Byłem kiedyś w lokalnej restauracji w małej górskiej mieścinie. Restauracja nie miała nic specjalnego w sobie …. poza menu – gdyż jak się reklamowała – oferowała najwięcej rodzajów pizzy na świecie. Czy rzeczywiście pobili rekord światowy nie wiem, ale menu było grube i okazałe, a w nim 144 pozycje od klasycznych aż po zupełnie niecodzienne kombinacje czekoladowych i pistacjowych smaków, które można było sobie skomponować także z kaparami i krewetkami. Jak wiadomo są 4-ry tradycyjne włoskie rodzaje pizzy i żaden nie jest z mięsem, bo to potrawa południowo włoskich chłopów, która miała być skromna i oszczędna i dopiero najazd amerykańskich turystów wprowadził ostatnią pozycję do menu. Wtrącając do restauracji, menu zadziwiało przede wszystkim inwencją w nazewnictwie, bo każda pizza była nie tylko opisana w składnikach, ale i miała swoja specyficzną unikatowa nazwę. Gorzej nieco z samym smakiem bo jak rozebrać na drobne (po wnikliwym wertowaniu menu skusiliśmy się jak zwykle na typowe kombinacje) – wszystko wyglądało (i smakowało) podobnie bo w końcu złożone z tego samego i tylko odgrzewane w mikrofalówce.
Za chwilę (a właściwie już) Apple prezentuje nowa wersję iPhona – i nowe (wg prezentacji), innowacyjne urządzenia. Napisałem większość postu jeszcze na kilka godzin przez oficjalnym pokazem, bojąc się że teraz zobaczymy jednak nie jakieś zupełnie nowe danie i wyrafinowany smak, ale raczej odgrzewane kotlety i kolejną 145-tą odmianę pizzy o wymyślnej nazwie… i niestety miałem rację.
Jobs wprowadzając iPhone dokonał rewolucji, nie tylko umiejętnie łącząc elementy marketingowe z drapieżną ochroną patentową. Urządzenie niosło ze sobą zupełnie inną funkcjonalność i zmieniło nasz tryb życia. Sam gadżet – smartfon – to przecież twórcze rozwinięcie jego wcześniejszych koncepcji jak Newton (palmtop, który miał zawierać wszelkie encyklopedyczne informacje), ale i triumfalne wejście touchscreenów i operowania palcem. Mało kto pamięta, że poprzednio było coś podobnego, ale z dołączonymi rysikami i dopiero ergonomia iPhone przyniosła postęp. Nie tylko nowe (opatentowane !!) rozwiązania wyglądu okien aplikacji były rewolucyjne. iPhone poza naprawdę łatwiejszym i dopracowanym rozwiązaniom dla użytkowników przyniósł też i iTunes – rynkowa platforma dla milionów niezależnych producentów – od małych firemek po wielkie korporacje developerskie, które nagle uzyskały dostęp do globalnego rynku i milionów użytkowników. Tak naprawdę to Applowa platforma ściągania aplikacji (i uzyskiwania przychodów z ich wymyślania) nakręciła biznes smartphonowy – to genialne posunięcie, wciągnęło w obszar produktów, wszystkie nowe pomysły niezależnych developerów i bezinwestycyjnie nakręcało funkcjonalności iPhona – wystarczyło dać tylko platformę i sprzęt. Kolejne ruchy, to już coś co znane jest w marketingowym slangu jako szersza penetracja rynku i wprowadzanie kolejnych modyfikacji, ale już wcale nie rewolucyjnych – numery 4,5 i teraz 6 tak naprawdę to tylko zmiana ekranu wyświetlania, kolejne unikatowe gadżety jak kolory dołączanych słuchawek i …. właściwie nic więcej. Może jestem nieco oldschoolowy, ale na moim wciąż 3GS mam właściwie dokładnie te same funkcjonalności i aplikacje, może nieco gorszą rozdzielczość i jakość aparatu fotograficznego, ale nie widzę żadnego naprawdę poważnego uzasadnienia żeby fascynować się technologicznym postępem w kolejnych numerkach (choć niestety nowy numer 6 usuwa 3GS z rynku). Nawet iPad – większy brat małego smartfona, funkcjonalnie poza zwiększeniem ekranu do postaci tabletu nie przyniósł przełomu (zawsze wydawało mi się że przede wszystkim z uwagi na pewien segment amerykańskich użytkowników, którzy przy nieco swojej większej tuszy mogli nie trafiać odpowiednio grubymi palcami w małe ikonki i klawiaturkę).
Teraz rokowania są jeszcze gorsze. Trudno mi się ekscytować odgrzewanymi kotletami jak lepszy procesor, więcej pamięci, jeszcze większa przekątna obrazu i najcieńszy smartfon na rynku. Jakoś tez nie kręci mnie lepszy o 44 % kontrast kolorów. Czekam na kolejne gadżety ale chyba nic już nie zaskoczy – na pewno nie nowym rewolucyjnym rozwiązaniami miniPad-a – ni pies nie wydra, mniejszy tablet a mający to samo. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że pewna epoka się skończyła i teraz mamy do czynienia z (perfekcyjnym) wykorzystywaniem stworzonego rynku i mody i klasycznym działaniem marketingowym , ale już nie wielką ideą innowatora. iPhone dorósł i jest już w wieku dojrzałym , bez szaleństw i bez …. jak mawiają w kręgach hiszpanojęzycznych „cohones”, za to ze świetnymi prawnikami, doskonałymi księgowymi i najlepszymi marketingowcami. To wciąż wystarczy na wielką firmę …. ale już powoli, gdzieś zupełnie indziej, powstają idee i produkty które zmienia nasz świat. W końcu jak pojechałem jeszcze raz do tej górskiej miejscowości kilka lat później, pizzeria świeciła pustkami, a wszyscy ustawiali się w kolejce do nowootwartego super grilla, gdzie można było zjeść naprawdę dobrze i to coś innego.
Nie można od ogromnej korporacji, cały czas spodziewać się cały czas nowych rewolucyjnych produktów.
Jak byłem na pierwszym roku studiów, na przedmiocie PKM, zostałem oświecony przez wykładowcę, przykładem firmy SKF, która swego czasu wyprodukowała niezniszczalne łożyska – i co? prawie zbankrutowała. Wycofała je z produkcji! Więc wszyscy doskonale wiemy, że celem nie jest robienie rzeczy nowych rewolucyjnych, doskonałych – celem jest robienie rzeczy, które chce ktoś kupić (lub musi).
Nowy iPhone nie ma prawie wcale nic lepszego od poprzedniej wersji 4S – ale fascynujące jest to, że aż tyle osób chce go kupić.
Jako inżynierowie, patrzymy na to z niesmakiem, ale trzeba przyznać ludziom z marketiningu, że wykonali swoją robotę znakomicie!
Ot, tak się kręci świat, zdrowy rozsądek nie ma z tym nic wspólnego!