy chyba nie  pojawiły się opasłe opinie i kontropinie, propozycje modyfikacji zapisów i paragrafów (w czym jak wiadomo jesteśmy jednymi z europejskich lub nawet światowych liderów), ale ustawa szybko wróciła (choć już trochę później niż planowano pierwotnie) i pojawiała się dziś (24.11) na porządku obrad Rady Ministrów – przynajmniej tak wynika z programu obrad o tajemniczej sygnaturze RM-001-30-20.  Ten dzisiejszy dzień znowu więc jest kluczowy, bo jeśli ustawa nie zostanie uchwalona w tym roku, to właściwie przekreśla dotychczasowy harmonogram rozpoczęcia inwestycji. Tylko natychmiastowe skierowanie pod obrady Sejmu daje szansę, że wiatr na morzu podzieli los swojego poprzednika na lśdzie i choć fizycznie wieje to może przegrać z konfliktem interesów społecznych (rozwój offshore wcale nie jest popierany przez wciąż silne lobby węglowe) i wewnątrz rządowych.  Na razie widać, że na pewno nastąpił ministerialny konflikt, ale ustawa wróciła na tory forsowane przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska i czy dobrnie do szczęśliwego końca – czas pokaże. To tez barometr relacji z UE, patrząc na ich dzisiejszy status, raczej nie można też liczyć na jakiekolwiek możliwości przesunięcia terminów czy też specjalnej ścieżki prawnej polskiego offshore – jak nie umiemy czegoś wykorzystać to okno czasowe się zamknie.

Z zewnątrz cały problem z zawirowaniami z ustawą offshore wydaje się być nieznaczącą rysą lub pęknięciem nowej polityki energetycznej Polski, ale jak to zwykle w inżynierii materiałowej  – pierwsze pękniecie może zwiastować dużą katastrofę. Brak realnego rozpoczęcia inwestycji w morskie farmy na Bałtyku (bo taka byłaby konsekwencja nieuchwalenia polskiej ustawy) to brak odpowiedniego udziału OZE w zmieniającym się energy mix (jest to praktycznie jedyna możliwość wielkoskalowych inwestycji energetycznych) i brak mocy – dopuszczonych w polityce UE, niezbędnych żeby wymienić węgiel w elektrowniach. To jak klocki domina zostawia polską energetykę poza głównym nurtem europejskiego Green Dealu – a  więc otwiera nowe pole potencjalnego konfliktu – polityka europejska będzie powodowała wzrost cen certyfikatów emisji CO2, wzrost cen energii na rynku hurtowym, wzrost cen energii dla przemysłu i na koniec także dla użytkowników indywidualnych. Bez wiatru na morzu także „zielona strategia” polskich koncernów energetycznych staje pod znakiem zapytania, a więc wracamy do punktu wyjścia – co dalej w sytuacji gdzie nie ma już czasu na modernizację a koszty urosną niebotycznie. Należy trzymać więc kciuki za pozytywne spojrzenie Rady Ministrów i szybkie głosowanie w parlamencie, który oczywiście zajęty jest mnóstwem ważnych i jeszcze ważniejszych spraw i nie wiadomo czy w krótkich grudniowych dniach da radę pochylić się nad takim drobiazgiem  jak „Projekt ustawy o promowaniu wytwarzania energii elektrycznej w morskich farmach wiatrowych”.

Wiatr na Bałtyku jest zmienny… polski program offshore – z trudem opuszcza papier i  kolorowe foldery, próbując przejść do prawdziwej fazy realizacji.

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *