Ten artykuł możesz przeczytać również na Forbes.pl http://www.forbes.pl/kiedys-rewolty-glodowe-dzis-energetyczne,artykuly,139011,1,1.html
Upadki rządów albo wielkie rewolucje wbrew pozorom nie następowały nagle. Dopóki społeczeństwa są syte, a ich podstawowe potrzeby w miarę zaspokojone , rządzący mogą spać spokojnie. Nawet ich największe wpadki przechodzą bez echa i są tylko kilkudniowym epizodem w mass mediach. Gorzej jeśli następuje problem z zaopatrzeniem w rzeczy niezbędne. Wcześniej czy później, zwykle kilka lat po szczytowym nasileniu – ludzie się burzą i walczą. Przez wieki ich niezadowolenie było związane głównie z żywnością i zaspokojeniem bazowych fundamentów w hierarchii Maslowa – a wiec czystej fizjologii. Dlatego też tak wiele wydarzeń historycznych nastąpiło po klęskach głodu.
W 1601-1603 w Rosji był nieurodzaj, katastrofalna pogoda, a w konsekwencji głód zabierający prawie 2 mln ówczesnych mieszkańców i walnie przyczyniająca się do obalenia ówczesnego cara – Borysa Godunowa, a potem pośrednio cały nasz bałagan z wyprawami na Moskwę i dzisiejszym świętem narodowym Rosji upamiętniającym wygnanie Polaków z Kremla. Na drugim końcu świata w 1644 roku upadek dynastii Ming w chinach po katastrofalnym głodzie w prowincjach. W 1788 głód pojawia się we Francji i toruje drogę dla Rewolucji Francuskiej, jak też tworzy w historii (raczej fałszywie) przypisywane Marii Antonine powiedzenie – „to jedzcie ciastka”, które miała wypowiedzieć do wieśniaków mówiących, że są głodni i nie mają chleba. Kolejny rok 1973 – Etiopia i koniec panowania cesarza Haile Selassie, co znaczyło też i upadek boga Jah z teorii rastafariańskich i wielu pieśni reggae. W międzyczasie, w historii, klęski głodu pojawiały sia praktycznie we wszystkich krajach świata. Zwykle jako kombinacja wyjątkowo niesprzyjających warunków pogodowych , np. część prawdopodobnie po nagłych erupcjach wulkanów, a znamienne że od ostatniego dziesięciolecia nazywane enigmatycznie już tylko jako „katastrofy żywnościowe” co oczywiście brzmi znacznie lepiej. Choć w powiązaniu ze zwykłymi w takim czasie zawirowaniami politycznymi, wojnami i rzeziami, w liczbach ofiar wcale nie ma gorszych wyników niż kiedyś (na przykład bardzo rzadko wspominana czy w ogóle rozumiana obecnie sytuacja – jeszcze do 2004 roku w Zairze (tzw. II wojna domowa w Kongo) to najbardziej krwawy konflikt od zakończenia II wojny światowej i ponad 5 milionów ofiar – większości właśnie z chorób i niedożywienia.
Ale o dziwo dziś, powoli mamy znak nowych czasów. W krajach rozwiniętych technologicznie ( Europa) wraz z łatwym zaspokojeniem podstawowych potrzeb (jedzenie) ,zamiast żywności pojawiają się inne podstawowe dla życia zasoby, których brak lub wysoka cena, może prowadzić do niepokojów społecznych i wielkich przewrotów. Nowy przykład idzie …z Bułgarii , gdzie właśnie odbywa się wielka fala protestów związanych … z energią elektryczną i ciepłem. Bułgaria to kraj kojarzący się z łagodnym klimatem i morzem, ma też czasami problemy z zimą i mieszkania muszą być ogrzewane. Dostawa energii przeszła u nich w czeskie (CEZ i coś co się nazywa Energ-Pro) oraz austriackie (ENV) ręce i te koncerny dyktują ceny. Jednak patrząc na europejski poziom, ceny nie są tak wysokie znowu bo niezmiennie w statystykach lokujące się w najniższych słupkach europejskich wykresów – a patrząc na stronę bułgarskiego CEZ – jeszcze w lipcu cena (składnik za energie) dla użytkownika końcowego (domowego) wynosił po przeliczeniu lewów około 0,18 zł/kWh (dla porównania warunki polskie około 0,25). Gdzie nie gdzie sygnalizuje się, że ceny na koniec 2012 wzrosły o ok 15- 20 % (różne dane), ale z kolei ich opłata dystrybucyjna jest znacznie niższa niż w Polsce – wiec sumarycznie są na poziomie, my minus 25 % około. Pomimo to wybuchły gwałtowne protesty. Większość mieszkańców dostała nowe rachunki na koniec roku lub teraz w pierwszym kwartale. Naliczone większe ilości zużytej energii (było zimno i większe zużycie), nowe wyższe ceny, a do tego jakieś całkowicie niezrozumiałe składniki opłat (skąd my to znamy patrząc na nasze rachunki). Efekt – jak z dawnych filmów historycznych o rewoltach zbożowych. Ludność wychodząca na ulice, blokowanie dróg i lokalnych siedzib administracji oraz … palenie rachunków za elektryczność. Tak … dziś energia elektryczna i ciepło jest tak samo ważna jak chleb, a ceny za chwile będą miały nawet istotniejszy wpływ niż ceny żywności i mogą decydować o zadowoleniu obywateli. W każdym razie rok 2013 to pierwsza w historii rewolta energetyczna i próba zmuszenia rządu do obniżki cen – zresztą udana bo już koncerny zapowiedziały skruchę, a rząd wprowadza specjalne regulacje.
Tym niemniej – znak dla wszystkich krajów. Cena energii w Bułgarii jest niska ale i płace też, więc procent kosztów poświęconych na prąd i ogrzewanie wysoki. Zadowolenie społeczeństwa za chwilę będzie mocno zależeć od wysokości comiesięcznych rachunków i to należy wziąć pod uwagę. Iluzją jest chyba złudzenie, że rynek sam to naprawi, a konkurencja pomiędzy koncernami doprowadzi do obniżenia cen – przynajmniej na początku w pełni otwarty rynek nie będzie dla klienta korzystny, a za wolny rynek rozumiem realne ceny energii na rynku hurtowym uwzględniające konieczność inwestycji i brak taryfowania URE dla naszych rachunków. Należy się wiec liczyć z rozprzestrzeniającym się oporem społecznym po innych krajach , a może i w Polsce w przyszłości. Bo przecież niskie ceny jak dziś nie mogą utrzymać się na wiele lat , a regulacje unijne – energetyka odnawialna i CO2 robią swoje żeby wydrenować kieszenie konsumentów. Ale czy rządowa czy szerzej europejska polityka to wszystko w ogóle uwzględnia? Bardziej wygląda to na parafrazę (fałszywej) wypowiedzi Marii Antoniny – „nie macie energii – to użyjcie smart grid” …..