Komentować i krytykować informatyczną katastrofę jest łatwo … ale pewnie i trzeba to robić. Mimo wszystko to beznadziejne że kraj, który szczyci się posiadaniem najbardziej uzdolnionych młodych informatyków, gdzie pewnie już dobre ćwierć miliona programistów tworzy aplikacje dla największych przemysłowych korporacji na całym świecie , nie jest w stanie zbudować przyzwoitej aplikacji dla liczenia głosów w wyborach

Komentarze jakie pojawiają się w dniu dzisiejszym zakrawają na groteskę – „rozważamy przejście na tryb ręcznego liczenia głosów” … „system nie był przygotowany na przesyłanie dużej ilości małych plików. Być może ktoś źle skonfigurował serwer” – zwłaszcza ten drugi wprawił mnie w nastrój tragikomedii bo wygląda na to, że cały system poważnej i wiekopomnej instytucji jak Państwowa Komisja Wyborcza to jakiś (jeden?) serwer utknięty pewnie w kącie jakiegoś gmachu lub małego wynajętego biura. Kolejne informacje wyciągane przez dziennikarzy pokazują obraz rozpaczy, co obrazuje całość używania IT przez niektóre instytucje publiczne.

Okazuje się, że to kolejny nowy system! Byłem święcie przekonany, że po tylu wyborach i utrwalonej , wieloletniej demokracji mamy (jakiś) działający system informatyczny , który należy tylko uruchomić, skonfigurować i właściwie użyć. Okazuje się że nie, to jest coś zupełnie nowego, wybranego na podstawie osobnego przetargu i zrealizowanego zupełnie na świeżo. Każde kolejne wybory to więc trauma budowy i uruchamiania jakiegoś szybkiego zlepka , dedykowanej produkcji IT.

Okazuje się, że system testowano do ostatnich godzin! Każdy kto pracuje w IT i oddawał systemy informatyczne wie o konieczności testów, wdrożenia, okresu analizowania pojawiających się błędów, a potem finalnego odbioru i eksploatacji. Tu działano … właściwie do samego końca. W niektórych wieściach z PKW pojawia się wręcz informacje, że resetowano i wgrywano coś jeszcze w dniu wyborów i to na sam wieczór. Nie trzeba już nic więcej – to pokazuje skale desperacji i szaleńcze wysiłki w ostatnich godzinach. W takich sytuacjach zawsze wiadomo – nie zadziała.

Okazuje się, że wykonano taki system w 3 miesiące! Teraz wychodzą szczegóły przetargu na ten nowy system (a gdzie są stare? w końcu 4 lata temu też były wybory). Podobno ogłoszony w lipcu, a rozstrzygnięty na początku sierpnia z czasem realizacji wiadomo do kiedy. I kolejne alarmistyczne informacje, że właściwie SIWZ (opis przedmiotu zamówienia a wiec funkcjonalność, niejasna i niepełna). Robiąc coś w 3 miesiące bez dokładnego projektu – zawsze wiadomo – nie zadziała.

Okazuje się, że to pierwsza taka produkcja dla dostawcy firmy IT! Kolejne informacje – kto taki system robił pokazują, że PKW kierując się dobrem najwyższym (ceną) , wybrała małą nieznaną na rynku IT firmę, z niewielkimi obrotami (podaje za jednym z serwisów informatycznych ze zaledwie ok 1,5 mln złotych w dostawach z przetargów). Jestem pełen uznania dla śmiałości firmy i jej dynamiki, ale jednocześnie znając warunki na polskim rynku IT (np. dostępność i cenę dobrych programistów, czas na budowę doświadczeń wewnętrznych i procedury QA (testowania) – chyba wiadomo było, że będzie dokładnie tak jak się stało.

Sprawa jest więc kolejny raz kuriozalna. Systemy informatyczne dla administracji publicznej, które jasno też trzeba sobie powiedzieć – nie są jakimś „rocket science” – budowane są nieumiejętnie i narażają nasz kraj na śmieszność. Niech oczywiście PKW liczy sobie ręcznie i potem też prowadzi dochodzenie kto i jak cały ten przetarg zrealizował, ale trzeba sobie zdać sprawę, że kładzie to się cieniem na cały polski sektor IT. Jeśli cały czas pokazujemy klientom z zagranicy nasze umiejętności, setki sprawdzonych programistów, ich certyfikaty i całe skomplikowane struktury zespołów, a tu nagle okazuje się, że w Polsce to nawet elektronicznie głosów w wyborach policzyć nie umieją, to za chwilę u naszych potencjalnych klientów może się budzić obawa czy w tej Polsce to oni w ogóle widzieli klawiaturę w bardziej zaawansowanej pracy. Dlatego też gorący apel do Ministerstw Cyfryzacji i generalnie agend mających na bannerach znaczki informatyki i rządowego hi – techu – może mniej zadęcia, a więcej pracy u podstaw i przede wszystkim jakieś elementarne wskazówki do ważnych urzędów administracji. Nie buduje się za każdym razem nowego systemu. Nie buduje się niczego bez specyfikacji – wiedzy na temat tego co ma się zrobić. Nie buduje się systemu IT w ekstremalnie krótkim czasie, chyba w końcu wiadomo kiedy są wybory i można się przygotować np. rok lub dwa wcześniej. Na koniec wreszcie wybiera się firmy, choćby częściowo na podstawie referencji i gwarancji dobrego wykonania pracy. Bo inaczej psuje się rynek i to nie tylko w samym sektorze publicznym, ale i dla poważnych zagranicznych korporacji obserwujących niemoc IT w Polsce…

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *