Sejmowe korytarze legislacyjne oraz portale zielonej energii, elektryzowała przez chwile poprawka Bramory, która miała radykalnie wspierać domowych producentów energii. W celu przypomnienia- nowa ustawa OZE wprowadza system wieloletniego promowania zielonych inwestycji (gwarantowana taryfa 15-letnia) wg. systemu Feed-in-Premium, gdzie o wysokości dotowanej taryfy mają decydować aukcje pomiędzy inwestorami w dany typ energii (w podziale na odpowiednie segmenty związane z daną technologia i mocą samej instalacji). Problem jednak występował dla małych instalacji domowych, które nie są sensu stricte producentem energii na potrzeby sieci, a mogą jedynie oddawać mikro ilości kWh w przypadku gdy sam użytkownik ich nie potrzebuje. Trudno oczekiwać od indywidualnych inwestorów i właścicieli domów, żeby jeszcze ścigali się na aukcjach i budowali wielkie biznesplany, wiec w toku burzliwych poprawek zrezygnowano z aukcji (wg. mnie słusznie) dla najmniejszych urządzeń, o mocy do 10 kW, czyli dla domowych paneli fotowoltaicznych i domowych mikro instalacji, zastępując stałą dotowaną taryfą po… no właśnie tu jest cały klucz sejmowych przepychanek.
Nagła poprawka posła Bramory proponowała stałe taryfy (feed-in-premium) w wysokości 70 gr za kWh dla fotowoltaiki z instalacji mniejszej niż 3 kW i 65gr dla przedziału 3-10 kW. Praktycznie domowa instalacja na budynku jednorodzinnym mieści się w tym mniejszym zakresie i wówczas dawałaby energie do sieci po 700 zł/MWh (dla porównania dzisiejsza -16.02- giełdowa cena energii wyjątkowo jest wyjątkowo niska- po 134 zł /MWh , zwykle średnia cena w tygodniu to 160zł -180zł). Propozycja została przyjęta entuzjastycznie przez środowiska związane z zieloną energią i producentów paneli, choć jednocześnie pokazują brutalnie próg opłacalności małych domowych instalacji i to, że produkują one tak co najmniej 4 razy drożej. Poprawka została naturalnie odrzucona w kolejnym kroku w Sejmie (bardziej obawy o dotacje i zmniejszona do poziomów 40 gr/kWh).
Pewnym niebezpieczeństwem poziomu dotacji jak u Bramory, poza oczywiście dużym drenowaniem budżetu, jest fakt, iż poziom cenowy jest wyższy niż koszt energii otrzymywany przez użytkownika z sieci! Cena płacona za energię przez konsumenta w uproszczeniu jest składową opłaty za energię (to właśnie przeniesienie na użytkownika tych cen 160-200 zł/MWh z rynku hurtowego) oraz opłaty dystrybucyjnej (za samą dostawę energii elektrycznej, wysokość opłaty podobna do opłaty za energię). Mnożąc jeszcze przez Vat-owskie daniny otrzymujemy finalnie cenę prądu w gniazdku, która może okazać się niższa niż dotacja proponowana w ustawie Bramory… Oczywiste obawy przed domowymi wynalazcami instalującymi sprytne atrapy lub nawet same urządzenia, ale pod tynkiem łączą gniazdka odbiorcze z licznikiem doprowadzanej energii do sieci i… perpetuum mobile gotowe. A przez tyle lat twierdzono że nie działa…
Bardziej na serio należy rozważyć wszystkie za i przeciw. Dotacja, jak proponowana poprawka, działa na korzyść producentów i instalatorów (co jest normalne) i pozwala na skrócenie czasu zwrotu z inwestycji (pewnie przy tej proponowanej wysokości do około 7-9 lat). Z drugiej strony jest dużym problemem dla firm dystrybucyjnych, które musza troszczyć się o obowiązkowy dla nich odbiór energii od domowego producenta do sieci, i po pierwsze, budować instalacje przyłączeniowe (koszt i problemy techniczne, mikroinstalacje dla fotowoltaiki to prąd stały). Po drugie energia od prosumentów to małe mikrowolumeny i jeszcze na dodatek w zupełnie nieprzewidywalnych porach. Z punktu widzenia dystrybutorów wiec, całość to zupełny kwiatek do kożucha, który niewiele daje im dla poprawy zasilana systemu, a tylko mnoży komplikacje i koszty. Oczywiście lobbują też i duzi producenci energii odnawialnej (farmy wiatrowe), którzy udowadniają, że to oni najlepiej wypełnią obowiązki, a więc większość przewidzianego budżetu powinno spłynąć do nich. Dlatego też sejmowe dyskusje należy rozumieć w kontekście zdrowych, lobbystycznych przepychanek różnych grup interesów.
Natomiast tak naprawdę – dokąd zmierzasz prosumencie? Całość legislacji i dyskusji motywowana jest uzyskaniem dodatkowych strumieni przychodów dla domowych instalacji i zwiększeniu opłacalności i nagonieniu rynku dla producentów. Tymczasem, czy przypadkiem on nie obroni się sam? Kluczowym problemem jest ten nieszczęsny kosztowny i trudny technicznie odbiór energii do sieci A gdyby lepsze magazynowanie energii pomogło konsumentowi całkowicie uniezależnić się od sieci energetycznej? A gdyby nowe wynalazki pomogłyby mu korzystać z elektrycznych samochodów a nie przepłacać za benzynę? Obok całego mainstreamowego promowania prosumentów i dyskusji o wirtualnych czy smartowych gridach, rozwija się dynamicznie nowa idea elektrycznych samochodów, a co za tym idzie i lepszego magazynowania energii. Tesla Motors – mająca w nazwie największego wynalazcę naszych czasów pokazuje coraz lepsze modele, które potrafią już przejechać prawie 500 km pomiędzy ładowniami, a sam czas zasilenia akumulatorów skraca się w instalacjach tzw. superchargerów nawet do 20 minut. Co więcej – rośnie ilość stacji. Poniżej to co prognozowane (tylko specjalizowane Tesli) w 2016 w USA i Europie.
Oczywiście problemem jest cena, ale jak wiadomo ta zależy od masowej produkcji. Tesla ogłosił właśnie zamiar budowy nowej gigantycznej fabryki akumulatorów, dzięki której oczekiwane jest radykalne obniżenie cen. Co więcej proponowane jest użycie tych nowych komponentów dla innowacyjnych domowych magazynów energii. Teraz nasz Konsument z instalacją fotowoltaiczną nie musi być już prosumentem – będzie gromadził swoją produkcję na bieżąco a następnie używał na swoje domowe potrzeby i na zasilanie swojego nowego elektrycznego samochodu.
Na razie drogo…., ale wcale niekoniecznie tak drożej niż jak porównamy energie z fotowoltaiki (700 zł/Mwh wg poprawki z ceną giełdową 180 PLN/MWh). Elektryczny samochód jest tylko 3 razy tańszy, a możliwość uzyskania 100 km/h w ciągu 3 sekund robi dodatkowe wrażenie. Jeśli wielkie plany inwestycyjne Tesli nie wywrócą się o brak kapitału to możliwe jest dalsze radykalne obniżenie cen samochodów i powstanie atrakcyjnych cenowo przydomowych magazynów energii. A wtedy niepotrzebna już będzie żadna poprawka czy dotacja… no może jedynie dla powoli bankrutujących wielkich koncernów energetyczno- dystrybucyjno-paliwowych…
Niestety koncerny tak łatwo się nie wywalą…….. energetyka rozproszona nie jest w stanie pokryć zapotrzebowania a to będzie szybko rosło zakładając elektromobilność. Gospodarstwo domowe musiało by wyprodukować około 35 kWh energii użytecznej( 15 na chałupę i 20 na samochód) a uwzględniając magazynowanie i przetwarzanie „w tę i nazad” – w sumie jakieś 50 kWh /dobę… co w sumie daje 18,25 MWh rocznie – no może 15 (bo w niedziele tylko do „kościółka”) co i tak jest dużo bo zważywszy ,że 1kW zainstalowanej daje 1MWh rocznie to trzeba położyć na dachu 15kW……. chyba mi braknie……. dachu.
Aha – przypomnijcie mi żeby ubić babę bo se wymyśliła 20 lat temu taki porypany dach ,że nie ma jak upchnąć jednego panela…..