Pod koniec XV wieku, we Florencji – żył Girolamo Savonarola – dominikański ksiądz , który odcisną piętno na historii tego miasta. Od początku słyną z kontrowersyjnych opinii i skrajnych poglądów – przede wszystkim potępiał zbytek, przepych, arogancje kleru i tyranie wielmożów, często przeplatając to z sądami natury moralno-religijnej oczywiście prowadzącymi w kierunku skrajnej pobożności, zakazania wszelkich rozrywek i uciech. Z jednej strony na pewno trafił na dobry czas, gdzie ówczesny kościół i władcy odbiegali dalece od ideału, z drugiej nie zatrzymywał się na pozycjach umiarkowanych a raczej oczekiwał od ludzi skrajnych wyrzeczeń i czegoś na pograniczu ascezy i całkowitego poświęcenia religijności. Ponieważ łączył swoją pasję z niewątpliwym talentem do wygłaszania kazań i przemówień potrafił zarazić swoim entuzjazmem grono wielbicieli (nazywanych nawet „płaczkami” od rzesz bogobojnych i pobożnych kobiet, które wpadały w ekstazę i zanosiły się płaczem podczas jego wystąpień).  Historyczne okoliczności sprawiły, ze Savonarola nie tylko krytykował, ale w sprzyjających okolicznościach stanął na czele Republiki Florenckiej (po obaleniu Medyceuszy) i przez kilka lat sprawował władzę niemal absolutną, oczywiście za chwile wcielając swoje poglądy w czyn, wydając co chwila kolejne edykty i rozporządzenia kierujące całą ludność na drogę cnoty i ascezy. Savonarola doczekał się oczywiście skrajnych opinii zarówno współczesnych mu ludzi jak i historyków do czasów dzisiejszych, gdzie jedno doceniają jego nieskazitelną prawość i dążenie do pobożności łamane z eliminacją występku, inni z kolei wskazujący że był to epizod na miarę eksperymentu podobnego do rządów Talibów w Afganistanie, gdzie normy ograniczające jakiekolwiek możliwości zabawy, rozrywki i zbytku, właściwie uniemożliwiły normalne funkcjonowanie społeczeństwa. Tak się na koniec stało bo historia Savonaroli u władzy nie trwała długo, a na dodatek jego kazania i poglądy szybko zaczęły podważać autorytet i nieomylność papieża (na co oczywiście papież odpowiedział ekskomuniką), a gdy popierające Savonarolę wojska francuskie (i król francuski mieszający się w sprawy Włoch) poniosły klęskę, zaraz podnieśli głowę i przeciwnicy, doprowadzając do przewrotu, procesu i w konsekwencji skazując go na śmierć na szubienicy a następnie dokładne spalenie szczątek, aby zapobiec możliwości powstania jakiejkolwiek relikwii. W sposób najbardziej dosadny okazało się więc, że nie można być jak w polskim powiedzeniu „świętszym od papieża”.

Ta historię można przypomnieć sobie patrząc na spory dotyczące polskiego prawa patentowego i wynalazczości. Polski Urząd Patentowy stoi na stanowisku skrajnie konserwatywnym i podpiera się bardzo często rozporządzeniem Prezesa Rady Ministrów gdzie za wynalazki uznaje się wyłącznie wytwory materialne. Nie wnikając głęboko w zdania prawnicze , efektem tego w Polsce jest to, że opatentować można tylko konkretne urządzenia lub kawałki metalu – na przykład rurę z łańcuchem skręconą w nowatorski sposób, natomiast samą metodę, ideę rozwiązania, już nie (to jest niematerialne). W absolutny sposób ogranicza więc to cokolwiek związanego z algorytmami, metodami i sposobami przetwarzania informacji bo przenosi punkt ciężkości w sferę wyłącznie materialną, konkretnych urządzeń i schematów.

Oczywiście można (i pewnie trzeba się zgodzić) ze formalnie to jest OK i wszystko w porządku, tylko że niestety cały świat idzie w inna stronę. Coraz więcej naszej aktywności przenosi się w obszar wirtualny i dominujące na arenie nowych technologii kraje, przenoszą to i w sferę patentów. Poniżej przykład (zaczerpnięty z artykułu w International Herald Tribune) jakie są patenty Amazona i Apple

Co można opatentować – tu widać sposób klikania w Internecie i sposób przetwarzania informacji (ten patent Apple to Siri – jakby się ktoś nie domyślił – i rzeczywiście trudno, bo właściwie to może dotyczyć dowolnego działania w maszynie komputerowej lub elektronicznym urządzeniu).

Problem narasta i jest coraz poważniejszy, ochrona patentowa w Polsce (dla firm IT) – właściwie nie jest możliwa do zrealizowania (bo tylko rzeczy materialne) , gdy w międzyczasie w Ameryce co chwila nadadzą numer na każde dotknięcie klawiatury. Oczywiście jak Savonarola możemy głosić co jest bardziej właściwe moralnie a co nie (nawet zgodzę się z polską interpretacją) tylko ze efekt jest jeden – za chwile wszyscy zostaniemy wyrzuceni z rynku bo zablokowani patentami amerykańskimi i europejskimi i naszym prawem nie nadążającym za wirtualną rzeczywistością. Można płakać i entuzjazmować się że tam robią niedobrze, ale z drugiej strony polski rząd chciałby widzieć polskie firmy IT robiące furorę na zachodzie i warto żeby też uwzględnił, że każda z nich dostanie mocną kontrę w postaci amerykańskich roszczeń i patentów, na który nie możemy odpowiedzieć niczym , bo nawet jeśli wymyśleliśmy (i wdrożyliśmy) coś jako pierwsi, to z naszej strony nie mamy nic (nie uznawane u nas za wynalazek), a walka patentowa na rynku amerykańskim i udawadnianie że know-how pochodzi z innego kraju to już starcie wagi ciężkiej i przede wszystkim koszty obsługi dobrych kancelarii.

Nie widzę żadnej możliwości wyjścia z tego impasu, nasze środowisko patentowe jest mocno konserwatywne i będzie bronić się do końca (widać też to w dyskusjach dotyczących koncepcji wspólnego europejskiego patentu). W zmieniających się czasach, można być pryncypialnym (i nawet mieć rację)  ale nie zmieni to końcowego wyniku więc … pozostaje nam patentować poza granicą ….

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *