Soap Opery zna każdy. Nieopatrzne włączenie telewizora pomiędzy godziną 15 a 19 zawsze prowadzi do oglądania kolejnych odcinków tasiemcowego serialu. Sama nazwa „opery mydlanej” pochodzi z czasów … radia i lat 30-tych w USA. Radio było wówczas tym czym była wczoraj telewizja, a dziś Fabcebook – rzeczą, która zajmuje nam czas na okrągło. Szybko więc powstała koncepcja produkowania seriali (pierwszy był „Painted Dreams” z rozgłośni w Chicago), które przyciągały słuchaczy a potem widzów nawet kilka razy w tygodniu. A ponieważ badania konsumentów w USA w latach 30-tych pokazały, że radia w ciągu dnia najczęściej słuchały kobiety, wobec czego sponsorami pierwszych soap operas były firmy produkujące środki czystości i detergenty i stąd też ironiczna nazwa gatunku.
Oczywiście sam produkt przechodził wiele zmian i w różnych dekadach co innego było popularne. Co charakterystyczne jednak – pewne cechy są zawsze takie same: jakiś jeden krąg wspólny – rodzina, dom, firma , itp. to pozwala nam co odcinek pokazywać tych samych bohaterów, ale jednocześnie nie muszą grać ich ci sami aktorzy, bowiem reżyser ma prawo zmieniać ich z odcinka na odcinek, a publiczność to kupuje. Zwykle dzieje się wiele przeplatających się wątków, ale też jedna historia najważniejsza w danym tygodniu lub oddcinku. W ostatnich latach najbardziej modne stają się kawałki quasi-autentyczne, historie policjantów, detektywów, strażaków, lekarzy i pielęgniarek, nauczycieli i uczniów, gdzie dramatycznie fabularyzowane historie imitujące jakby dokumentalne zdjęcia z akcji czasami przeplatają się watkami obyczajowymi, a w wersji polskich Szpitali, Trudnych Spraw, Wakacji itp. zawsze też zmierzają nieuchronnie w stronę seksu pozamałżeńskiego, problemów z ustaleniem ojcostwa, molestowania czy tez sponsoringu nieletnich. Dlatego ja wolę już raczej stary styl „sitecomów” – odmiany komediowej – wszystko dzieje się w tych samych pomieszczeniach, te same historie, ale za każdym razem nowy humor sytuacyjny.
Energetyka od dłuższego czasu wpasowuje się w ten temat jak ulał. Jeden długi wielowątkowy serial, a co tydzień nowy temat i odcinek. Właśnie kończymy sprawę blackoutu i problemów z dostawami energii elektrycznej. Po kryzysowej sytuacji na początku tygodnia i pojawieniu się ograniczeń dla przemysłu, Operator Systemu zgrabnie uwinął się z problemami i nawet wcześniej niż oczekiwano, zdejmuje ograniczenia. Dziś stopień zasilania 11 co oznacza praktyczne zniesienie ograniczeń i sytuacja się normalizuje. Problemy spowodowane były „wszystkim na raz” – zwiększonym zapotrzebowaniem z uwagi na upały, brakiem wiatru w energetyce z wiatrakami, problemem z chłodzeniem w elektrowniach węglowych i obniżeniem ich mocy dyspozycyjnej a na dodatek jeszcze niespodziewanymi awariami na dużym bloku. To już passe – trochę więcej wieje, trochę eksportu a przede wszystkim postawienie do pracy wszelkich rezerw i uruchomienie bloków (Bełchatów zwiększył moc o prawie 1600 MW) , a przede wszystkim tez przesunięcie harmonogramu remontów elektrowni (czytaj wstrzymanie w sierpniu) , rekompensuje problem z woda i nawet przemysł dostaje pozwolenie na zużywanie planowanej ilości energii (nie może tylko zwiększać poza plan poboru). Energetyka musi zniknąć wiec z żółtych pasków wiadomości i z pewnym żalem telewizji informacyjnych i samych energetyków od lat wskazujących na potencjalne problemy – blackoutu nie będzie.
Co więc w następnym tygodniu? Wracamy do sprawy połączenia energetyki z górnictwem. Górnictwo jako kolejny tasiemcowy serial teraz wymienia wątki z energetyką, bo styczniowa próba restrukturyzacji węgla kamiennego chyli się ku upadkowi. Niestety nie udało się odwrócić negatywnych trendów i z jednej strony średnia cena wydobycia pozostała stała (ok 300 zł/tonę) a cena węgla na rynkach światowych niestety spada (57 $/tonę – znowu stopniowo w dół). Stąd rodzaj „trwałej nierentowności” i strat na każdej wydobytej tonie, a w konsekwencji już prawie 1,5 mld PLN strat całkowitych za pierwsze półrocze. W tym tempie i z takimi perspektywami cen światowych, nie ma szans na poprawę i raczej nawet 4 mld strat w całym 2015 widać na horyzoncie. Sytuacja nabiera dramatyzmu, ponieważ coś trzeba zrobić, a likwidacja i upadłości nie wchodzą w grę- wiadomo dlaczego. Do września ma powstać Nowa Kompania Węglowa, a już właściwie mamy połowę sierpnia. Stąd teraz tu „strategia ostatniej szansy” i gorączkowe poszukiwanie możliwości włączenia części górnictwa kamiennego do energetyki i tam wciśnięcia strat i problemów z restrukturyzacją. Energetyka się broni, akcja przyśpiesza, możliwa wymiana głównych aktorów i niespodziewane zwroty akcji. To czeka nas przez kolejne dwa tygodnie sierpnia. A jakie tematy następnych odcinków? Co najmniej jeden raz wrócimy do energetyki jądrowej i nowych harmonogramów budowy elektrowni jądrowej (już raczej 2027 a może 2029) i poszukamy miejsca gdzie tą elektrownie można wybudować i w jaki sposób znajdziemy na to pieniądze. Wrócimy też do spraw polityki klimatycznej unii i na początku września parlament UE zatwierdzi ( a Polska trochę poprostestuje) proponowane zmiany systemu ETS, co znowu przyciśnie cały polski sektor energetyczny, ale w latach 2019-2030 wiec materiału na nowe odcinki jeszcze dużo. Jeśli będzie problem z nowymi wątkami zawsze możemy wrócić do starych odgrzewanych na nowo tematów: ustawa o OZE (w końcu prawie 5 lat już przygotowanie, uchwalenie i kolejne modyfikacje), wspomagania prosumentów, nowych możliwości energetyki odnawialnej i jak za pomocą nowych instrumentów ekonomii i handlu zamienić prawie puste w co najmniej pół-pełne, a nawet pełne po brzegi. Możemy też jeszcze raz odświeżyć temat nowych propozycji „Polityki energetycznej Polski do 2050 roku” (pojawił się właśnie dokument wersji 0.6), która będzie poddana publicznej dyskusji i jednak nie będzie raczej zbyt dynamiczna, bo różnice pomiędzy wersją 0.5 (poprzedni sierpień 2014) a obecną 0.6 są właściwie kosmetyczne. W długim horyzoncie jak w każdym serialu przygotowujemy się do tzw. „podsumowania sezonu” – szczególnie dramatyczny odcinek gdzie następuje jakiś zamach, katastrofa lub żywioł naturalny, który zmiata wszystkich aktorów, a publiczność głosuje kogo chce widzieć w nowej serii. Do końca roku – ramówka wypełniona.
Z góry przepraszam za wakacyjny nurt ironii, ale w końcu lepiej oglądać seriale na wesoło niż pełne dramaturgii i przesady produkcje wenezuelskie lub kolumbijskie.