W opowiadaniu Borgesa „Nieśmiertelny” z tomu „Historie prawdziwe i wymyślone” – bohater – rzymski żołnierz epoki Dioklecjana Marcus Flaminius Rufus, odnajduje zaginione i opuszczone miasto i rzekę, której wody dają nieskończone życie. Nad jej brzegiem mieszkają Troglodyci (wśród nich sam Homer) – ludzie, którzy żyjąc nieskończenie długo, powoli zapominając i tracąc wszelkie oznaki inteligencji, doprowadzając się do postaci najbardziej prymitywnych zwierząt. Wydawało mi się kiedyś bardziej wymyślone niż prawdziwe, ale do czasu. Ostatnie lata przynoszą coraz bardziej zaskakujące oznaki, że rozwój ludzkości niekoniecznie może iść wyłącznie do przodu, ale że możemy się cofać i to nawet w szybkim tempie. Są już badania poziomu inteligencji wśród młodzieży (w całej Europie) i … pokazują gwałtowny spadek IQ. Zresztą, że jest coraz gorzej można stwierdzić gołym okiem jeśli tylko ogląda się codziennie wiadomości albo słucha kolejnych sporów i dyskusji politycznych. Wiemy, że coraz gorzej – i nawet chyba wiemy dlaczego.
Jedna z teorii o rozwoju człowieka twierdzi, że kluczowy postęp nastąpił, ponieważ nasi homoidalni przodkowie musieli dużo biegać w pogoni za zwierzyną w czasach paleolitu – a to przynosiło przegrzanie zwojów mózgowych i coraz więcej kłębiących się w głowie myśli. A co jeśli odwrócimy ten proces? Jeśli w każdym momencie będzie tylko łatwiej i prościej, jeśli nie będziemy musieli się wysilać, a każdą podpowiedź przyniesie nam … sztuczna inteligencja? To chyba jest właśnie teraz i przyspieszona odwrotna rewolucja (w kierunku Troglodytów) wraz z pojawieniem się telefonów komórkowych, zaawansowanej komunikacji i szczególnie wszechobecnej sztucznej inteligencji.
Na początek – przyszły same telefony komórkowe i komunikacja z dowolnego miejsca. Popatrzmy na filmy za lat 50-60-70 czy nawet 80-tych. Tam wszędzie ludzie umawiali się na mieście (o danej godzinie) i (jak to możliwe) – spotykali się bez problemu. Nie mieli przecież komórki i nie mówili „że już właśnie się zbliżam” albo będę za 15 minut w innym miejscu – ale potrafili spotkać się jak było to zaplanowane, a potem jeszcze na dodatek rozmawiać między sobą przez więcej niż 5 minut i to bez ekranu smartfona. Zadziwiające – ale tak było – a dziś nagle zgubiliśmy umiejętność spotykania się na mieście bez komórki.
Zresztą same telefony i ich lista numerów. Pamiętam jeszcze w czasach telefonów stacjonarnych (i komunikacji po drucie) – pamiętałem wszystkie telefony – od standardowych alarmowych, poprzez prognozy pogody i zgłoszenia awarii do niezliczonych numerów znajomych (bliższych i dalszych), ale też i ciotek, wujków, babci i dalszej rodziny. Dziś pamiętam jeden (najważniejszy żony) i częściowo swój własny (ale tu tez mogę się pomylić). Można powiedzieć, że postęp – nie musimy się wytężać i ćwiczyć pamięci … efekt pokazuje od razu kolejne pokolenie.
Kolejny krok – to poruszanie się w terenie i nawigacja. Nikt już nie pamięta, ale kiedyś było coś co też nazywało się mapy, tylko było drukowane na papierze. Mapę trzeba było rozwinąć, przeanalizować, zaplanować trasę, a potem na bieżąco korygować samą podróż. Wszyscy podróżujący po USA niech wyobrażą sobie, że można było znajdować drogę wśród plątaniny autostrad, zjazdów, większych i mniejszych ulic i to patrząc na mapę (była ona standardowa całego USA w postaci małej książeczki formatu A3). Ale dzięki temu w jakiś magiczny sposób nabierało się orientacji w terenie, widziało się więcej (charakterystyczne znaki), umiało się wykorzystywać słońce (kierunki świata), a w najgorszym wypadku pytało się miejscowych o drogę (choć to raczej kobiety). Dziś cała umiejętność czytania map i samej nawigacji jest czymś zapomnianym jak sztuka pisania romantycznych listów (tak kiedyś też to się robiło). Za pomocą Google Maps dotrze się wszędzie i w każdym najbardziej zapomniany zakątku świata. Tylko co jeśli nie ma zasięgu albo samego telefonu komórkowego czy samochodowej nawigacji?
Szybko poszło to dalej – bo nie tylko nie czytamy już map, ale nie czytamy tez w ogóle. Świat Instagrama czy Tik Toka preferuje obrazki, piktogramy i w pewien sposób jest przerażający jak futurystyczne życie z książki „Farenheit 451” Roy Bradbury (chciałbym polecić przeczytanie książki, ale większość ludzi nie będzie czytać). Tam totalitarny system ogłupiał, społeczeństwo zabraniało właśnie słowa pisanego (i książek), a komunikację sprowadzało do komiksowych obrazków – okazuje się, że nie potrzeba żadnych tyranów, bo tyranię sobie wprowadzimy sami. Niestety „Farenheit 451” chyba nie istnieje w formie komiksu – co najwyżej można obejrzeć sobie film (ostatni – nowy słaby, bardziej polecam coś z lat 60-tych, ale po staracie nikt nie sięga). Nie umiemy więc czytać i tez nie umiemy liczyć (po co są automatyczne kasy i informacje ile wydać reszty – po co umieć odejmować i dodawać), zresztą nawet kasy też są niepotrzebne – nasz telefon załatwi wszystko i nawet nie będziemy umieli przeczytać ile mamy na koncie – tylko buźka (zielona uśmiechnięta, żółta i czerwona wykrzywiona) powie nam czy możemy jeszcze coś kupić czy nie.
Za chwilę będzie coraz gorzej, bo wszechwładne osiągniecia IT i sztucznej inteligencji, dalej czynią nasz świat lepszy, łatwiejszy i prostszy (a nas czyni głupszymi). Nie mówię już o nauce języków obcych (po co jak są automatyczne translatory i nawet rozpoznawanie mowy, a za chwilę każdy będzie miał certyfikat C2 z kilkudziesięciu języków w swoim smartfonie). Popatrzy na ostatnia wielką umiejętność – prowadzenie samochodu. Właściwie po co tworzyć wielki problem z prowadzeniem (i wielkie zagrożenie na drodze) kiedy sztuczna inteligencja włączy pojazdy autonomiczne. To już dziś możliwe i na dobrym poziomie – samo powszechne wprowadzenie automatycznego prowadzenia zatrzymują jeszcze chciwi prawnicy, szukający łatwych możliwości oskarżenia korporacji samochodowych i informatycznych za potencjalne i hipotetyczne wypadki. Po co mamy szukać nowych dróg (i błądzić) kiedy wystarczy tylko podać cel (AI automatycznie przetworzy na samą podróż). Ten czas (automatycznego prowadzenia) możemy wykorzystać na przykład na zakupy (ale po co wybierać) – AI zna Twoje preferencje i zrobi codzienny automatyczny koszyk zakupowy w który m są zarówno produkty niezbędne ale i niespodzianki (coraz popularniejsza opcja „Zaskocz mnie”). Chyba tez nie trzeba się martwić o wybór partnerów (IT wie lepiej i zaplanuje zarówno okazjonalny sex jak i partnerkę/partnera na całe życie). Też i wychowanie dzieci (cały program z oprogramowaniem) i domowe zwierzęta (zresztą taniej i lepiej wyjdą wirtualne). W końcu ostatnim akordem będzie sama praca – albo jej iluzja – nic nie trzeba robić, a wystarczy płaca minimalna. Dzięki temu będziemy mieli o wiele więcej wolnego czasu i będziemy mogli zrealizować nasze marzenia, czyli jeszcze więcej oglądania kotków w internecie, wysyłania memów i ikonek (predefiniowanych) do znajomych (w większości wirtualnych) i najwyżej jakiś serial (coraz głupszy, bo i tak nie łapiemy akcji).
Za chwilę … zanik inteligencji i Troglodyci oraz zataczające kręgi koło czasu coraz bliżej. Sztuczna inteligencja w swojej słodkiej zemście doprowadzi nas do poziomu prehistorycznego kalkulatora. Ale po co ja pisze takie pesymistyczne rzeczy, przecież i tak już nikt nie czyta wpisów w blogu (chyba, że byłby to podcast albo może komiks?).