Scenariusz dla Polski.
Zła passa węgla w Europie staje się faktem. Niedawne, kwietniowe wprowadzenie nowych limitów emisji zanieczyszczeń w dokumentach referencyjne BAT pokazują, że nie jest możliwe zablokowanie albo odsunięcie w czasie europejskich ustaw anty-węglowych. Za chwilę czekają nas głosowania w sprawie reformy systemu ETS, która dla Polski nie jest korzystna i problemów z organizacją rynku mocy, w którym graniczne limity emisji wynoszą 550 gCO2/kWh. Niestety układ sił wydaje się jednoznaczny – Europa postanowiła odejść od węgla – szczególnie ta Europa, której to nic nie kosztuje, bo węgla i tak nie ma. Po ostatnich transakcjach przejęcia polskich elektrowni i elektrociepłowni z powrotem na łono krajowych koncernów, efektem ubocznym staje się anty-węglowa polityka energetyczna Francji i to wszystko razem w połączeniu z nowymi systemami budowy tzw. mniejszości blokujących wobec europejskich ustaw, definitywnie spycha nas do narożnika. Pojawiają się nawet nowe „wrzutki” i lobbystyczne testy w propozycjach, aby przy okazji głosowania, niekoniecznie w tym temacie, ale w czymś energetycznym, nagle wrócić do europejskich celów OZE na rok 2030 i z nieobligatoryjnych 27% zrobić konieczne i to na poziomie 35%, a może nawet 40 %, co na pewno jest przygotowywaniem amunicji negocjacyjnej dla strony „zielonej”. Precedens z poprzednio zmienianymi terminami wprowadzania MSR- systemu pozwalającego na wycofywanie z rynku certyfikatów CO2 dla podwyższenia ich ceny- który został zaplanowany do wprowadzenia już w 2019, czyli wcześniej niż początkowo przegłosowano, pokazuje że w europejskiej polityce dekarbonizacji można być pewnym jednego … dla energetyki węglowej będzie tylko gorzej. Plan redukcji emisji CO2 do 2030 roku (minus 43% w sektorze ETS) oraz dalsze poparcie OZE może być jeszcze bardziej wzmocnione w kolejnych latach poprzez zwykłe decyzje w odpowiednich agendach lub w bizantyjskim systemie budowania dyrektyw i ich blokowania lub popierania. Jakby nie było, droga zawsze prowadzi tylko w jedną stronę. Na razie podwójnego ataku na węgiel nic nie zmieni – planując jakiekolwiek węglowe inwestycje trzeba uwzględniać biznesowe ryzyko, że obecne limity BREF (pył, SO2, NOx, rtęć) to minimum, a po 2020 znowu może coś być dokręcone. Dodatkowo należy spodziewać się emisja CO2 z polskiej energetyki musi dalej gwałtownie maleć, co oznacza spadek udziału węgla do 50% już nawet do 2030, oraz, że ceny certyfikatów CO2 mogą gwałtownie rosnąć po 2019, a na dodatek jakakolwiek ścieżka modernizacji czy odtworzenia elektrowni węglowych napotka problem finansowania z funduszy europejskich czy finansowych instytucji Europy Zachodniej.
Problematyczne stają się plany rozwoju nowych technologii węglowych, bo w Europie żadnych badań nad węglem już nie będzie się prowadzić, ani ich wspomagać z funduszy badawczych, co niestety ogranicza zarówno ewentualny rozwój technologii jak i potem ewentualny rynek zbytu na nowo opracowane nowe elektrownie. Hipotetycznie nawet gdyby nastąpił jakiś węglowy przełom to poza Polską raczej nikt w Europie nie będzie ich kupował. Unijna polityka klimatyczna nie jest dla nas korzystna, a można nawet powiedzieć, że jest wybitnie niekorzystna i lobbystycznie pewnie niesprawiedliwa, ale planując ewentualne strategie negocjacyjne warto przygotować warianty jak może z tym żyć dalej i gdzie szukać ekstremalnie trudnych dróg wyboru najmniejszego zła.
W naszej historii bywało źle już wiele razy. W 1972 roku nasza piłkarska reprezentacja grała mecz z Bułgarią w Starej Zagorze. Mecz o tyle istotny, że mógł decydować o awansie na Igrzyska Olimpijskie. Do 67 minuty prowadziliśmy 1:0, kiedy do akcji wszedł rumuński sędzia Viktor Padureanu, po kolei dyktując kontrowersyjny rzut karny dla przeciwników, wyrzucając Lubańskiego- naszego czołowego zawodnika, który, zdaje się, dokładnie powiedział sędziemu co o nim myśli, następnie nie uznając (a nawet cofając uznanie) naszej kolejnej bramki, aby wreszcie nie zauważyć faulu na naszym zawodniku, po którym padł kolejny gol, a na koniec by znowu uznać gola Bułgarów na 3:1 (dla odmiany ze spalonego, którego widzieli by nawet posiadacze dużej wady wzroku. Przez Polskę przetoczyła się wielka fala oburzenia, że nawet słynący ze spokoju, legendarny trener Kazimierz Górski, chyba jedyny raz w życiu, dął się ponieść nerwom i skomentował mecz dosadnie. Zresztą komentowali to wszyscy, a im młodsi tym częściej, pamiętam wówczas z przedszkola, popularne stało się układanie wierszyków, w których złym charakterem i celem wszystkich obelg był właśnie Padureanu. Wierszyki mówiono Pani nauczycielce (te w łagodniejszej wersji), a między sobą wymieniano się deklamacjami nieco innych, a ich wyrafinowana forma i słownictwo pokazuje że nie docenia się możliwości literackich dzieci w wieku przedszkolnym zarówno w opanowaniu form poetyckich jak i specyficznego słownictwa zazwyczaj popularnego na budowach lub wśród ciemnych zaułków portowych. Na szczęście, poza zwyczajową martyrologią i umartwianiem się nad krzywdą, trener Górski potrafił przygotować i zmotywować zespół, który w rewanżu wygrał 3:0, awansował na Igrzyska, a tam kontynuował zwycięską passę aż do zdobycia złotego medalu. Jak widać słuszne przysłowie „co nas nie zabije to nas wzmocni” zadziałało i tak po latach możemy chyba paradoksalnie dziękować rumuńskiemu sędziemu za impuls do wielkich piłkarskich zwycięstw.
Jaka więc powinna być strategia dla polskiej drużyny energetycznej?
Wracając na nasze, energetyczne boisko, w europejskich eliminacjach nowego rynku energii trzeba walczyć w skrajnie trudnych warunkach. Kluczowe jest na pewno zablokowanie (nie wiadomo czy możliwe) dalszego procesu „degradacji” wcześniejszych ustaleń i stopniowych zmian zarówno limitów emisyjnych jak i celów redukcji CO2 i OZE. Nie wydaje mi się aby lobbystyczna- bo tak niestety wygląda Bruksela- Europa była wrażliwa na jakiekolwiek argumenty techniczne, a nawet zdroworozsądkowe, bo po co tak wielkie ograniczanie emisji CO2 w Europie, kiedy nie zmienia to światowej emisji.
Niestety w słabej sytuacji negocjacyjnej, konieczne jest wypracowanie przynajmniej hipotetycznego kompromisu – jakiejś drogi dla Polski przynajmniej na skraju europejskiej polityki klimatycznej (np. realizacja obecnych celów minus 43% CO2 i 27% OZE) przy gwarancjach, że plan częściowej konwersji energetyki węglowej na inne źródła nie zostanie zaburzony poprzez nowe, już zupełnie nierealistyczne dla nas cele. Następną konsekwencją ciężkiej, boiskowej sytuacji jest plan przejściowy utrzymania mocy w systemie (wiec i przedłużenie życia 200+), ale i realistyczne podejście do koncepcji budowy nowych mocy węglowych, które de facto przez europejskie regulacje będą blokowane, jak i wypracowania nowych (czystych?) węglowych technologii, które zapewne nie zostaną uznane przez europejski lobbing za czyste. Na koniec decyzja o nowych mocach w kolejnej dekadzie (bezpieczeństwo systemu jak i zmniejszanie emisji CO2) gdzie przy szamotaninie krajowej i światowej z energetyką węglową i brutalnych realiach ekonomicznych, że nie ma pieniędzy, wprowadzą nas na drogę gazu w energetyce i kolejnych problemów skąd ten gaz sprowadzać i za jaką cenę. Być może jest jakaś inna koncepcja całej układanki, ale na razie złożenie pełnego i niezakłóconego rozwoju polskiej energetyki węglowej i jednocześnie wypełnienie europejskich regulacji klimatycznych- obecnych i przyszłych złożyć się nie daje. Być może zapowiadana na drugą połowę roku, nowa strategia polskiej polityki energetycznej da jakieś innowacyjne rozwiązanie, jednak patrząc na analogie piłkarskie, raczej powinniśmy się skupić na intensywnym treningu i technikach motywacji energetycznych graczy żeby finalnie spróbować wygrać , albo chociaż wywalczyć remis tam gdzie wygrać się nie da.