Nie dzwonię na razie do znajomych w USA, musza mieć czas na powyborcza traumę. Duża część z nich mieszka w Pensylwanii (tam też wygrał Obama) ale to typowa amerykańska middle class starej daty, jeszcze przy tym związana z konserwatywnym przemysłem i węglową energetyką. Dla nich nastąpił Armagedon – na kolejne 4 lata Ameryką pokieruje lewicowy ekstremista, rozdający państwowe pieniądze dla mniejszości i inwestujący w bezsensowne technologie, co sprawi że tradycyjne amerykańskie wartości – wiara w samodzielność, indywidualizm, mała rola państwa i mocny konserwatyzm społeczny – zostaną pokonane, a wkrótce USA staną się dziwnym socjalistycznym tworem z gospodarką w zapaści. Od mniej więcej dekady rozpoczął się tam proces zadziwiającego wzmacniania politycznych skrzydeł,a nie centrum – każda kolejna debata to starcie kandydatów i linii partii nie skupiających się na umiarkowaniu i łączeniu, a raczej prezentujących wyraziste pozycje i coraz bardziej uciekających na boki. Po części winny jest tu chyba system wyłaniania kandydatów na Prezydentów USA w prawyborach gdzie głosują tylko zwolennicy danej partii – w naturalny sposób więc kandydat musi przesunąć się jak najbardziej na ich stronę, aby potem może dopiero udawać, że nie jest ani tak skrajnie konserwatywny ani skrajnie liberalny. Komentatorzy oceniają, że jest to tez przyczyna klęski Republikanów, Mitt Romney z natury był popierany przez „Tea Party” – skrajną konserwę – i nie udało mu się tego bagażu pozbyć. Z kolei Obama wygrał głosami nowej Ameryki – ocenia się, że do  jego zwycięstwa walnie przyczynili się Latynosi (już ok 10 % populacji) i ogólnie nowa (nie-biała) imigracja. Obecny więc Prezydent (i kolejny na 4 lata) musi naturalnie iść w to skrzydło – pomoc państwa, legalizacja imigracji, dofinansowanie biedniejszych, opieka medyczna dla wszystkich – coś podobnego do idealistycznych wartości Europy – w Polsce trochę jednak cały czas we wspomnieniach socjalistycznej wersji państwa nie do przyjęcia, a już dla tradycyjnej białej Ameryki ze środkowych stanów (gdzie mniej imigrantów) – totalne zaprzeczenie wszystkich wyznawanych wartości. Ameryka idzie wiec po skrzydłach i to na coraz większy konflikt. Bywałem tam przez 20-lat i zawsze jakoś politykę przyjmowali normalnie (kiedy my w latach 90-tych narzekaliśmy na nasze rządy), a teraz zaskoczenie kompletne – my komentujemy że u nas normalnie a oni nagle porzucają prace i zaczynają zawzięcie dyskutować jak to rząd doprowadzi ich do upadku. Na dodatek zmiany, które kiedyś nie mieściły się w głowie. W stanach Kolorado i Waszyngton (ten jest na północy i od Pacyfiku a nie ze stolicą federalną) – właśnie zalegalizowano palenie marihuany i to nie na receptę (leczniczo – tak było już można w Kalifornii, jak ktoś załatwił sobie taką terapię) ale ogólnie dla funu i zabawy (rozrywkowo). Porównując z innymi miejscami gdzie alkohol dostępny jest tylko w wybranych miejscach a kluby zamknięte w niedzielę (bo dzień święty) a tolerancja dla używek – żadna (obligatoryjne więzienie) – widać że USA rozjeżdżają się stanowo w zadziwiający sposób.

To chyba kolejny znak czasów- idący od najlepszych przykładów z najbardziej uprzemysłowionych państw – żeby teraz zaistnieć – trzeba mieć ekstremalne poglądy. Jak tak dalej pójdzie, to za 4 lata w Ameryce do wyborów stanie z jednej strony skrajnie liberalny AfroAmerykanin pochodzenia Latynoskiego (z domieszką azjatycką), gej lub wahający się seksualnie, z lewacką przeszłością i mający jointa w zębach , a z drugiej strony biały, dwumetrowy konserwatysta , prawdopodobnie także pastor lub czynny religijnie zwolennik wstrzemięźliwego do bólu życia oraz bezwarunkowego zakazu aborcji, przy tym także dopuszczający nieskrepowany dostęp do broni i możliwość jej natychmiastowego użycia. Normalni ludzie zwykle znajdujący się gdzieś w okolicach środka, zagubieni w ekstremalnych przekazach, mają niewielkie szanse żeby zdecydować się na jakiś racjonalny wybór.

To przesuwanie wajchy albo w jedną albo w drugą stronę widać też w technice i energetyce. Coraz trudniej przedstawiać argumenty zrównoważonego systemu – bo wpada się na minę – albo tylko zielone albo tylko czarne. Z jednej strony europejskie koncepcje rozszerzenia Pakietu Klimatycznego i przedstawiciele jak unijny komisarz Conie Hedegaard  – przykład że naprawdę trudno jest znaleźć realne pole do dyskusji – akurat widziałem ją w kilku programach unijnych i niestety – propaganda czystej wody bez możliwości prezentacji jakichkolwiek kontrargumentów. Conie jest tak ekologiczna i tak przekonana że to uratuje europejską (a może duńska ?) gospodarkę, że pomija jakakolwiek technikę lub argument który mógłby być problematyczny, co niestety prowadzi do smutnych wniosków, że albo jest jakiś problem z merytoryczną wiedzą albo co gorsza, ta wiedza może jest, ale nastąpiło celowe wyparcie jakichkolwiek „nieprawomyślnych” informacji i mamy czysty lobbying i propagandę. Z drugiej strony, coraz mocniej serwowane argumenty, że cały Pakiet Klimatyczny należy wyrzucić, a ekologia zamorduje polskie miejsca pracy i wciąż trzeba opierać się na węglu – jednak nie do końca wytrzymują próbę czasu bo dywersyfikować się musimy tak jak kiedyś wymieniliśmy węglowe parowozy. Koncepcje że zmiany da się przeczekać a tak naprawdę to dalej trzeba inwestować w zwiększone wydobycie węgla lub nowe odkrywki jednak nie wytrzymają próby czasu bo wiatr i słońce pomimo swoich problemów, które im cały czas wypominam, muszą zagarnąć dużą część energetycznego mixa. Próba niezauważania tego albo omijanie realnych zmian za pomocą współspalania (a więc tych samych instalacji tylko z drewnem) jest też pewnego rodzaju konserwatywnym ekstremizmem, który nie ma szans na przetrwanie. Ale na razie – po to żeby ktoś usłyszał – trzeba być ekstremistą. Nawet w branżowych portalach i newsletterach najlepiej cytuje się poglądy skrajne i takie na „globalne nie” co jest małym lustrzanym odbiciem kampanii wyborczych w najbardziej rozwiniętym kraju świata.

Nie wiem czy dyskusje wrócą kiedyś na bardziej stonowane tory i koncepcje zrównoważone i wypośrodkowane …. bo jak daje nam Ameryka przykład ….trzeba mocno i wyraziście i po skrzydłach. Uskrzydlony tym zadzwonię zaraz do nich i na pewno usłyszę narzekania na wynik wyborów i złe perspektywy …. choć raz można się pocieszyć że narzekają nie u nas

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *