Zbliża się koniec roku kalendarzowego, promocje w marketach, reklamy świąteczne i zaraz Mikołaje na ulicach. A w energetyce detalicznej …. jak co roku …. wnioski o nowe taryfy dla klientów indywidualnych (oczywiście podwyżki) i protest Urzędu Regulacji Energetyki (URE), że podwyżki są za wysokie. Co roku jak ten Mikołaj na ulicach i procedura jest taka sama. Choć od (teoretycznego) pełnego uwolnienia rynku minęło już prawie 5 lat (lipiec 2007) , ceny za energię elektryczną dla gospodarstw domowych (taryfa G) wciąż są zatwierdzane przez URE. Przynajmniej tak myśli URE , bo spółki zagraniczne Vatenfall (teraz już mniej bo sprzedany) i RWE (zdecydowanie) trzymają się literalnie zapisów prawa energetycznego, które znoszą taryfowanie URE w warunkach swobodnego handlu. Jakie jest one swobodne – każdy może sprawdzić osobiście. Na papierze i w przepisach wszystko się zgadza i na każdej stronie dostawcy (PGE, Energa, Enea, Tauron, Vatenfall i RWE) znajdują się oferty „dla domu” i fajne kalkulatory zużycia – które pokażą jaki alternatywny rachunek można zapłacić. Strony internetowe są ładne i kolorowe , ale jak sięgnąć głębiej zaczyna się problem – bo u wszystkich cena za energię elektryczna (składnik za zużycie) to zakres 0,2555 – 0,2703 zł / kWh (taryfa jednoskładnikowa G11). Mocno się starając dla średniego gospodarstwa domowego możemy wiec zaoszczędzić około 50 zł rocznie , choć należy patrzeć dokładnie bo gdzieniegdzie niejasne jest jaka jest opłata abonamentowa – szczególnie jeśli jesteśmy poza podstawowym obszarem działania danej spółki. Na dzień dzisiejszy mamy wiec stan, że teoretycznie (i prawnie) wszystko jest w porządku i konkurencja istnieje , ale jak dobrze przeliczyć to jest ona dość iluzoryczna (dla gospodarstw domowych) a na dodatek tej konkurencji nie uznaje URE i dalej domaga się tego, żeby to on zatwierdzał ustawowo ceny energii. Jak zwykle w Polsce …. sytuacja przejściowa …permanentnie.
Z jednej strony – na dłużej nie do utrzymania. Wnioski koncernów o podwyżki w 2012 – zagrane wysoko – kilkunastoprocentowe i więcej – a URE już się z nimi nie zgadza. Na dodatek RWE w tym roku (wzmocniony wcześniejszymi orzeczeniami sądów) poinformowało, że nie widzi konieczności przedstawiania swoich cen dla URE do zatwierdzenia i zamierza je zaaplikować klientom (ale notabene jak przesymulować to dla warszawiaków ich oferta i tak jest najlepsza na dziś). Znowu będziemy mieli sytuacje przeciągania liny, wysyłania pism i wzajemnych negocjacji – chyba coraz bardziej nie na miejscu w normalnym rynku. Proces pełnego, całkowitego uwalniania cen coraz bliżej.
I dopiero tu tak naprawdę problem się zaczyna. Za chwile reakcja rynku będzie bardzo prosta. Energia musi zdrożeć (znacznie) żeby pojawił się obszar dla walki o klienta i konkurencji. Ta konkurencja istnieje już w segmencie przemysłowym – jeśli jest się odbiorcą tzw. taryf A,B,C – łatwo można to zauważyć w negocjacjach z firmami i możliwością oszczędzania ok 10 % na rachunku, a co ważniejsze posiadaniem gwarancji stałej ceny na rok a może dłużej. Teoretycznie wydaje się, że jak by ceny dla naszego domu najpierw poszybowały wysoko (może tak w okolice 0, 35 – 0,45 zł /kWh (sama energia – co finalnie rachunek dałoby 0,7-0,9 zł /kWh z Vat-em) to moglibyśmy przebierać w nowych fajnych ofertach. Obawiam się, że jednak jeszcze nie dziś. Barierą dla koncernów …są systemy informatyczne. Dla agresywnej walki o klienta detalicznego potrzebne są duże, scentralizowane i efektywne systemy wspomagające sprzedaż, a przede wszystkim uporządkowanie sytuacji w billingu i meteringu. Koncern musi wiedzieć przecież czy na propozycji nowej ceny zarobi czy straci, ile i na jakim horyzoncie czasowym. O ile dla klientów przemysłowych wprowadzanie nowej taryfy i ewentualna symulacja dotyczy kilkuset, kilka czy kilkanaście tysięcy odbiorców max (i spółki maja bardziej lub rozwinięte systemy żeby coś takiego robić) to w przypadku miliona lub kilku milionów klientów …na razie jednak są bezradne. Wydaje się, że zadanie (koncepcyjnie proste) – jak przeliczyć wpływ nowowprowadzanej taryfy dla klientów detalicznych na przychody spółki – jest niewykonalne. Brakuje nowoczesnych systemów zarzadzania pomiarami i centralnych bilingów – dostępnych do kupienia, ale kosztujących dużo i przede wszystkim wymagających czasu na wdrożenie. To wielkie projekty informatyczne i w zasadzie krytyczne dla funkcjonowania przedsiębiorstwa ..a w energetyce idą dość ślamazarnie. Coś co jest podstawą efektywnego działania spółek telekomunikacyjnych (tu przecież co chwile mamy nowe oferty, taryfy, upusty i promocje) – nie łudźmy się – dobrze zaplanowane programy z jasną odpowiedzią jak wpływa to na przychody – w energetyce na razie jest wróżeniem z fusów – nie ma narzędzi. Krótkoterminowo prognoza jest wiec prosta – energia będzie drożeć (pomimo oporów URE), a my nie spodziewajmy się wielkich rewelacji w możliwości zmiany dostawcy. Dopiero większe przychody energetyki, jeśli zostaną obrócone w rozwój systemów IT (a to konieczność) dadzą możliwość konkurencji, a wtedy powinniśmy śledzić oferty i łapać okazje. No ..ale to jak zwykle … dopiero za kilka lat …
Różnego rodzaju piloty wdrożeń smart meteringu każdy z dostawców ma lub wdraża – dotyczy to również mniej lub bardziej rozbudowanych systemów zarządzania IT.
Dostawcy energii chcą iść w stronę inteligencji, ale zgodnie ze swoimi założeniami.
Mimo wszystko bardzo dobre spostrzeżenia.