W statystykach zaczyna być imponująco – już ponad 65 tysięcy indywidualnych użytkowników zmieniło sprzedawców energii elektrycznej. Dynamika jest jeszcze bardziej zachęcająca – wszystko to w ostatnich miesiącach i po kilkanaście tysięcy nowych wniosków miesięcznie – właściwie należałoby się tylko cieszyć. Rynek rośnie i zmienia się gwałtownie. Widać też w reklamach telewizyjnych gdzie różne zwierzątka gaszą światło i namawiają do oszczędzania energii, a kolejne koncerny pokazują się z jak najlepszej strony i namawiają do przejścia do nich. Łatwo i prosto jest też to zrobić z punktu widzenia użytkownika – teraz już tylko jeden podpis na oświadczeniu i zmieniłem sprzedawcę. Pojawia się również coraz więcej firm, ofert, a nawet domokrążców, którzy przyjdą z ofertą prosto do domu. Nad tym wszystkim – coraz niższe ceny energii na rynku hurtowym i wobec tego delikatne sygnały z URE, że nie będzie już taryfowania (zatwierdzania taryf dla użytkowników indywidualnych) w 2012. Wszystko idzie ku dobremu ? Ideał ? Modelowa zmiana rynku ? Więc dlaczego zamiast cieszyć się czuje jakąś niepewność i lekkie mrowienie w plecach ? …..
Zachęcony statystykami postanowiłem posłużyć się rękoma studentów, dając im dziś na zajęciach zadanie wyszukania nowego sprzedawcy dla mojego rachunku. Pomijając na początek karkołomne zadanie żeby zrozumieć co jest na rachunku napisane, nie tylko wszystkie składniki, ale samo logiczne ułożenie cyfr i wartości że płace na początek za różnice pomiędzy prognozą i zużyciem, a potem za sama prognozę (to się jakoś jeszcze daje) , ale dlaczego w jednej tabelce jest jedna suma, a w drugiej (już samej do zapłaty) nagle trochę wyższa (chyba akcyza nagle wskakuje jednym wytłuszczonym zdaniem) – generalnie nie jest to zadanie trywialne. Potem coraz bardziej smutnie. Przy moim dość nawet wysokim zużyciu energii (prawie 500 kWh miesięcznie) – okazuje się że szamoce się po stawkach za energię czynna gdzieś w okolicach 0.2825 zł/kWh i przeglądając wszystkie alternatywne oferty – gdzieniegdzie dostaję coś po 0,2759 i jak tak dobrze potem przeliczyć wszystkie warunki i dodatki to moje możliwości zarobienia na rynku to około 50 -80 złotych rocznie. Co prawda na niektórych kalkulatorach i webowych stronach patrzę, że wyskakuje nawet i 500, ale jakoś nie widzę tego przez porównanie stawek i jak dobrze przeczytać związane jest z jakimiś dziwnymi usługami dodatkowymi, bonusami i wątpliwymi korzyściami. Ryzyko duże, jak się wpatrzeć to więcej zarobię dostając fakturę raz do roku (lub pół roku) zamiast miesięcznej niż rzeczywiście zmieniając dostawce co jeszcze raz potwierdza że łatwiej zarobić na usługach finansowych i wysyłaniu poczty niż na realnej produkcji prądu.
Efekt finalny jest nieco smutny na 2012. Dla odbiorców końcowych (indywidualnych taryfa G11) – zmiana sprzedawcy na dzień dzisiejszy jest korzyścią iluzoryczną. Jest nawet gorzej – wraz z moim nowym rachunkiem dostałem też i stronę ostrzeżenia od obecnego dostawcy, że na rynku grasują domokrążcy obiecujący tanią energię – która wcale sumarycznie tańsza nie jest. Rzeczywiście strzec się trzeba mocno bo są przypadki, że oferowana jest rzeczywiście energia nieco tańsza (grosze na opłacie za energię) ale małym druczkiem na długich umowach, wpisane małym druczkiem kolejne warunki – większe koszty za abonament i obsługę faktur czy (to uważam za super faul) – obowiązkowe składki na ubezpieczenia. Okazuje się wiec ze jak zawsze na początku – nowy rynek staje się przede wszystkim dogodnym obszarem łownym dla spekulantów czy amatorów szybkich zysków – nie koniecznie wypełniających wszystkie założenia etyki przyjaznego biznesu. Rynek zaroił się od grasantów jak i w telekomunikacji – gdzie dostaje się dziwne maile o nagrodzie, oferty uczestnictwa w loteriach , możliwość odbioru pikantnych zdjęć czy zdawkowe telefony w środku nocy z Kamerunu lub innych egzotycznych stron, gdzie każde oddzwonienie kosztuje majątek. Podobnie i na rynku energii (dla klientów indywidualnych) – jak na razie to nie do końca gra fair i realna konkurencja a szybcy łowcy okazji i niestety ofiary – zawsze u osób najsłabszych lub niemogących do końca zrozumieć podsuwane umowy – w Internecie roi się wiec od informacji o osobach starszych które podpisały umowy w nadziei, że będzie „tańszy prąd”.
Smutne i mocno niekorzystne – bo taka pierwsza fala zmian rynku – odstraszy w przyszłości kogokolwiek od zmiany sprzedawcy i zaciemnia obraz realnej konkurencji. Na dodatek ta konkurencja (patrząc na oferty dużych graczy – 4 koncerny plus RWE) wciąż jest słaba i rachityczna (dla klienta końcowego) bo wygrywająca strategia, to chyba będzie jednak utrzymać po prostu, a może nawet i podnieść ceny znacząco. Patrząc też strategicznie kilka lat do przodu – czeka nas okres najpierw pełnego uwolnienia cen (bez URE) , potem „małej stabilizacji” (wszyscy trzymają poziom, trochę reklamy i marketingu), potem „gwałtownie w górę” (jak wzrośnie cena rynek hurtowy to lawinowo przeniesie się na końcowego klienta) i dopiero na koniec początek realnej konkurencji …To pewnie dopiero za 4-6 lat, a na dziś zastanawiam się czy oszczędzić 50 zł rocznie za cenę nerwowego niepokoju i czytania tekstów drobnym drukiem czy nie zostanę wystrychnięty na dudka ….