Energetyka jest chyba najciekawszym polem lobbingu i kontrowersyjnych symulacji i opracowań. Nie ma w tym nic dziwnego, jedna prosta decyzja w rozporządzeniu, a miliony złotych mogą przepłynąć z jednej kieszeni do drugiej. Obecnie z jednej strony mamy oczywiście ofensywę lobby węglowego (konwencja Premiera na Śląsku i obietnica reaktywacji inwestycji w Opolu), z drugiej atomowego (zweryfikowany i podtrzymywany termin budowy pierwszego bloku) ale i energetyka odnawialna i szczególnie ta najmniejsza nie pozostaje dłużna. Prasę obiegły informacje o wynikach sondażu na temat energetyki w mikroinstalacjach – małych odnawialnych źródłach montowanych w naszych domach. Pod tymi terminami kryje się w rozporządzeniach prawnych zwykle źródło o mocy poniżej 10 kW które w najbardziej agresywnych odnawialnie założeniach , produkuje nie tylko na wewnętrzne potrzeby ale i jednocześnie „eksportuje” do sieci energetycznej nadwyżki wytworzonej energii. Okazuje się, że wg sondażu ponad 45 % mieszkańców chciałoby zainstalować taką instalację w swoim domu – zaprezentowano właśnie badania i mapę drogową energetyki prosumenckiej opracowanej nomen omen przez Instytut Energetyki Odnawialnej na zlecenie organizacji branżowej skupiającej producentów tego typu urządzeń. Jak można się spodziewać wyniki raportów, badań i analiz będą tak samo jednoznaczne jak opracowania zlecane przez kopalnie i instytuty zajmujące się węglem tylko słupki zamienią się miejscami. Raport zbiega się oczywiście w czasie z kolejnymi wersjami trójpaku energetycznego i dyskusji jakimi pieniędzmi (jak i też rozwiązaniami prawnymi) ma wspomagać państwo nowe mikroinstalacje.
Sprawa jest oczywiście niejednoznaczna, a proste rozwiązanie można znaleźć tylko w raportach opracowywanych na zlecenie tylko jednej opcji (branżowej). Próbując wczuć się w na początek w ich skórę – na pewno rozwój energetyki odnawialnej jest niezbędny i konieczny. Nie ma też prostego odejścia w „stary” system, a doświadczenia innych krajów (Niemcy) można interpretować różnie, ale na pewno nie tak, że cała zabawa w OZE okazała się porażką, bo tak nie jest. Rozwiązania techniczne są, na dodatek tanieją i rzeczywiście da się wyposażyć własny domek (raczej domek a jednak nie mieszkanie) w fajną instalację fotowoltaiczną, która bezproblemowo będzie produkowała energie w słoneczny dzień. Produkcja w mikroźródłach jak by jej nie rozpatrywać na pewno jest pomocą dla systemu energetycznego bo zmniejsza ogólne zapotrzebowanie na energię. Można jeszcze apelować o zieloną trawę i pomoc dla futrzanych zwierząt w zimnych okolicach bieguna, ale myślę, że do Polaków jednak najlepiej przemawiają pieniądze i możliwość dofinansowania instalacji a może i sprzedaży samej energii.
I tu zaczyna się istota i kwintesencja problemu. Myślę że 45 % chętnych, a nawet pewnie i 99 % w drugim rzucie, rozumie pytanie o instalacje mikroźródeł jednocześnie z drugim członem zdania – jeśli mi za to dobrze zapłacą. Cały model w obecnym trendzie oparty jest nie na dotacji do samego urządzenia, ale fajny wabik w postaci możliwości sprzedaży energii po wysokiej cenie. Dotacja do urządzenia jest trochę niezbyt prawna w wolnorynkowej gospodarce więc obchodzi się to w „feed in tariff” – gwarancji wysokiej ceny za produkowaną (i odebrana przez sieć energie elektryczną). Sami potencjalni klienci na urządzenia (a jednocześnie bizmemeni – prosumenci) widzą miraż bardzo opłacalnej inwestycji i myślę, że ich oczekiwania to 2- 3 letnie stopy zwrotu, a nie jak w typowej energetyce lat 20 (warto by tu zrobić research). I oczywiście wszystko wróciło do pieniędzy i sporu pomiędzy stroną „prosumencką” a brakiem wsparcia rządowego. W tym (rządowym) projekcie energetyka prosumencka napotyka na same problemy – i warto popatrzeć na proces mentalny także z tej strony. Po pierwsze nie tak łatwo z samej strony formalnej bo dla polskiego państwa produkcja energii to powinno być przedsiębiorstwo płacące akcyzę i VAT. Prosument oczywiście ma to dokładnie gdzieś i chciałby mieć wysokie dochody. Rząd nawet tu zrobił ukłon i zaproponował odkupywanie energii … po 80 % średniej ceny z ostatniego roku – co oczywiście oznacza gorzką pigułkę dla zwolenników prosumenta. Znowu konflikt obu stron – rząd nie chce wydawać pieniędzy ( i też na pewno boi się twórczych rozwiązań domowych wynalazców którzy w warunkach polskich na pewno chcieliby pobierać prąd z sieci i zaraz sprzedawać go z powrotem jako „zielony” z mikroinstalacji po wyższej cenie – właściwie rodzaj finansowego perpetuum mobile). Producenci urządzeń widzą że przy takim poziomie wsparcia, stopa zwrotu z inwestycji to co najmniej kilkanaście lat i procent zainteresowanych klientów po przeliczeniu dokładnie wydatków i potencjalnej sprzedaży … spadnie do minimum. Patrząc konkretnie – propozycje dopłat do energetyki z mikroźródeł wg organizacji ekologicznych (i producenckich) to ok 1,1 -1,2 zł/kWh (to cena dla fotowoltaiki na dachu w instalacji poniżej 10 kW – właśnie w opracowaniu Instytutu Energetyki Odnawialnej) – każdy też może porównać swój rachunek za energię gdzie obecnie cena kupna to ok 0,65 PLN/kWh (z podatkami). Patrząc na propozycje rządowe i 80 % średniej ceny – to rozbieżność dwukrotna i małe szanse na kompromis. Dla każdej ze stron od razu podrzucę kilka argumentów – fotowoltaika w Niemczech, ogromna moc zainstalowana (ponad 32 GW) i wzrastający udział w produkcji (4,6 % total – gdzieś ok 25 TWh w 2012). (ale jeśli popatrzeć ile z tej energii z mikroinstalacji takich naprawdę domowych i małych – ułamki, ułamków procenta) Dofinansowanie rządowe do energii z mikroinstalacji na poziomie – no właśnie …. dobre czasy się skończyły i wprowadzono znaczne kroczące obniżki, na czerwiec 2013 to już tylko 0,1507 Euro/kWh (i można porównać z ceną energii dla odbiorców prywatnych 0,26). Boom inwestycyjny wyhamował i teraz to raczej wsparcie istniejącej bazy instalacji i czekanie na zmiany w sieciach i elementy magazynowania energii żeby z fotowoltaiką, wiatrem i prosumentem w Niemczech ruszyć dalej.
Na prosumenta trzeba więc patrzeć z umiarem i rozsądkiem. Obecnie osiągalne w Europie taryfy wspomagające to na pewno poziom malejący i nawet przy rok do roku malejących cenach instalacji (co prawda też spowodowanych wojną cenową i chęcią firm chińskich do monopolizacji rynku) – nie spowodują boomu inwestycyjnego i przywoływanych w raporcie IED 25 GW zainstalowanych w Polsce do 2020 (to tylko pobożne życzenia i całkowita iluzja jak też i produkcja 40 TWh rocznie – z instalacji prosumenckich !!). Trochę szkoda … bo ja sam ( pewnie w odróżnieniu od większości piszących raporty i lobbujących) mam mikroinstalację odnawialną w moim domu … i bardzo ją chwalę. Co prawda jestem minimalistą i moje panele to nie czysta fotowoltaika, a tylko wspomaganie ogrzewania , i nie chce produkować energii do sieci, a tylko ograniczam zużycie gazu na potrzeby przygotowania ciepłej wody. Może to mało, ale zmniejszam emisję gazów cieplarnianych i instalacja działa bez zarzutu w ciepłe miesiące letnie redukując prawie do zera rachunki za gaz. Zachęcałbym też w pierwszym kroku do praktycznego celu mikroinstalacji – pokrycia własnych potrzeb i zmniejszenia zależności od sieci (i gazu i energetycznej) – to pierwsza korzyść – oczywiście problem kryje się w ekonomii. Prościej, bez zadęcia, technicznie realizowalne i bez kłopotów z odbiorem. …. Tylko jak zawsze wiadomo o co chodzi ….bez tego prosumenta, TWh w mikroźródłach i ładnych obrazków ze skrzyżowanymi liniami …. nie da się uzyskać dofinansowania i dopłaty.
Cała i szczera prawda.
Sam wybudowałem i opomiarowałem dom pasywny. obecnie ruszają dopłaty do budowy takich domów (50 tyś zł) i o tyle więcej taki dom kosztuje. … a efekt 300 zł rachunek za prąd w zimie a w lecie 200 zł. obecnie zainstaluję jeszcze solary ogrzewające ciepłą wodę a następnie 8 kW fotoogniw. Dlaczego… bo jestem entuzjastą tego typu rozwiązań. Fotoogniwa mają sens nawet bez wsparcia państwa ale w połączeniu z domem pasywnym i samochodami na prąd. wszystko się samo domknie. Największym kłopotem dla ludzi nie jest cena ropy czy prądu lecz doliczone do nich akcyza podatek i vat i pracownicy korporacji energetycznych. ciekawe na przykład dlaczego nikt do zysków nie dolicza zysków powstałych z braku konieczności rozbudowy linii przesyłowych – jak przesyłam prąd do sąsiada to pośrednik zarabia drugie tyle na przesyle. Przykładów można mnożyć wiele. problem moim zdaniem tkwi z strukturze wydatków Państwa (pozyskanie vatu i akcyzy) i trzymanie się stołków w molochach energetyczno – paliwowych.
sorry, może i mniejsza konieczność rozbudowy linii przesyłowych, ale za to większa potrzeba rozbudowy i modernizacji linii dystrybucyjnych. Przecież zmienia się funkcja tych linii z dostawczych na także odbiorcze i to o sporo innych parametrach. Współczynnik jednoczesności dla charakteru dostawy energii jest sporo inny jak dla charakteru odbioru.
jeszcze adres strony gdzie można zobaczyć modelowy dom Pasywny http://www.iQhome.eu
zapraszam do współpracy innych entuzjastów.
Z tą strukturą instalacji PV w Niemczech nie do końca jest tak jak opisano powyżej. Warto spojrzeć chociażby tutaj:
http://www.renewablesinternational.net/diversity-in-array-size-is-advantageous/150/510/38662/
Monitoring mediów, jako jednego z autorów inkryminowanego we wpisie blogowym raportu. Wpis jest bardzo ciekawy, tez w tytule też i w jakimś zakresie da się ją obronić. Wiem ze publicystyka musi się rządzić prostym przekazem, ale niektóre uproszczenia są zbyt daleko idące i dla wartości samego wpisu warto je doprecyzować.
25 GW i 40 TWh dotyczy wszystkich mikro-instalacji wśród których energia elektryczna stanowi w mocy mniej niż 10% (5% w energii). Wartości te wynikają z „Krajowego planu działań w zakresie OZE” przyjętego przez rząd w 2010 roku i są poniżej średniej europejskiej. Akurat w tym zakresie rządu polskiego nie wypada wręcz podejrzewać o lobbing. Co do „pobożności życzeń”, to częściowo owszem, o ile w tej sprawie i w tym kierunku rząd nic nie zrobi. Ale tylko częściowo, bo cześć niezadowolonych z zaopatrzenia w energię prosumentów sama zacznie działać (nawet, niestety, jak będzie to działanie znacznie mniej efektywne niż w całym systemie).
Jak wygląda wdrażanie tej polityki, w sensie kształtu „małego trójpaku” pozwolę odesłać sobie autora i czytelników bloga do szerszego komentarza: http://www.ieo.pl/pl/aktualnosci/681-komentarz-instytutu-energetyki-odnawialnej-dot-przyjtej-przez-senat-poprawki-prosumenckiej-do-nowelizacji-prawa-energetycznego-o-bdnym-rozumieniu-istoty-dziaalnoci-prosumenckiej.html
Jeszcze co do obrazków (koniec wpisu). Sprawa jest naprawdę złożona i trudna do przedstawienia, nie tylko szerszym rzeszom społeczeństwa, ale tu chodzi właśnie o ludzi a nie o firmy które mają lepsze instrumenty rozpoznania problemu i możliwości. Jest Pan doświadczonym wykładowcą akademickim i chętnie skorzystam z podpowiedzi jak inaczej przedstawić złożone kwestie energetyczne wymagające szerszej analiz ekonomicznych opartych na teorii kosztów unikniętych w przyszlości. Wydaje mi się że całość debaty dotyczy rachunku „na dzisiaj” (a najczęściej „na wczoraj”), a w praktyce wygląda na tak, tak jakby u nas nikt za najbliższą przyszłość nie odpowiadał. Ale jak czegoś nie daje się prosto przedstawić i nie strywializować to może błędem było zajęcie się sprawą?
Panie Konradzie Świrski – Polacy NIE CHCĄ DARMOWEJ ENERGII. Napisz Pan im o darmowej energii perpetuum mobile to rzucą w Pana błotem tak jak we mnie rzucają. A nikt im za darmo nie będzie nic dopłacał i ja się z tym zgadzam. Niepotrzebne to rozdawnictwo pieniędzy bo to nic nie daje.