Komfortowa podróż na linię frontu.

Mówienie komukolwiek w Polsce (ale nawet i w Kijowie), że jedzie się na granicę z Donbasem od razu powoduje u rozmówcy niepokój. Slovianck, Krematorsk – te miasta coś przypominają, bo były często wymieniane w komunikatach z linii frontu w 2014 roku. Jak tam jest naprawdę? Na początek trzeba dojechać… co okazuje się bezproblemowym i bardzo komfortowym zadaniem. Pociąg ekspresowy z kijowskiego dworca centralnego (oczywiście ulokowanego na ulicy Wogzalnej) rusza o 6.12 i przemierza ok. 650 kilometrów w sześć (6) godzin. Podróż przebiega w doskonałych warunkach – szerokie siedzenia (znacznie szersze niż w polskim Pendolino), no i szerokopasmowe, darmowe Wi-Fi na całej trasie podróży (rzecz, która u nas jest prawie problemem wagi państwowej). Co chwila oferta czegoś do jedzenia i picia, a także coś w rodzaju małego bufetu z rzeczami na ciepło. Przed oczami krajobrazy płaskich, rolniczych pól, pokrytych czarną, urodzajną glebą oraz wsie, miasteczka i miasta niewiele różniące się od polskich. Żadnych opóźnień, żadnych problemów, może minimalnie trochę bardziej telepie na szynach, ale to tylko jeszcze bardziej usypia w komfortowych fotelach. Wszystko inaczej niż typowe wyobrażania z Warszawy. Warto też popatrzeć, że prawdziwa granica separatystycznych republik jest prawie 100 km stąd – więc jest to miasto na linii frontu – raczej patrząc z polskiej perspektywy.

Miasto jak inne w tym rejonie.

Słowiańsk (w rosyjskiej pisowni Sławiańsk) na pierwszy rzut oka to miasto podobne do innych na wielkich obszarach wschodniej Ukrainy i sąsiadującej z nią Rosji. Liczący troszkę ponad 100 tysięcy mieszkańców, to typowy dla tych rejonów ośrodek przemysłowy – elektrownia, fabryki maszynowe, chemiczne, i przede wszystkim wydobycie soli, bo właśnie obok miasta są słone jeziora i nawet miasto, które oficjalnie powstało w 1645 roku wcześniej było małą twierdzą o nazwie Tor. Według oficjalnych spisów w Słowiańsku przeważają Ukraińcy (prawie 75%, ale dla jednej trzeciej z nich, a nawet może dla prawie połowy, pierwszym językiem komunikacji jest rosyjski), a pozostałe 25% to Rosjanie z dodatkiem mikroprocentowych udziałów innych nacji. Tak naprawdę rzeczywistość lokalna trochę odbiega od Wikipediowych wpisów. Sloviansk jest pełen pesymizmu i problemów – wszystkie większe zakłady przemysłowe (chemia, maszyny, surowce) padły już w latach 90-tych w czasie transformacji z komunizmu, życie jest ciężkie lub na granicy beznadziei – tak naprawdę dominująca większość lokalnego społeczeństwa czuje się związana właśnie ze stylem komunistycznego społeczeństwa – praca w przedsiębiorstwie z końcówką MASZ, zakładową stołówką i organizacja życia w stylu komunistycznym. Nie ma co ukrywać, że wszyscy mówią po rosyjsku a ukraiński raczej wydaje się językiem obcym. Wszyscy zresztą w tutejszym rejonie … trudno powiedzieć do jakiego kraju, a na pewno do jakiego kręgu kulturowego przynależą. Większość rodzin w tych rejonach osiadła poprzez emigrację z najróżniejszych miejsc (i Ukrainy i Rosji), a przybyła w czasie intensywnej sowieckiej industrializacji.

Panorama na dworzec autobusowy w Sloviańsku mówi sama za siebie.

Slowiańsk na linii frontu.

Słowiańsk znalazł swoje miejsce w historii w roku 2014 podczas burzliwych czasów na Ukrainie – to tam jest końcowe miasto (od 14 kwietnia) rozszerzania się Donieckiej Republiki Ludowej (pro-rosyjskich separatystów), a następnie teren kilkumiesięczny starć, które w hagiografii rosyjskiej miało być „małym Stalingradem”, a było punktem i czasem reorganizacji ukraińskiej armii (jak i nowej ukraińskiej świadomości narodowej) i zostało wyzwolone 6 lipca 2014.

Na wiosnę 2014 na Ukrainie dzieje się wiele. Po lutowych krwawych wydarzeniach kijowskiego Majdanu i upadku rządu Janukowicza, w obliczu ukraińskiego kryzysu politycznego i budowy nowego rządu (najpierw rząd tymczasowego prezydenta Turczynowa i majowe przedterminowe wybory ze zwycięstwem Petra Poroszenki) – następuje rosyjska aneksja Krymu (marzec) i powstanie tzw. separatystycznych republik ludowych (w Doniecku i Łubiańsku). Wschód Ukrainy to miejsce gdzie zawsze partie prorosyjskie i sam Janukowicz osiągał największe poparcie i tam Euromajdan przedstawiany jest jako spisek (nawet często jako faszystowski z całkowitymi błędami nazewnictwa i realnej oceny). Duży udział ludności uważającej się za Rosjan, i duży udział ludności, której trudno jest dokładnie kreślić swoje narodowe korzenie, a która porozumiewa się wyłącznie po rosyjsku sprzyja tendencjom tworzenia (przy udziale politycznym i sił specjalnych Rosji) – czegoś w rodzaju separatystycznych republik (to powtórka polityki, która doprowadziła do powstania tzw. Nadniestrzańskiej Republiki Mołdawskiej (ta powstała w 1990 roku i istnieje do dziś) i republiki Osetii Południowej (ta od 1991 na terenie Gruzji) – prosoryjskich czy może bardziej słuszne byłoby nazwanie proradzieckich enklaw na terytoriach innych państw, prowadzących żywot na marginesie międzynarodowej wspólnoty (bo są nieuznawane prawie przez nikogo) i na gospodarczej kroplówce Rosji. W próżni politycznej i tymczasowości po rewolucji Euromajdanu – rozszerza się Doniecka Republika Ludowa (DRL) – 7 kwietnia separatyści zajmują budynki rządowe w Doniecku i wywieszają nową czarno-niebiesko-czerwoną flagę, a następnie próbują przejąć władzę w kolejnych okolicznych miastach. 12 kwietnia docierają do Słowiańska, a w mieście pojawia się też niejaki Igor Striełkow (tak naprawdę Igor Girkin – Striełkow to polityczno-wojskowy pseudonim) zaprawiony we wcześniejszych bojach w Bośni i innych krajach – tajemniczy rosyjski najemnik lub też nacjonalistyczny aktywista wykonujący specjalne zadania Moskwy. Słowiańsk staje się punktem oporu i punktem obrony DRL i miastem najbardziej wysuniętym na zachód. Siły separatystyczne szybko rozrastają się do prawie 2 tysięcy osób skupiając zarówno realnych separatystów (osoby czujące się Rosjanami na tym terenie), jak i rosyjskich najemników i GRU (urlopowanych żołnierzy lub specjalnych ludzi jak Striełkow), a nawet oddziały ochotników z Krymu czy tzw. kozaków dońskich.  Prawdziwy obraz tych czasów zamazuje się w propagandzie (obu stron) i miesza z informacjami z pierwszych stron gazet – żadne z prostych wytłumaczeń nie jest prawdziwe. Na powstających posterunkach separatystycznych obszarów pojawiają się ludzie z bronią (zwerbowani za pieniądze narkomani i margines – jak w opowieściach jednych, ale i prawdziwie przekonani, że w Kijowie dzieje się faszystowska rewolucja – to też prawda i prawdziwe opowieści). W tych obszarach głosowało się (w absolutnej większości) za Janukowiczem, tu nie ma wielkich oczekiwań co do Europy, bo ceni się szachty i metalurgię a idee narodowościowe Ukrainy traktuje się z wielka rezerwą  – w ich historiach – wcześniej przyjeżdżają do nich „ci inni” z zachodniej Ukrainy i opowiadają jakieś dziwne historie, których wcale tu się nie chce słuchać. Na pewno są i przeciwnicy Ukrainy i część przebranych Rosjan, ale są też i miejscowi i wcale Sloviańsk nie odnajduje się tak prosto w żółto-niebieskich barwach.

Wojna – od potyczek aż do walki na pełną skalę. Kolejne miesiące to ukraińskie próby odbicia Słowiańska jak i separatystyczne próby uczynienia z miasta wielkiego ośrodka oporu (barykady, punkty kontroli i oczywiście zasilanie bronią ciężką z Rosji). Zarówno kwietniowe jak i majowe ukraińskie natarcia są dość anemiczne i poza przejęciem kilku posterunków na granicach miasta kończą się niepowodzeniem, ale i mocnymi stratami w ludziach i sprzęcie. DRL także nie ma sukcesów, bo jej ekspansja zostaje wstrzymana, a na Ukrainie po majowych wyborach sytuacja się stabilizuje, a rosyjska interwencja otrzymuje coraz większe potępienie i sankcje międzynarodowe. Po kolejnych tygodniach ostrzału (nawet już i samego miasta, gdzie nie ma już prądu i wody) rusza duża ukraińska ofensywa (słynne ATO – Operacja antyterrorystyczna), która ma zadanie przejąć obie separatystyczne republiki, a w pierwszej fazie właśnie odbić Słowiańsk – co daje możliwość panowania nad kolejnym ważnym miastem Krematorskiem oraz rozpoczęcia ataku na ważny punkt komunikacyjny Debelcewo, a także jest kluczowe dla okrążenia samego Doniecka. Po początkowym ostrzale i walkach na przedmieściach, na szczęście nie dochodzi do zmasowanych walk ulicznych, bo wobec dużej przewagi sił ukraińskich (11 tys. wg. źródeł ukraińskich, 30 tys. wg. rosyjskich), Stiełkow (w międzyczasie zostaje ministrem obrony DRL) i jego ludzie (policzono ich dokładnie na 1824, bo zostawiają po sobie tajne dokumenty) wycofują się w sposób zorganizowany w nocy z 5 na 6 lipca, a na budynki miejskie wracają ukraińskie flagi. Odbicie Słowiańska nie kończy ATO, która toczy się ze zmiennym szczęściem (TUTAJ ) i pomimo początkowych sukcesów rządu Ukrainy, na koniec zatrzymują go wojska przy wydatnej pomocy „białych konwojów” Rosji i bezpośredniego wsparcia rosyjskich wojskowych przebieranych w mundury bez oznaczeń. Status separatystycznych republik – „ni to ni owo” trwa dalej, ale ludzie w Slowiańsku żyją po ukraińskiej stronie.

Szpital w Sloviansku – a raczej jego pozostałości po ciężkim obstrzale. Pokazuje to rzeczywistość intensywności i zaciętości walk.

To znowu historia po trochu na suchych faktach z Wikipedii. W realnych rozmowach – wcale nie jest tak wszystko jednoznaczne, niekoniecznie heroicznie a na pewno potwornie ciężkie i okrutne. Walki nie były podobne do obrazów z batalistycznych filmów i nie miały nic wspólnego z pięknem i jakimkolwiek podniesionym nastrojem. Ostrzał (ukraińskiej artylerii, a po części też lotnictwa) jest ciężki (widać po obrazkach powyżej), a ofiary nie tylko po stronie uzbrojonych bojowników. Ludność cywilna chowa się do piwnic i żyje bez wody i elektryczności. Trafiane są domy mieszkalne i domki na wsiach. Dziś bardzo trudno jest wydobyć od nich jakiekolwiek wspomnienie tych historii, a nawet po kilku dobrych godzinach poznania się i tak otrzymujemy tylko niejednoznaczne opowieści. Bo „jak można dobrze pamiętać jak to ukraińskie wojsko do nas strzelało?” … A warto pomyśleć, że w Sloviańsku … tak naprawdę nie było najgorzej – bo nie było super intensywnych (jak na tą wojnę walk) – np. Małyniwka tam podobno było zupełnie na ostro jak słynny Motorola ostrzeliwał z wioski ukraińskie pozycje i był namierzany i na niego spadał grad odwetowych pocisków i bomb (ludzie tutejsi oczywiście nie mieli dokąd uciec spod obstrzału).

Krajobraz dziś …

Z historycznego punktu widzenia Słowiańsk staje się miastem – historią dla obu stron. Ukraińcy 5 lipca – tzw. dzień wyzwolenia słowiańskiego ustanawiają uroczyście obchodzonym świętem państwowym (ale bez dnia wolnego od pracy), w Donieckiej Republice Ludowej funkcjonuje medal „za Obronę Słowiańska” ustanowiony oczywiście dekretem Striełkowa.  (Jego historia to zupełnie osobna powieść –  po epizodzie bycia Ministrem Obrony DRL, ma swój udział w zestrzeleniu cywilnego samolotu malezyjskich linii lotniczych (za co jest też zaocznie sądzony w procesie cywilnym), ale w sierpniu 2014 rezygnuje ze wszystkich funkcji i wraca do Rosji. Ta decyzja prawdopodobnie ratuje mu życie, bo większość jego kolegów z władz DRL ginie w quasi-mafijnych porachunkach.  Jest dziś odsunięty od wystąpień publicznych (ale można go zobaczyć na jego blogu http://istrelkov.ru/ z nawet aktualnymi wpisami co na pewno zaprzecza pogłoskom o rzekomej śmierci –a miał już umrzeć kilka razy).

Jednak sam Sloviansk żyje nadal …. I dalej nie daje się opisać w prostych ramkach. Ludzie wyjeżdżają (za chwile nie będzie to już 100-tysięczne miasto) bo perspektywy pracy znikome, a wg. miejscowych nic nie poprawia się na lepsze. W ich słowach, czasy Janukowicza z przed rewolucji Majdanu to okres prosperity, spokoju i bezpieczeństwa. Pracujące kopalnie i kwitnący przemysł (obwód doniecki), który cały został zniszczony poprzez rozcięcie więzów ekonomicznych (dziać do DRL można dojechać i ludzie jeżdżą (np. do szpitala w Doniecku!!) załatwiając sobie tylko specjalne papiery w lokalnych biurach (w sąsiednim Kramatorsku), ale nie ma już żadnych połączeń ekonomicznych – nie sprzedaje się niczego bezpośrednio (jeśli już to naokoło przez Rosję i Białoruś). Stąd też obraz DRL to bynajmniej nie jak oczekujemy całkowity upadek, ale zaskakująco obrazy czystego i uporządkowanego miasta i obszaru gdzie działa większość fabryk i wypłacane są w terminach pensje. Nic więc dziwnego, że tutaj (w Sloviansku) raczej nie wygrają pro patriotyczni Ukraińscy kandydaci. Pomimo, że na plakatach widać zwykle Petro Poroszenkę (obecny Prezydent) to nie wygląda, że będzie on miał duży odsetek głosów – tu raczej króluje kandydat Jurij Bojko, który w ogólnonarodowych sondażach jest w drugiej linii, ale za to oceniany jest jako najbardziej na lewo i prorosyjsko. Tak więc na pewno – Sloviansk to trochę inna Ukraina i na pewno coś innego niż to co czytamy w gazetach.

Panorama głównej ulicy Slovianska z plakatem wyborczym urzędującego Prezydenta Poroszenki, który raczej nie ma tu szans na wygraną.

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *