Energetyka nie ma szczęścia w polityce. Trudno tutaj o spektakularne sukcesy małym kosztem, a na dodatek czas upływający pomiędzy podjęciem decyzji a wynikiem zwykle przekracza co najmniej jedną, a może i dwie polityczne kadencje. Dlatego też energetyka zawsze spychana jest do narożnika, reformy są planowane, ale zwykle odkładane, szczególnie jeśli dobrze policzy się finansowe i społeczne koszty. Zawsze można na początek zrobić dogłębną analizę czy też scenariusz, co pozwoli potem na odłożenie  problemu na półkę.

Energetyka jednak wraca na plakaty, zwykle w okresie kampanii wyborczych i to zawsze jak wyciągany królik z cylindra. Ponieważ kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami (mocny i zawsze negatywny przekaz), to o energetyce mówi się zwykle prosto, a już kultowym stało się hasło: „prąd zdrożeje”. Co ciekawe, nie jest istotne, które stronnictwo polityczne jest aktualnie u władzy. Obecny problem związany z presją na cenę energii (na razie widocznej na rynku hurtowym) był na tapecie w 2014 roku po podpisaniu nowej rewizji europejskiej polityki klimatycznej na lata 2020-2030 i bardziej restrykcyjnemu podejściu do CO2. Jest on widoczny także teraz, kiedy certyfikaty EUA już wcześniej drożeją, a energia na rynku hurtowym w Polsce jest pod presją wzrastających cen węgla i właśnie uprawnień emisyjnych.

Burzliwą dyskusję z 2014 roku (z różnych politycznych perspektyw) można prześledzić sobie w linkach poniżej, a każdy może też wyrobić sobie własną ocenę.

Artykuł 1

Artykuł 2

Artykuł 3

Artykuł 4 

Artykuł 5

Artykuł 6

Jednak właśnie wciągnięcie polskiej polityki energetycznej w wir polityki prawdziwej,  jest największym dla energetyki przekleństwem. Problemy przed jakimi stoi energetyka są powszechnie znane – konieczność budowy nowych mocy, ograniczenia europejskiej polityki klimatycznej zmierzające do wykluczenia węgla, ograniczone środki na inwestycje, problemy dostaw surowców energetycznych (gazu).  Dobrze znane są też i cele polskiej energetycznej polityki – niskie ceny energii dla klientów indywidualnych i przemysłu, bezpieczeństwo dostaw energii i surowców, modernizacja energetyki i przyjęcie nowych XXI wiecznych trendów. Szkopuł w tym, że nikt nie jest w stanie tych wszystkich problemów rozwiązać i bezboleśnie zmodernizować sektor, żeby osiągnąć zakładane szczytne cele. Zawsze będzie albo drogo, albo przestarzale, albo w konflikcie z regulacjami unijnymi albo ze zbyt dużym importem gazu, a na pewno zawsze zabraknie pieniędzy.

I w tym momencie wkręcamy się w zaklęte koło polskiej polityki (tej prawdziwej) energetycznej. Jakakolwiek próba bolesnych reform, a nawet jakiejś trudnej decyzji energetycznej jest doskonałym polem do krytyki opozycji (oczywiście za chwile zmieni się to o 180 stopni przy zmianie opcji rządzącej, ale mechanizm pozostanie). Problemy są odkładane, co oczywiście powoduje, że tylko stają się one większe i jeszcze bardziej nierozwiązywalne. Po raz kolejny nie da się uzyskać finalnie odpowiedzi (bo będzie ona zawsze pożywką dla krytyki) :

– jaki będzie polski mix energetyczny (tzn. jak będziemy wycofywać węgiel i co go zastąpi)?

– ile będą kosztować niezbędne modernizacje?

– skąd weźmiemy pieniądze i jak to się odbije na cenach energii dla ludności i przemysłu?

– co zrobić z sektorem górniczym (jak tani węgiel to wielki problem deficytu, a jak drogi to problem z konkurencją zagraniczną bo tańsza)?

Pytania te są właściwie aktualne już gdzieś od roku 2010, a nawet może i wcześniej, co stwarza dość zabawną sytuację dla ekspertów energetycznych. Jeśli od czasu do czasu są proszeni o przedstawienie sytuacji dla polityków, to od razu mają prawie aktualne prezentacje, bo pytania, problemy, rysunki i wykresy są cały czas te same. Sytuacja w 2018 zaczyna być jednak coraz trudniejsza, a ta po 2020 zapowiada się właściwie już krytycznie wobec coraz bardziej widocznych problemów:

– co jeśli uprawnienia do emisji CO2 będą na wysokim (30 euro za tonę) poziomie, a co jeśli jeszcze zdrożeją?  (85 % dzisiejszej produkcji energii to elektrownie węglowe które emitują nieco poniżej 1 t CO2 na 1 MWh)

– co jeśli będzie drożał węgiel i tworzył dodatkową presję na cenę energii? A co jeśli węgiel stanieje poniżej 70-80 $/tonę, co jak widać po wynikach spółek węglowych jest graniczną cena osiągnięcia jakiejkolwiek opłacalności?

– czy decydujemy się na szerokie wprowadzenie energetyki gazowej w kolejnej dekadzie, co może doprowadzić prawie do podwojenia konsumpcji gazu po 2030? (i oczywiście skąd ten gaz?)

– w jaki sposób dostosujemy się do europejskich regulacji energetyki odnawialnej, jeśli nie będziemy już budować wiatraków na lądzie (a nawet mieć problem z odtworzeniem tego co mamy, a co będzie wyeksploatowane przed 2030)? czy jesteśmy przygotowani (finansowo i technicznie) na 6 GW offshore?

– co z energetyka jądrową? jaki wreszcie będzie jasny scenariusz i źródła finansowania, jeśli chce się budować?

– jak obronić ceny energii dla użytkowników indywidualnych, jeśli cena hurtowa nieuchronnie drożeje, a dodatkowo wprowadzenie rynku mocy (i może innych podobnych rozwiązań) będzie ten rachunek modyfikować? Co z ceną energii dla przemysłu – zwłaszcza energochłonnego? Jak długo koncerny energetyczne stać będzie na niepodnoszenie cen?

– co z ciepłownictwem , który zaczyna odczuwać niedługo wysokie ceny CO2 i na dodatek (szczególnie mniejsze instalacje) będzie pod presją BAT? Jak utrzymać w miarę niskie ceny ciepła dla odbiorców i jeszcze zmniejszać problem smogu z niskopoziomowej emisji?

– jak powiązać plusy możliwego importu taniej energii z zagranicy z obecnym modelem biznesowym koncernów energetycznych? Jak mają się zmieniać koncerny energetyczne, które już dzisiaj w praktyce nie notują zysków na wydobyciu, a za moment będą miały także stratę na wytwarzaniu?

Kolejne pytania można oczywiście mnożyć, bo i będą się mnożyć kolejne problemy. I niestety nie dostaniemy konkretnych odpowiedzi na panelach konferencyjnych ani w oficjalnych rządowych sprawozdaniach…bo dalej jesteśmy w zaklętym kręgu energetyki w polityce. To musi się zmienić…

Energetyka musi wykonać swoiste opt-out z polityki, musi przestać być problemem podnoszonym przez opozycję a jednocześnie musi nastąpić coś w rodzaju „porozumienia ponad podziałami” pomiędzy wszystkimi stronnictwami politycznymi w Polsce, bo tak naprawdę jest tylko jedna, bardzo bolesna i wyboista, droga rozwiązania. Niezależnie kto jest u władzy, a kto jest w opozycji, konieczne są dość bolesne (ekonomicznie i społecznie) kroki w modernizacji (kosztowne decyzje), konieczna jest też powściągliwość, a może także współdzielenie kosztów problemów przez wszystkie siły polityczne. Proste zbijanie punktów na energetyce jest niemożliwe, dzisiejsza krytyka to jutrzejszy problem do rozwiązania.

Patrząc na kalendarz (następne 2 lata, co najmniej 4 kampanie wyborcze) trudno nie być pesymistą. Większość bukmacherów wie jak przyjmować zakłady. Ale jeśli ma zostać tak jak jest – to od razu trzeba przygotować się na wielkie energetyczne problemy. I po podejściu do energetyki w polityce najłatwiej rozpoznać prawdziwe intencje polityków.

Jeden komentarz do “„wyborcze” problemy polskiej energetyki…a może szansa na brak energetyki w kampanii wyborczej?”

  1. Osobiście mam nieodparte wrażenie ,że te wszystkie „energo-klimatyczne dyrektywy” unijne mają na celu……. zablokowanie gospodarcze części krajów UE i cofnięcie ich do poziomu kieratu i lampy naftowej . Dlaczego tak sądzę ? – bo cała ta „polityka klimatyczna” UE absolutnie dla świata nic nie zmieni (bo nie może zmienić gdyż dodatnie wymuszenia naturalne w przyrodzie są nie do opanowania), a osłabi wyłącznie gospodarkę wewnętrzną UE – przede wszystkim nowych jej członków . To tak jakbyśmy mieli być jedynie zapleczem rolniczym i nie koniecznie zbyt intensywnym, ale mamy zostać wewnętrznym rynkiem zbytu i dostarczycielem siły roboczej. Nasi politycy z prawa i lewa doskonale wpisują się w tę politykę swoim brakiem pomysłu na nowoczesne państwo , przyczyniają się do wyludnienia Polski. W szerszym wymiarze polityka klimatyczna UE to niszczenie własnej gospodarki poprzez ograniczanie konkurencji w stosunku do reszty świata. Tak naprawdę problemy polskiej energetyki to wierzchołek góry lodowej , bez naprawy prawa gospodarczego idącego przede wszystkim w kierunku jego uproszczenia i zrozumiałości dla przeciętnego obywatela nie ma szansy na zmianę czegokolwiek. Zaczynam odnosić wrażenie , że przynależność Polski do UE czyni więcej szkody jak pożytku .

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *