Jeśli ktoś widział Amerykę 15-20 lat temu, to dziś przystanie zadziwiony. Nawet jeśli przyjeżdża się często, to gołym okiem również widać transformację. Ameryka nie jest taka jak kiedyś – konserwatywna, nudna, z kiepskim designem urządzeń i nieskończonymi przestrzeniami. Przestrzenie zostały, została też szybka i dynamiczna gospodarka (tam nikt długo nie czeka jeśli jakiś biznes lub nawet cały przemysł jest nierentowny – od razu się go zamyka a nowe powstają jak grzyby po deszczu). Ameryka stała się… gadżeciarska. Może to głównie zasługa Apple i jego nowych urządzeń (właśnie nosze nowy zegarek), ale widać to na ulicach i sklepach. Pojawiają się awangardowe marki, ciekawe trendy designerskie, a za tym zmieniają się i sami Amerykanie. Paradoksalnie widać to najszybciej na tym co jest „superamerykańskie” – na ich drogach. I to nawet nie w inwazji nowych samochodów, gdzie kobiety najczęściej wybierają sportowe i często kabrio. Amerykanie – przynajmniej w Pensylwanii – zaczęli zupełnie inaczej jeździć. Kiedyś drobiazgowo wręcz przestrzegali każdego ograniczenia prędkości, a nawet na wszelki wypadek jechali jeszcze 5 mil wolniej. Na ulicy każdy był dżentelmenem i można było zmienić pas nawet w największym korku. Każdy uprzejmie przepuszczał i łagodnie kiwał ręką. Dziś to powoli odchodzi do przeszłości. Wszyscy zaczęli jeździć znacznie szybciej. Oczywiście to pewnie zasługa liberalizacji podejścia policji, która nie ściga już tak drobiazgowo – podobno dalej, w Ohio jest wiąż jeszcze tak ciężko. Ale tu wszyscy gnają jak diabli, 70 mil na godzinę na szerokich highwayach to standard (55 ograniczenie w mieście), a z przepisową prędkością trudno utrzymać się nawet na prawym pasie. Tak jakby zachwycili się możliwością dociśnięcia pedału gazu, a za tym idzie i bardziej agresywna jazda i koniec z postawą dżentelmena. Kiedyś to my przyjeżdżając z Polski, budziliśmy zaskoczenie „warszawskim” stylem jazdy, teraz to norma. Zaczyna się nawet trąbienie, a żeby wjechać na drugi zajęty w korku pas, należy wrócić do polskich przyzwyczajeń. Teraz chyba łatwiej dostać mandat za… zbyt wolną jazdę –jazda z prędkością poniżej 30 mil nawet na najbardziej prawym pasie może być uznana za zagrożenie ruchu. A już zupełny odlot – na pasach pojawiły się oznaczenia że…mogą jeździć rowery!!!

Ciekawe co będzie dalej? W Pensylwanii jest też ciekawy gadżet dotyczący tablic rejestracyjnych, które muszą być montowane tylko z tyłu, z przodu można powiesić sobie wszystko. Inna kwestia to zmiany na globalnym rynku surowców. U nas niezależnie czy ropa tanieje dwukrotnie czy więcej i tak można spodziewać się obniżki maksymalnie o 25% (a w podwyżkach przecież było inaczej). Tutaj euforia, bo cena powoli zbliża się do 2 dolarów za galon, a galon ma 3,78 litra – wiec można to sobie przeliczyć samodzielnie i dostać depresji. I jakoś pomimo braku specjalnych podatków, opłat drogowych, akcyz i innych europejskich wymysłów, dalej remontuje się i rozbudowuje drogi. Może u nich mają inny klimat.

Można dostrzec jeszcze wiele innych zmian. Chleb, o którym kilkanaście lat temu, mogło się pomarzyć jedząc obrzydliwe, bezsmakowe tosty, które były jedynym możliwym wyborem, teraz dostępny jest wszędzie w wersji francuskiej, włoskiej czy niemieckiej (a nawet udawanej polskiej). Dobra kawa to dziś oczywistość, przecież Starbucks podbija nawet Polskę. A jest też i coś w czym Ameryka, ta teoretycznie prawicowa. konserwa przebija Europę na głowę. Po doświadczeniach stanów Kolorado i Waszyngton, pojawia się coraz więcej głosów o liberalizacji marihuany. Ostatnie sondaże pokazują, że już 56% Amerykanów popiera legalizację marihuany (to skok o 16 pkt. procentowych przez ostatnie 6 lat). Wydaje się, że do końca dekady marychę będzie można palić legalnie wszędzie, a znając ich superkomercyjne podejście do wszystkiego, automaty z trawką będą na lotniskach, w supermarketach i w pobliżu wszelkich obiektów, na których odbywają się imprezy sportowe. Ameryka rozluźnia się zupełnie.

Z drugiej strony Ameryka ma problemy z przekazem informacji o muzułmanach. To akurat łączy ją z Europą, która z jednej strony cały czas forsuje demokratyczne i przyjazne podejście do uchodźców z Bliskiego Wschodu, ale z drugiej strony pokazuje dramatyczne obrazki z wybuchów i egzekucji Państwa Islamskiego. Z tą dwoistością przekazu podobnie nie radzi sobie Ameryka. W USA cały czas widać patriotyczny nacisk na żołnierzy walczących o demokrację, ale i jednocześnie konieczność politycznej poprawności. Doświadczył tego republikański kandydat na prezydenta – Donald Trump. O ile o uchodźcach w Europie wspomina się niewiele, to w ostatnich dniach cały na wszystkich kanałach telewizyjnych trąbią o problemie Trumpa –podczas jednego ze spotkań, jeden z uczestników z publiczności wypowiedział się o urzędującym Obamie, że to „muzułmanin”. Jaki więc jest problem Trumpa – okazuje się że…nic nie powiedział. Ani nie przerwał ani nie skorygował. Wszystkie kanały trąbią więc o wpadce niekonwencjonalnego kandydata, który wreszcie zirytowany wystąpił z przekazem, że gdyby miał poprawiać wszystko co mówią o Obamie to nie starczyłoby mu 24 godzin, a poza tym wcale nie wymaga zwrotnie od Obamy, aby poprawiał wszystko co mówią o Trumpie, ale niektórych komentatorów to nie przekonuje. Jak widać, bicie piany w polityce i przerabianie tej piany na polityczny przekaz przez komentatorów, to nie tylko polska specjalność.

Na koniec, trochę o energetyce i o tym, że nie wszystko tu jest nowe. Pensylwania to stan gdzie wzdłuż i wszerz wydobywany jest gaz, co przynosi wymierne korzyści, ale dzisiaj oprócz nich pojawia się tez dyskusja na temat nowego podatku i jego odrzucenia. Okazuje się, że cześć polityków (administracja centralna) forsuje nowe podatki (coś w rodzaju podatków od kopalin) ma to na celu przekazanie części przychodów z gazu do budżetu. Pensylwania więc protestuje, że ogranicza to wpływy i gospodarkę lokalną, a należy pamiętać że np. szkolnictwo jest finansowane w USA na poziomie lokalnym. W polityce i podatkach jak widać wszystko po staremu. Tak jak dawniej też i czasami w infrastrukturze, bo amerykanie uważają że „lepsze jest wrogiem dobrego” i jeśli coś działa to nie należy tego zmieniać. Nikogo nie dziwią więc np. spotykane wciąż w dużej ilości drewniane słupy (telekomunikacyjne, ale i zdarzają się też w liniach dystrybucyjnych). To drewno jest trochę inne niż nasze, bo gatunki drzew są tutaj odporniejsze, ale drewniany słup w milionowym mieście to nie żaden wyjątek, ale często spotykany widok (oczywiście nie w downtown).

Ameryka więc się zmienia … i nie zmienia. Robi się gadżeciarska i zaczyna promieniować nowymi trendami. Benzyna tanieje, gospodarka rośnie, wiec jeździ się szybciej i wierzy w przyszłość. To, czego nie trzeba zmieniać zostaje po staremu, a Trump ma taki sam problem jak i nasi politycy. On jednak wali prosto z mostu. I chyba jednak ma małe szanse na zwycięstwo, no chyba że założy Apple Watch’a, zostawi drewniane słupy, ale zabroni wprowadzenia podatków za gaz i zniesie kolejne ograniczenia prędkości na drogach. No i koniecznie zapali skręta…

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *