„Samo zwycięstwo nic nie znaczy, trzeba umieć je wykorzystać”
„Sztuka wojenna wskazuje, że należy obchodzić lub oskrzydlać jedną flankę przeciwnika”
„Cała sztuka wojenna polega na tym, aby mieć więcej wojsk tam gdzie się naciera” – Napoleon Bonaparte
W 1796 roku dowództwo Armii Włoch objął 27-letni generał artylerii Napoleon Bonaparte. Tak naprawdę został wysłany z Paryża, na oceniany jako drugorzędny odcinek frontu aby nie przeszkadzał innym członkom ówczesnego rządu w codziennych rozgrywkach politycznych. Napoleon nie miał wcześniej wielkich zasług w wojennych kampaniach, a generalskie insygnia zdobył dzięki pokonaniu rojalistów (a więc własnych rodaków) pod Tulonem i w czasie rewolty w Paryżu. Jednak kampania włoska Napoleona otworzyła nowy rozdział w strategii wojskowości, jak i zostawiła następnie ślad w postaci rozdziałów we wszystkich podręcznikach historii. Generalnie przed Napoleonem, sztuka wojenna była dość kunktatorska. Wciąż obowiązywały doktryny tzw. strategii kordonowej – obie strony unikały ryzykownych walnych bitew, a skupiały się nad tworzeniem silnej linii obronnej opartej o twierdze, a wszystkie manewry miały na celu przecięcie linii zaopatrzenia przeciwnika i zmuszenie go do opuszczenia obronnych pozycji. Obowiązywały więc marsze i kontrmarsze, okopywanie i umacnianie obronnych obozów, przerywane czasami bitwami, po których jednak zawsze można było się wycofać na z góry upatrzoną pozycję, a nawet w razie przegranej za chwile osiągnąć honorowy pokój z małymi stratami. Napoleon postanowił zerwać ze wszystkimi dogmatami poprzednich czasów. Jako oficer artylerii znał dobrze siłę nowych armat i możliwość skoncentrowania ognia na jednym kierunku. Jako dowódca i strateg – zawsze skupiał się na jednym, kluczowym kierunku. Jako polityk – nie wahał się przed całkowitym zniszczeniem przeciwnika i zamianą jednego króla na drugiego. Nawet jeśli jego korpusy i armie maszerowały po różnych drogach i w różnych kierunkach, to zawsze cel był jeden – miały połączyć się w kluczowym uderzeniu na słaby punkt przeciwnika i doprowadzić do przełamania. Jednocześnie połączone było to z rodzajem wczesnej wersji XX-wiecznego blitzkriegu – wojska Napoleona miały okrążać z flanki i wychodzić na tyły i znowu – atakować ten kluczowy punkt. Dla starszych, wychowanych na poprzednich doktrynach przeciwników był to szok. Kiedy oni dywagowali nad przejściem na kolejną umocnioną pozycję, kiedy myśleli nad powolną zmianą strategii, napoleońskie wojska już uderzały i jednocześnie okrążały. Kiedy chcieli schronić się do twierdz, one okazywały się już zdobyte lub też odcięte od zaopatrzenia. Pojęcie linii oparcia, bezpiecznego schronienia wojsk przestały mieć już znaczenie, bo najsilniejszy korpus francuski na czele z młodym dowódcą w trójgraniastym kapeluszu już zdobywał stolicę (przy okazji pakując co najcenniejsze wojenne łupy) i zmieniając króla czy innego władcę. Prawie 20 lat zajęło przeciwnikom Napoleona, mozolna budowa własnej strategii wojennej i dopiero mobilizacja całego kontynentu, po uprzednim wyniszczającym działaniu rosyjskiego mrozu, doprowadziła do odwrócenia biegu historii i zniszczeniu hegemonii Francji.
Patrząc na dzisiejsze, prawie tytaniczne zmagania w energetyce i walce nowych zielonych technologii ze starym światem paliw kopalnych, też można się doszukać historycznych analogii ze strategii wojskowych. Węgiel uśpiony odwieczną dominacją (szczególnie w Polsce) wciąż trzyma się koncepcji umocnionej linii, ustalonych mocy i tysięcy osób pracujących w sektorze wydobywczym. Jeśli nawet pojawiają się kolejne nowe rozwiązania wiatrowych technologii lub kolejne regulacje preferujące bezemisyjną generację energii, to traktowane są one z przekąsem jako oddanie kawałka terytorium, bo przecież i tak świat nie zmieni się radykalnie, OZE jest przecież nieprzewidywalne a węgiel zawsze będzie potrzebny. Tymczasem wróg atakuje zgodnie z napoleońską strategią. Wróg jest jeden (węgiel) i wszystkie wysiłki są skoncentrowane na przełamanie. Wojska i korpusy, think tanki, zespoły tematyczne, uczelnie i grupy lobbystów przy parlamentach oraz samoorganizujące się zrzeszenia obywateli koncentrycznie uderzają w jeden punkt – węgiel i mają za zadanie ten węgiel wyeliminować z energetyki. Właśnie pokazał się raport IPCC (Intergovernmental Panel on Climate Change) LINK – wpływowej organizacji umocowanej przy agendach ONZ i jak szczyci się ten raport – interdyscyplinarny raport 91 naukowców z kilkudziesięciu krajów, opierający się o kilka tysięcy publikacji, wydaje kluczowe zalecenie. Efekt cieplarniany postępuje szybciej niż zakładano i obecnie musimy myśleć jak zatrzymać się na zwiększeniu średniej temperatury globu o 1,5 C zamiast 2 C, jak wcześniej uzgodniono na COP 21 w Paryżu. Raport ten (dostępny pod LINKIEM) powinien być obowiązkową lekturą wszystkich związanych z wydobyciem węgla i energetyką węglową, Ministerstwa Energii i jego departamentów strategii jak i wszystkich zespołów pracujących nad konferencją klimatyczną COP24 w Katowicach oraz myślących parlamentarzystów. Bynajmniej nie trzeba zastanawiać się nad tym czy raport ma rację i szukać jakiś przeciwnych argumentów, należy patrzeć po co został przygotowany i co spowoduje. Nie warto dyskutować nad detalami czy można naprawdę zmierzyć wpływ różnicy 1,5 a 2 stopnie i jak dokładny jest sam pomiar tej średniej i czy jest to jedyny podgląd naukowców i uspokajać się wypowiedziami „anty- ocieplaczy”. Trzeba patrzeć na skutki. Rolą Raportu IPCC (i kolejnych po nim wypowiedzi kluczowych organizacji i polityków) jest podanie na tacy uzasadnienia dla zaostrzania regulacji klimatycznych. A jest się czego obawiać (ze strony węgla). Na stronie 15 (akapity C1 i C2) znajduje się jeden z kluczowych fragmentów – IPCC twierdzi, że w obecnych modelach zmian, źródłem ocieplenia w przeważającym stopniu jest działalność człowieka i powodowana przez niego (antropogenic) emisja CO2, i że wzrost średniej temperatury musi być zatrzymany na poziomie 1,5 C (a nie 2 jak poprzednio) co przekłada się na konieczność tzw. „net-zeroanthropogenic CO2 emission” już w okolicach 2050 a nie jak 2075-2080 jak wcześniej zakładano. Można to oczywiście negować technicznie i negować politycznie, albo (co najbardziej u nas popularne) zbywać wzruszeniem ramion, że i tak to nie ma sensu. Otóż ma i to kluczowy – to twierdzenie (o net-zero) wskazuje, że konieczne jest całkowite zbilansowanie produkcji CO2 w danym kraju z wychwytem – bilans musi być zerowy – czyli świat (czytając dalej każdy kraj) musi być „zero emisyjny”. Przekładając to na słowa polityków – do roku 2050 musi zostać wyeliminowany z energetyki największy wróg – węgiel. Atak jest wiec skoncentrowany, globalny i za pomocą przeważających sił. Podpisując kolejne COP (w tym ten kolejny z Katowic) – przecież nie można się pod nim nie podpisać – zobowiązujemy się do ochrony klimatu i walki z ociepleniem. To rozumiane jest jako zmniejszenie wzrostu temperatury średniej – teraz już do max 1,5 C – a to wg. dokumentów i podkładek oznacza też konieczność bycia zeroemisyjny CO2 netto już w 2050. A to (warto popatrzeć strona 21 na akapit C2.2) mówi też o 70-85 % energii odnawialnej w energy mix i obowiązkowych CCS na generację węglową (co też pośrednio uśmierca węgiel bo efektywnego CCS nie ma). Znowu – nie warto dyskutować czy jest w tym naukowy i techniczny sens – tak mogą (i to bardzo prawdopodobne) i tak będą wyglądać europejskie regulacje, które za chwilę wykorzystując umowy COP będą zakazywać finalnie węgla w energetyce gdzieś koło roku 2050 najpóźniej (warto porównać z tym co się ukaże niezadługo w polskiej strategii energetycznej).
Ale nie tylko to frontowe przełamanie za pomocą przeważających sił. Węgiel jest okrążany z flanki i atakowany koncentrycznie. W Holandii właśnie sądy kolejnych instancji potwierdziły słuszność skarg obywateli na szkodliwy wpływ emisji CO2 na społeczeństwo i zobowiązanie rządów do dokonywania zmian (czytaj zamknięcie spalania węgla) pod rygorem kar. W przyszłości można się spodziewać pozwów paneuropejskich (np. obywatele Beneluksu i Niemiec) na polskie elektrownie węglowe – za zbyt dużą emisję CO2 w stosunku do badań i raportów (jak ten IPCC) i żądania zamknięcia instalacji lub wysokich finansowych kar. Nie jest też możliwe powoływanie ekspertów – tu niech energetyka węglowa nawet na to nie liczy – właśnie laureat nagrody Nobla (co prawda w sferze ekonomii) Paul Romer poparł wprowadzenie tzw. podatku węglowego dla ochrony przed ociepleniem i wypełnieniu celów ograniczenia wzrostu temperatury. Jeśli powiemy, że nie damy rady to dostaniemy przykład niemiecki – właśnie zatwierdzono, nowe – dodatkowe aukcje na OZE co pozwoli na wprowadzenie 4 GW fotowoltaiki i wiatru (ponad dotychczasowy plan) i mówi się już o poziomach ok 65 % z OZE w 2030. A jeśli będziemy gdzieś pożyczyć pieniądze na inwestycje – to liczmy tylko na krajowe banki, Europejski Bank Rozwoju (a za nim kolejne europejskie instytucje finansowe) odmawiają finansowania elektrowni o emisyjności powyżej 550 g/kWh (a więc węgla), a ostatnio nawet World Bank w projekcie budowy elektrowni w Kosowie, odrzuca węgiel wskazując źródła odnawialne jako bardziej efektywne ekonomicznie (oczywiście dzięki uwzględnieniu potencjalnie wysokich opłat emisyjnych – nawet w Kosowie !).
Nie można więc powiedzieć, że stary węgiel trzyma się mocno – to tylko nasze wyobrażenie ze starej epoki. Zgodnie z napoleońską strategią trwa koncentryczne natarcie przeważających sił – raporty, regulacje, lobbing i też prawdziwe przekonanie większości społeczeństwa w Zachodniej Europie. I tak jak w tamtych czasach – to nie jest małe przesunięcie granic i udziałów, czy też dodatkowe obciążenia finansowe – to atak w jednym punkcie, który ma doprowadzić do całkowitego wyeliminowania węgla z europejskiej energetyki, może nawet już w 2050. Szukając ratunku w analogiach historycznych – nie ma się co chować do twierdz, czy też poświęcać w nieskutecznej obronie. Można tylko przyłączyć się do zwycięzcy, polec w walce albo … czekać na zbawienną pomoc wielkiego mrozu.
(…)czekać na zbawienną pomoc wielkiego mrozu.(…)
Który rozwali nam sieć energetyczną?
A jaki stosunek do raportu IPCC i całego tego ograniczania CO2 mają Chiny…i USA? Czy Państwa te mają jakąś wdrożoną strategię w tym zakresie?
Pytam w kontekście Pana artykułu p.t. „Światowa walka z emisją CO2 … „a czy Pan coś widzi”? i wykresu tam zamieszczonego.
Dobrze powiedziane szkoda że nadal jest popularny kierunek, „nasz narodowy skarb, czarne zloto”… im dłużej będą wbijać to do łbow tym dłużej potrwa odwrót…
Peter Altmaier Niemiecki minister zapowiedział że Niemiecka transformacja energetyczna do 2030 będzie kosztować 1000 mld Euro. Obecnie Niemcom nie udało się zejść z emisja CO2. Odnawialne źródła u nich to 27% produkcji elektrycznej ale ciągle jest to ok 6% całej zainstalowanej.
Bez inwestycji w energetykę nuklearna nic sie nie zmieni. Można krytykować Niemców tylko że to my mamy najbardziej zanieczyszczone powietrze w Europie.
W zimie kiedy mamy mróz i wiatr ze wschodu odnawialne źródła energii produkują ZERO. Dlatego odnawialne źródła w obecnej chwili pozostaną mixem energetycznym. Pewnego dnia wszystko będzie na prąd i spalanie paliw odejdzie w zapomnienie ale do tego jest potrzebny przeskok technologiczny którego jeszcze nie ma.
W Polsce kiedy ludzie palą odpady węglowe i śmieci w swoich domach , a 60% domów jest nieizolowanych my zastanawiamy się jaki mix energetycznym. Tam gdzie to ocieplenie jest to też za słabe, taka mentalność ludzi. W każdym kraju prezydent w jakiś sposób jest jest odzwierciedleniem narodu. Polacy lubią palić w piecu mają to w genach a prezydent zapewnia ludzi żeby sie nie martwili bo węgla na 200 lat wystarczy. Problem w tym że straty z tytułu utraty zdrowia Polaków to 60-102 mld zł rocznie ( w zależności od źródeł).
Polska eksploatowała węgiel nie myśląc o dniu jutrzejszym i to będzie boleć, nawet najbiedniejszy kraj Angola część pieniędzy z ropy naftowej przeznacza na poczet przyszłych pokoleń, na czas kiedy trzeba będzie przejść na coś innego.