Ubiegły tydzień przyniósł w natłoku spraw, polskiej prezydencji i polskich kłótni – kilka małych, ale ważnych informacji związanych z regulacjami CO2. Odrzucono – Parlament Europejski w głosowaniu to zrobił – pomysł żeby zwiększyć cel na rok 2020 produkcji odnawialnej – z 20 na 30 %. Przypomnijmy – wg unijnych zasad Pakietu Klimatycznego i tzw. Dyrektywy RES – do 2020 produkcja ze źródeł odnawialnych ma wynieść minimum 20 % (jak to w unii są małe negocjacje szczegółowe i tak Polska ma cel tylko 15 % co jest i tak dużo zważywszy ze na dzień dzisiejszy 7,5). Ekologiczni radykałowie chcieli zwiększyć cel europejski do 30 % – co jest jednak technicznie nieosiągalne dla większości krajów (co nie znaczy ze nie może ładnie wyglądać na papierze – nie takie rzeczy widziano) – jednak nie udało im się tego przeforsować – będą pewnie chcieli powtórzyć głosowanie w grudniu, a jednocześnie pojawia się pomysł „celu pośredniego” – jeśli nie 30 to może 25 % – stanowisko naszego kraju – jednoznacznie nie. Polska zrobiła też inny krok – na pierwszy dzień swojej prezydencji – wysłała do Komisji Europejskiej zażalenie na ustawę o tzw. Benchmarkingu CO2 dla przemysłu (ile darmowych pozwoleń można uzyskać w zależności jak daleko jest się od wzorcowego poziomu emisji) – zatrzymując ta ustawę do wykonania i co najważniejsze – zostało to przyjęte ze zrozumieniem (może udawanym). Choć wiadomość z dziś rana – że jeszcze sam papier nie dotarł do Brukseli choć nasi politycy zarzekają się ze vetujemy. Na razie więc w meczu CO2 przynajmniej wygląda na remis.
Używając analogii sportowej …”zwycięski remis”. Nie wszyscy to pamiętają – ale w latach 70, 80 i 90-tych polska reprezentacja w piłce nożnej miała zawsze „zwycięskie remisy”. Teraz to zwykle ci silniejsi leją nas równo i zanim zacznę cokolwiek oglądać to już z kilka do zera dla nich – ale kiedyś zawsze jakoś tak dziwnie wypadało ze w ostatnim , decydującym meczu – czy to eliminacje czy same mistrzostwa świata – wystarczało nam zremisować. Zawsze więc pamiętam – przed takim meczem była mobilizacja, zapowiedzi ze będziemy grać otwartą piłkę a potem po kilku minutach zaczynała się tzw. „obrona Częstochowy”. Przeciwnicy siedzieli na naszej połowie strzelając z boku, na prosto, głowa, noga i z rożnego … a polski mur stał niewzruszony. Słupki, poprzeczki, niewiarygodne obrony bramkarza. Ostatnie pól godziny to nie wychodzili już z naszego pola karnego a końcowe minuty to niewiarygodna kotłowanina pod samą bramką. Dużo mniej odpornych kibiców lądowało na oddziałach kardiologicznych ..ale polska reprezentacja dowoziła remis do końca. Oczywiście mecz z Anglikami na Wembley – do dziś wspominany remis z lat 70-tych i rekordowa ilość wybić z linii bramkowej przez obrońców oraz Tomaszewski w formie, której niestety nie starczyło mu do dziś. I jeszcze jeden wielki mecz. Z (ówczesnym) ZSRR chyba w 86 na mistrzostwach w Barcelonie – wystarczał nam remis żeby wyjść do półfinałów (tak – były takie czasy). Nasi przetrzymywali piłkę niemiłosiernie, słupki padały gęsto ale najlepsze były ostatnie minuty. Polski napastnik Smolarek (tata obecnego Ebiego) biegł z piłką pod bramkę przeciwnika i zamiast strzelać leciał w sam róg z chorągiewką i ustawiał tam piłkę … i stał. Sękate (nie tylko w przenośni) nogi Smolarka znosiły uderzenia rosyjskich (radzieckich) piłkarzy od których normalnym ludziom popękały by piszczele …a on stał i zyskiwał czas. Wreszcie których z Rosjan nie wytrzymywał, kosił Smolarka ciosem od którego na większość piłkarzy czekałby już tylko wózek inwalidzki, dostawał zółtą kartkę, był wolny , podanie do Smolarka (który wstał w międzyczasie jakby niby nic)…. a ten znowu do rogu i stoi. 0:0 – nasi do końca utrzymali.
Teraz podobnie z CO2. Nasi zostali zepchnięci do obrony ….ale stoją. Zaskarżenie ustawy o benchmarkingu (w ostatni możliwy dzień) to dobry ruch i właściwie konieczność dla gospodarki. Ustawa ta – to ewidentny faul Unii Europejskiej – chodzi o „wzorcowy” poziom emisji CO2 dla przemysłu. Wzorzec zawsze powinien odnosić się do najlepszych i najnowszych instalacji, ale unijni planiści zaproponowali żeby były to elektrownie na gaz (a więc z natury o ponad połowę mniej emitujące CO2 niż te na węgiel) – wobec czego przemysł dostałby mniej pozwoleń i był mniej konkurencyjny. Tak jakby naszym na boisku piłkarskim – połowę piłkarzy zdjęli na początku. Albo maratończykom kazano ścigać się ze sprinterami z Jamajki na 100m bo tak jest bardziej ekologicznie. Polska propozycja – wzorcowy tak – ale w zależności od paliwa – najlepsza (najsprawniejsza) elektrownia na węgiel dla węglowych, gazowa dla gazowych, itp. – niewątpliwie znacznie sensowniej. Czekamy teraz na decyzję Komisji Europejskiej – ale zaczyna wyglądać, że przynajmniej kilku osobom i krajom zaczynają wreszcie trafiać do głowy racjonalne argumenty. Myślę, że też tak naprawdę niektóre rządy europejskie zdają sobie sprawę i dysponują realnymi opracowaniami, które pokazują rzeczywiste koszty i możliwości prowadzenia ekologicznej polityki. Z wierzchu jednak dalej jest zielono – Niemcy utrzymują zakaz energetyki jądrowej , co dzień pojawiają się nowe postulaty ograniczenia limitów CO2 …ale może czasami trochę spokojniej i racjonalniej. Z uwagi na odmienne interesy różnych krajów i opinię publiczną w bogatej Europie – w tym unijnym meczu o CO2 na pewno nie da się wygrać, ale można zremisować. A w tym jesteśmy naprawdę dobrzy.