Ameryka odżywa ..przynajmniej taki duch czuje się w firmach, sklepach , na drogach i czytając prasę. W większości wiadomości dominuje leciutki optymizm, sytuację gospodarczą ocenia się , przynajmniej porównując do ostatnich lat, jakoś bardziej pozytywnie. Główni wrogowie Ameryki pokonani lub chowają się w niedostępnych obszarach globu, które nieustannie patrolują wypatrujące ich śmiercionośne drony, a przedsiębiorstwa budują optymistyczne sales plany i zamówienia produkcyjne, zaczynając lokować je …z powrotem w Ameryce. Według zgodnej linii komentarzy wydaje się, że amerykański przemysł wytwórczy zaczyna odzyskiwać konkurencyjność – nawet w stosunku do dalekowschodnich obszarów taniej siły roboczej. Właśnie … już nie tak do końca taniej – jeśli patrzeć na Chiny, to wschodnie wybrzeże tak nasycone zagranicznymi klientami wydrenowało specjalistów i podniosło znacznie płace, co dalej pchnęło ekspansję zagranicznych firm ku środkowi Chin. Dalej jest taniej, ale jak dołożyć problemy z transportem, nadzorem , itp. i porównać z obecnymi warunkami w USA, zaczyna powoli niektórym koncernom wychodzić, że jednak taniej zrobią to u siebie na amerykańskim rynku. Kluczem jest oczywiście tania energiia – rewolucja łupkowa pozwoliła na radykalne obniżenie cen gazu – a za tym i energii – a więc pozwala znowu myśleć nawet o energochłonnych przemysłach. Właściwie już nie tylko gaz ale i ropa , metody sprawdzone w nowych gazowych instalacjach przenosi się na złoża z ropą i co więcej, na półkuli północnej zaczynają się do takich nowych złóż już dobierać. Pierwsi nawet Kanadyjczycy, którzy właśnie uruchomili nowe projekty wydobycia ropy z piasków bitumicznych – znowu technologia znana od lat, ale dopiero teraz intensywnie stosowana na skalę przemysłową. Jedne z największych złóż na świecie (prowincja Alberta w Kanadzie) za chwile bo od 2017 ma rzucić na rynek, nowe dostawy z właśnie uruchamianych źródeł – ok  5 mln ton ropy rocznie (Polska rocznie sprowadza ok 20 mln ton).

Wszystkie prognozy są właściwie już zgodne – do 2020 Ameryka osiągnie samowystarczalność energetyczną, a następnie stanie się jednym z kluczowych światowych eksporterów gazu (już jest 2-gim producentem) a następnie możliwe że i ropy naftowej. To wieszczy koniec okresu wysokich cen surowców – i wile innych konsekwencji …od odrodzenia amerykańskiego przemysłu wytwórczego, aż po kłopoty petrodolarowych szejków, którzy mogą mieć kłopoty z kupowaniem kolejnego Maybacha przy spadających cenach (Maybach zresztą został  wycofany z rynku).

Gospodarczo właściwie dla Ameryki doskonale, Prezydent Obama na pewno się cieszy, ma jedynie problem z częścią swojego „twardego” elektoratu skupionego na problemach ekologicznych. Ekologia była i jest w Ameryce modna (szczególnie w Kalifornii) i spowodowała wprowadzenie dopłat do budowy źródeł odnawialnych (tu programy zniesienia podatków i innych finansowych zachęt). Efektem był szybki rozwój źródeł i ok 9,5 % globalnej produkcji USA z odnawialnych i nawet ok 13 tys.  MW mocy zainstalowanej w wiatrakach w samym 2012. Teraz ten segment chwieje się trochę bo kosztowo wychodzi na pewno gorzej od energetyki opartej na tanim łupkowym gazie, dlatego też ekolodzy i producenci apelują, żeby coś z tym zrobić (skąd my to znamy !). Właśnie Prezes Siemens USA wysłał apel do prezydenta że potrzebna jest długofalowa strategia i co najmniej wizja na dziesięciolecie, albo choćby na 5 lat w przód jeśli chodzi o reguły dla nowobudowanych źródeł. W Ameryce problem jest też pokaźny bo zawirowania z budżetem i spory polityczne uniemożliwiają automatyczne przedłużenia dotacji dla wiatru i słońca (w postaci programów redukcji podatków) przez co właściciele farm wiatrowych nie wiedzą co dalej ((skąd my to znamy !!).  Obama i amerykański rząd trochę się więc miota, bo sam Prezydent mocno podkreślał konieczność i chęć stosowania nowych ekologicznych technologii, ale z drugiej strony w USA zawsze najbardziej liczą się pieniądze i zyski, a te pokazują, że trzeba używać czegoś innego (gazu).  Na dodatek Obama na dniach musi podjąć decyzję w sprawie kontrowersyjnego projektu wielkiego naftowego projektu – właśnie z owych kanadyjskich bitumicznych złóż – przez całą Amerykę po środku aż do Huston w Teksasie i następnie nawet zatoki meksykańskiej.  Plan jest prosty – tania kanadyjska (a w przyszłości i amerykańska) ropa z lokalnych źródeł zasili przemysł i rafinerie i wyeliminuje import. Przemysł się cieszy, ale ekolodzy protestują pokazując na rzeczywiste zagrożenia środowiskowe nawet nie samego rurociągu ale technologii uzyskiwania ropy z pokładów bitumicznych. Znowu problem dla Obamy – czy poprzeć swoich popleczników (i nie zezwolić na rurę) czy też jednak stanąć po stronie gospodarki i przemysłu. Tu raczej stawiałbym na tych drugich – w USA najważniejszy jest w końcu pieniądz i możliwość dobrych zakupów i stabilne ceny domów – a to daje dobra gospodarka (w końcu to demokratyczny Clinton wygrał wybory z hasłem „Gospodarka ..głupcze”. Obama więc na pewno będzie miał złotouste przemówienia, ale postąpi najlepiej dla gospodarki i miejsc pracy. Ekologiczne źródła w USA będą nieco w odwrocie, a energetyka USA oprze się znowu na gazie, ropie … i może też częściowo na taniejącym węglu. Znak czasów ? W USA najważniejszą jest siła ekonomiczna kraju …potem dopiero eksperymenty o ile nie zagrożą stabilności i przyszłości. W Europie dość kontrowersyjnie – wciąż prymat idei nad praktyką … ale ten sam problem (który tak ostro widać już w Polsce nawet przy dyskusji zapisów ustawy o OZE) … uderza w Anglię i Niemcy.  Chyba jednak będziemy mieli nieco konserwatywną i anty-rewolucyjną dekadę dająca szansę źródłom na gaz, rope i węgiel. Na razie wciąż jeszcze taniej …..

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *