Pod koniec ubiegłego wieku Caspar Weinberger (były amerykański minister obrony za prezydentury Reagana) wydał książkę pod złowieszczym tytułem „Następna wojna światowa”. Tchnące autentycznością i dobrą znajomością kulis polityki międzynarodowej opisy hipotetycznych starć na przełomie wieków, prognozowały możliwość konfliktu pomiędzy Koreą Północną i Południową, walki w Iranie czy wreszcie finalnie (w książce ustawione na rok 2006) tytaniczne starcie Rosja-USA z drobną przygrywką w postaci inwazji rosyjskich dywizji na Polskę. Mimo, że historia potoczyła się zupełnie inaczej (dla przykładu w książce nie było wzmianki o Iraku, Afganistanie czy Islamskim Kalifacie) i na szczęście do dnia dzisiejszego żaden z czarnych scenariuszy się nie ziścił, to znamiennym jest fakt, że wszystkie wymieniane w książce punkty zapalne dalej pozostają właściwie aktualne i poprawnym będzie stwierdzenie, iż Weinberger przedstawił właściwe scenariusze, opuścił kilka rozdziałów, a przy okazji pomylił jedynie daty.
Wówczas, a były to lata dziewięćdziesiątce, utkwił mi w głowie szczególnie opis hipotetycznej wojny Iran – USA i skutek w postaci nieprawdopodobnej ówcześnie podwyżki cen ropy do… 100 dolarów za baryłkę. Były to czasy niskich cen nośników energii, tankowania pełnego baku na stacjach za 100 zł- teraz jest to pogranicze science – fiction i generalnie słabych czasów dla firm surowcowych. Za to gospodarka nie zwracała zbyt wiele uwagi na składnik paliwowy, gaz święcił triumfy we wszystkich prognozach polityki energetycznej- Polska także planowała dywersyfikację z węgla na gaz. Mityczne 100$ za baryłkę ropy było czymś zupełnie nieprawdopodobnym, rodzajem gospodarczego Armagedonu blokującego transport drogowy, wymianę międzynarodową i sprowadzającą świat do wstrząsanego konwulsjami patchworkowego obrazu zantagonizowanych krajów. Tymczasem rzeczywistość jak zawsze przekroczyła wyobrażenia i była ciekawsza niż literatura. Woja wybuchła nie z Iranem, a z Irakiem (może Casparowi zwyczajnie pomyliły się kraje), a ceny ropy i nośników energii poszybowały niebotycznie w górę. 100 $ za baryłkę ropy Brent przez długi czas uchodziło za świetną cenę, a do tej zupełnie pozmienianej sytuacji dostosowały się wszystkie koła zębate ze światowej układanki- mocno staniał dolar, surowce wystrzeliły w górę, produkcję przejęły Chiny, Ameryka odkryła gaz łupkowy, a Europa zaczęła zarzynać swoją energetykę i przemysł opłatami za mityczne CO2. I znowu po kilkunastu latach, świat staje nad przepaścią i po raz kolejny przerażającym czynnikiem sprawczym jest cena ropy, z tą różnicą, że tym razem spadająca w dół. Spadki cen, które obserwujemy dziś mogą okazać się dla gospodarki światowej równie, a może nawet i bardziej, traumatyczne i turbulentne.
Dziś cena ropy oscyluje w okolicach 60$ za baryłkę i możliwe, że to jeszcze nie koniec spadku. Jednym z prawdopodobnych scenariuszy jest powrót do okresu tanich paliw i tanich surowców. Wobec nadmiaru węgla, gazu i ropy, rynek znajduje nowe punkty równowagi- kolejne limity cenowe pękają, kombinacja presji podaż- popyt oraz, jak uważają niektórzy, polityczno-gospodarczej wojny z Rosją, dalej prowadzą ceny w dół. Wiele firm i sektorów gospodarki musi odnaleść się w zupełnie innej rzeczywistości.
Górnictwo na krawędzi… a nawet krok dalej. Jak jest każdy widzi, wszystkie z analiz i scenariuszy ratunkowych są takie same – ograniczać, zmniejszać koszty, przygotowywać się na ciężkie czasy. Obawiam się, że czasy mogą być jeszcze cięższe niż w najgorszych snach bo forecasty cen węgla na poziomie 70$ za tonę (energetyczny) mogą być szybko obalone, a węgiel może wrócić do poziomów z lat 90-tych (40$ – inna kwestią jest to, że dolar zapewne w niezbyt długim czasie może zrównać się z Euro). Sugerowałbym uwzględnienie w planach naprawczych również czarnego scenariusza- co zrobić jeśli będzie rzeczywiście bardzo źle, bo cena węgla spadnie jeszcze niżej? Górnictwo węgiel kamienny w niektórych spółkach, jak widać nie jest w stanie osiągnąć równowagi przy obecnych cenach , a może być przecież znacznie, znacznie gorzej.
Surowce… o krok od krawędzi. Fala spadkowa zwykle nie ogranicza się do surowców energetycznych. Ropa jest pierwsza jaskółką spadków cen, a więc zaraz można spodziewać się także i tańszych metali rzadkich oraz … miedzi. W warunkach polskich to otwarcie kolejnego frontu kryzysu i realna wizja, że do górników z kopalni węglowych, którzy palą opony przed sejmem dołączą górnicy z kopalni miedzi. W latach dziewięćdziesiątych miedź kosztowała grubo poniżej 2000$ za tonę, dziś kosztuje 6300$. Jeżeli skupić się na sposobie wydobycia górnictwo miedziowe w Polsce jest bardzo podobne do kamiennego, a więc w przypadku spadków cen jako pierwsze nie będzie wytrzymywać presji kosztów. Oczywiście KGHM to widzi i inwestuje w tańsze złoża (nowe, otwierane z pompą wielkie odkrywki w Chile), ale to chyba małe pocieszenie dla szeregowych polskich pracowników, którzy chyba już dziś powinni przygotowywać się na ciężkie czasy.
Gaz wypiera atom z mix-u energetycznego. Możliwy spadek cen ropy dodatkowo nasili presje na ceny gazu, które już idą w dół z powodu łupków. Mocna przecena od razu inaczej ustawi wszelkie wyniki długotrwałych optymalizacji zmian sektora energetycznego. Paradoksalnie za chwilę najtańszy energetycznie może być… znów gaz z Rosji-w końcu oni nie maja nic innego do sprzedania. W decyzjach co budować i jak zmniejszać emisję zgodnie ze ścieżką nowego Pakietu Klimatycznego, zacznie być kusząca rezygnacja z kosztownych opcji atomowych na rzecz tanich (w danym momencie) i szybkich gazówek.
Tańsza, a przynajmniej niedrożejąca energia. Spadające ceny nośników energii, mogą rekompensować koszty nowych inwestycji wobec czego nasze rachunki nie muszą zmienić się znacząco. Widać przynajmniej już w 2015 – URE obniżył (oczywiście nieznacznie) taryfę na gaz i zatwierdził zwiększone, ale zaledwie nisko-kilkuprocentowe podwyżki w taryfach za energię. Z punktu widzenia końcowych odbiorców oczywiście korzystnie, dla energetycznych koncernów będzie rosła marża u wytwórców, ale malała w obrocie.
Kolejne scenariusze wpływów i wzajemnych powiązań można mnożyć, ale ewidentnie widać jedno- światowa gospodarka musi znaleźć nowy punkt równowagi. Jak zwykle wielu zyska, ale również wielu znacznie straci. Każda taka zmiana to czas przejściowy i niepewny- szereg firm, sektorów a przede wszystkim krajów, wiele by dało, aby obecny trend zmienić o 180 stopni. A dla taniejącej ropy (i kolejnych surowcowo-gospodarczych konsekwencji) lekarstwa są dwa – duży wzrost gospodarczy i znacząco zwiększona konsumpcja (scenariusz dziś nieprawdopodobny), albo… mała lub większa wojna. Caspar Weinberger przecież już dawno, podpowiedział światu kilka scenariuszy…
Bardzo interesujący tekst. W ten sposób nie spojrzałem na spadające ceny ropy. Po prostu się cieszyłem, że mniej płacę. W takich momentach człowiek dostrzega jak bardzo się nie zna. Pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy!