Stress testy ostatnio stały się szalenie modne. Jako rozwiązanie wszystkich problemów i eliminacja zagrożeń. W bankowości zaczynają przeprowadzać stress testy – żeby nie powtórzył się kryzys finansowy. Tak samo w energetyce – zwłaszcza tej jądrowej – od kilku miesięcy nie mówi się o niczym innym tylko że mają być obowiązkowe dla wszystkich instalacji. Jak to w takich przypadkach, nikt nie wie, co to jest do końca (tak jak z road map i smart grid), ale nazwa jest porywająca i na pewno niedługo stress test będzie obowiązkowy dla każdego bloku energetycznego najpierw elektrowni atomowej , a potem pewnie i każdej zwykłej i nawet odnawialnej.
Argumenty za – stress testy mają zabezpieczyć nas przed problemami i katastrofami , dodatkowo przetestować urządzenia i zrobić raport. Moim zdaniem coś na podobieństwo …..badan okresowych pracownika. Każdy z nas to przechodził. Co dwa lata (a niektóre dodatkowo co rok) dział personalny wręcza nam biała kartkę z krzyżykami i wysyła na badania lekarskie. Ja mam dwie prace więc chodzę na badania dwa razy częściej (jak wiadomo nie można przedstawić jednych badań dla dwu firm – bo są inne książeczki i stempelki). Właśnie dostałem skierowanie na prześwietlenie płuc (Politechnika) – koszmar się rozpoczął. Dzwonię do przychodni – 15 minut bo zajęty, potem przerwało połączenia dwa razy , potem wreszcie, że badania okresowe i prześwietlenie – to inny numer , tam miałem szczęście, już za trzecim razem znudzona Pani mówi, że bez rejestracji jak ze skierowaniem. Przyjeżdżam grzecznie i mijam kilkudziesięcioosobowa kolejkę emerytów omawiających aktualne wydarzenia, choroby i zgony z przyjaciółmi spod gabinetu i wale na Rentgena. Pani miło patrzy na mnie (obok kilku techników od przeswietleń konsumuje właśnie) – że potrzebne skierowanie. Ja szczęśliwy podaje jej moją białą kartkę z krzyżykami, a ona że to nie jest skierowanie i że trzeba się do lekarza zakładowego zapisać. Ja jeszcze protestuje że przecież to tylko prześwietlenie – a co lekarz zakładowy zrobi – ona groźnie – to nie jest skierowanie, lekarz zakładowy wypisze. Wracam do Rejestracji okienko numer 4 (nr 3 nie działa) i już za chwile wiem że lekarz przyjmie mnie za tydzień o 13-tej , ja błagalnie a co on ma zrobić – „wypisze skierowanie” …i czy ja wtedy zrobię zdjęcie i koniec ? -„zdjęcie to Pan zrobi, ale trzeba jeszcze raz do lekarza zakładowego i on wtedy wbije pieczątkę” (już rozumiem że kolejny tydzień). „ Ale to może jak już jestem to teraz zrobię rentgen” – pytam jeszcze z nadzieją – „Dziś Pan nie może bo nie ma Pan skierowania” … poddaje się wobec tak nieuchronnych argumentów i mijam z powrotem emerytów w kolejce oburzonych, że mam jakieś pretensje w recepcji i czas zajmuje. Na szczęście teraz mam tylko krzyżyk przy przeswietleniu. Rok temu miałem cała litanię i przechodziłem wszystkie badania od góry do dołu. Też rozpoczęło się od lekarza zakładowego (wizyta za tydzień, trwała 20 minut, wypisał 6 skierowań na inne badania, nie badał). Moje pytanie po co wypisuje skierowanie jak wiadomo na jakie badania zbył z pogardą. Potem pamiętam fajnie było u okulisty, starszy Pan z okularami jak denka od butelek chyba widział literki na tablicy gorzej ode mnie i na koniec spytał się czy przyjechałem samochodem. Nie bardzo zrozumiałem, ale przyzwyczajony do wszystkiego potwierdziłem. Popatrzył jakoś dziwnie, ale powiedział „dziś nie ma dużego słońca” i zakroplił do oka .. to chyba była atropina. Zrozumiałem pytanie jak już wyszedłem , na początek kontury zaczęły tracić ostrość, jak już jechałem to przestałem rozpoznawać tablice rejestracyjne (źrenice zaczęły mi się rozszerzać po tym zakropleniu) , i tak trochę na wyczucie mijałem ciemne lub kolorowe kształty na sąsiednich (?) pasach. Na szczęście było blisko, a po 3 godzinach widzenie wróciło do normy ….
Nie chce powiedzieć że badania okresowe to zupełna bzdura – ale idea jest całkowicie wypaczona. Nawet jeśli mam prywatna kartę i robię sobie badania co roku i mam nawet te prześwietlenia – to nic dla biurokracji nie znaczy. Ma być pieczątka lekarza zakładowego. Wszystko zorganizowane tak, żeby jak najwięcej wizyt i chyba żeby dostać jak największą refundację z NFZ, a z drugiej strony PIP (Państwowa Inspekcja Pracy) pilnuje żeby nie było przekroczeń. System działa. Czas, pieniądze, efekt – nieważne – grunt że jest dodatkowa możliwość zleceń.
W tą samą stronę idą stress testy. Zostaną powołane nowe specjalne agendy (pewnie europejskie). Emerytowani pracownicy i znajomi królika obejmą w nich poważne funkcje. Pojawią się procedury dopuszczenia do ruchu i terminy kolejnych testów. Testy będą długie, powolne i pracochłonne. Na koniec będą opracowania i pieczątki w specjalnych dzienniczkach. Nic to nie zmieni w stosunku do istniejących instalacji i zabezpieczeń (choć znając KE to może będą zalecenia, że elektrownia nie wytrzyma 12-metrowej fali tsunami na Wiśle i trzęsienia ziemi a południowych Czechach). Testy będą kosztować miliony – ale nikt nie zakwestionuje faktur bo to dla naszego zdrowia i bezpieczeństwa. Potem to wszystko po kolei zostanie dopisane do naszego rachunku za prąd. A na koniec jeśli pojawi się awaria, to okaże się, że akurat ten problem nie występował w procedurach testowania. W końcu badania okresowe też nie są od leczenia a od stawiania pieczątek.