Od przeprowadzki cały czas mam wszystkie książki w pudłach i wyciągam na chybił trafił po kolei żeby cos przejrzeć na wieczór. Ostatnio trafił się zestaw „Jak doskonalić się w tenisie” i „Budowa domów” obie publikacje z zamierzchłych czasów. Zdegustowany zacząłem od tenisa – akurat jest to mój ulubiony sport ale uważam że już nie musze się doskonalić bo reprezentuje poziom „wyższy amator”, co pozwala mi wygrywać z absolutnymi dyletantami co mieli rakietę przez miesiąc w ręce, osobami w moim wieku ale po poważnych kontuzjach i w okresie rekonwalescencji oraz ambitną młodzieżą do lat 11 (teraz grają coraz lepiej). Czytałem dalej zdegustowany po cały początek i środek książki poświęconej taktyce jak wygrywać mecze cały czas odnosił się do podstawowych uderzeń, gry z głębi kortu, dokładności, technice sile i podstawowych umiejętności. Ja szukałem natomiast kosmicznych technik, backhandowych smeczy i drivów oraz uderzeń rakietą „przez nogi” co zawsze robi wrażenie na żeńskiej części publiczności, no ewentualnie w ostateczności jakiś ciekawych i niecodziennych podkręceń piłki. Nic z tego, zabrałem się wiec za lekturę budownictwa, może kiedyś najdzie mnie na to ochota. Tu też rozczarowanie – pierwsza połowa książki poświęcona absolutnie nudnym i beznadziejnym zagadnieniom fundamentów, ścian nośnych, odwodnienia i szkieletowej konstrukcji. Nieco dalej – jeszcze gorzej – co robić w przypadku problemów ze starym domem , w jaki sposób go wzmocnić, by zapobiec zawaleniu. Dopiero ostatnie , zupełnie zapomniane przez autora chyba strony na końcu odpowiadały naszym czasom – wykończenie zewnętrzne – ornamenty, okiennice, kolorowe szlaczki na murach i gustowne krasnale ogrodowe. Wróciłem do tenisa, a tam cały środek o technice co robić jeśli nie staje umiejętności podstawowych i uderzenia z końca za słabe na przeciwnika i strategiach wygrywania przegranych meczów. Nauczyłem się że trzeba modyfikować taktykę, iść do przodu, próbować skracać grę i szybciej odbijać. Niestety dalej nic o efektownych i efekciarskich zagraniach bo autor był praktykiem i wiedział, że dziwnie kręcić to można sobie na pokazówkach a w prawdziwej grze liczą się podstawowe umiejętności.
Odpocząłem chwile od lektur oglądając całkowitą sieczkę w telewizji by powrócić do najnowszej pracy branżowej (energetyka) – polskiej i zagranicznej. I tu … olśnienie … zupełnie nowe czasy. 80 % materiału (ciekawe odwrócenie zasady Pareto) poświęcone maksimum 20 % sposobom generacji i dostaw energii – wszystko w nowych trendach – energia zielona, energia niekonwencjonalna, energia perspektywiczna, inteligentna siec i inteligentny użytkownik. Wygląda na to ze normalna produkcja energii elektrycznej zupełnie nie jest w modzie, a nawet uważana jest za przejaw zacofania technologicznego. Porównałem to ze starymi książkami o tenisie i budownictwie i chyba jednak zawahałem się na dobre , czy kierunek i metoda jest dziś taka słuszna. W warunkach polskich mamy do czynienia z koniecznością – przede wszystkim – budowy energetyki podstawowej. Wobec braku coraz bardziej na horyzoncie (2016-2017) mocy dyspozycyjnej naturalne jest strategia budowy urządzeń podstawowych mogących pracować przez większą cześć roku z wysoka niezawodnością. To jak w starych książkach – najpierw podstawa i uderzenia z głębi kortu, zanim zacząć cokolwiek eksperymentować z innymi źródłami energii. To powoli dochodzi do głosu w postaci większej ilości przetargów na nowe bloki i pierwszymi mobilizacjami firm inwestycyjnych (rozstrzygnięcia Opola, Stalowej Woli i Rybnika). Pytanie czy wystarczy na wygranie tych mocy w czasie całego meczu. Wydaje się ze pierwszy set jest już przegrany – do 2016 raczej nie powstanie ani jeden MW z tych nowych inwestycji – problemy przetargowe, środowiskowe i same budowlane przesunął uruchomienia tych bloków na koniec dekady. Jeszcze dalej z fundamentami energii jądrowej (jeśli już to 2025) albo nowego gazu łupkowego (ostatnie prognozy że jeśli będzie komercyjnie to po 2018). Wracając do analogii tenisowej właśnie przegrywamy pierwszego seta, a w drugim nie mamy nic co by można przeciwstawić silnie grającemu przeciwnikowi (wzrost zapotrzebowania, wyłączenia starych bloków). Jak na razie , zaczynamy zmieniać taktykę w kierunku dziwnych podkręcań i gry jak z pokazówki. W dyskusjach co zrobić pojawiają się biogazownie, farmy wiatrowe na morzu , a nawet tzw. prosument – użytkownicy domowi którzy swoimi panelami słonecznymi i miniwiatrakami będą zasilać system energetyczny. Niestety , przydatne jak głaskanie piłki z super-silnym przeciwnikiem lub malowanie ścian na optymistyczny kolor i ładne wzorki w czasie huraganu. Żadne z nowo promowanych rozwiązań – rozproszonej generacji ani smart gridu – efektywnie nie pomoże dla polskiego systemu energetycznego przed końcem dekady – a wtedy może być już po meczu. Rozwiązanie jest tylko jedne – i zapisane w książkach z przed lat 30-tu – skrócić grę i zainstalować moce szczytowe. Niezależnie czy chcemy czy nie, wchodzimy w konieczność szybkiej budowy źródeł szczytowych – a będą to turbiny gazowe lub silniki dużej mocy. Minimum 300 MW a optymalnie 500-800 MW w kilku elektrowniach ale ze skalowalnymi jednostkami o szybkim czasie uruchomienia, to jedyny atut w ręku operatora systemu energetycznego w latach 2016-2017 który pozwoli opanować prace systemu w bezpiecznym reżimie, a nam spokojnie korzystać z dobrodziejstwa światła i grzejników przy minus 20 i klimatyzatora przy plus 35-ciu. Dopiero jeśli uratujemy tego seta możemy pomyśleć co dalej – i racjonalnie cofnąć się do tyłu ku podstawie. Pod koniec dekady włączone zostaną nowe bloki na węgiel a energetyka jądrowa będzie w procesie inwestycyjnym lub zostanie zastąpiona przez gaz łupkowy. Jeśli będziemy mieli to ręku to możemy spokojnie siedzieć w dobrze zbudowanym domu, odpornym na huragany i z przyjemnością zając się projektowaniem efektownych wykończeń balustrady, kolorem ścian i parapetów oraz szlaczkami na ścianach. Wtedy naprawdę przyjdzie czas na modyfikacje sieci dystrybucyjnej, rozproszeniu i przydomowych elektrowniach , które uzupełnią nasz system tak jak i nowa technika dla dobrze wytrenowanego i profesjonalnego gracza. Inaczej … chyba się nie da …choć znów włączyłem telewizor i moja ulubiona tenisistka zagrała bojaźliwie i podła pod ciosami mocnej przeciwniczki prawie do zera. Przełączyłem na inny kanał ale tam ..największe katastrofy budowlane. Rzucam wszystko i idę trenować tenisa …zacznę znowu od podstawowych zagrań …