Od wieków toczy się spór filozoficzny pomiędzy zwolennikami predestynacji a wolnej woli. Ci pierwsi w skrajnym determinizmie twierdzą, że wszystko jest z góry ustalone według pewnego (boskiego ?) porządku (a zwłaszcza ludzkie zbawienie). Drudzy skłaniają się ku przypadkowi i teorii chaosu. Czy jeśli idziemy prosto i zdecydujemy się skręcić w wąski zaułek jest naszą wolną, ale może przypadkową decyzją, czy też przeznaczeniem zapisanym w gwiazdach i czy w tym ciemnym i wąskim miejscu spotkamy naszą życiową miłość czy też trzech podziarganych kolesi z nożami, którzy jak to się fachowo nazywa „skroją” nas trochę ? Zwolennicy predestynacji wiedzą, że Bóg (a w rozwinięciach deterministycznych „demon Laplace’a”) zna wszystkie decyzje naszej wolnej woli – a więc umie rozwiązać wszystkie zagadki dotyczące przyszłości świata.
Przy takiej interpretacji – wiadomo co się stanie dalej, i jest ktoś kto wie w którą stronę rozwinie się polska energetyka. O jej przyszłości paradoksalnie nie zdecydują naukowe opracowania, akademickie ekspertyzy, a nawet naciski Greenpeace, a trywialny spór dotyczący emerytur (i innych problemów) w naszej drogiej koalicji rządzącej. O ile samo pytanie czy koalicja się rozpadnie czy nie rozpadnie – to jeszcze można obronić założeniem o wolnej woli decydentów, to potem kolejna ścieżka jest bardzo silnie zdeterminowana. Ostatnia kłótnia i możliwość rozpadu istniejącego układu ma bowiem bardzo poważne konsekwencje strategiczne. Dzisiejsza koalicja PO-PSL realizuje z grubsza określoną politykę, wąskiego manewru pomiędzy koniecznościami wielkich inwestycji (modernizacja i źródła odnawialne), a kolejnymi (wetowanymi) naciskami UE na dalsze ograniczanie emisji CO2 (kolejne inwestycje). Z tyłu czai się program budowy energetyki jądrowej (ryzykowny i kapitałochłonny, ale może i jedyny przy kolejnych ograniczeniach emisji) , cały czas z tyłu w oczekiwaniu na wynik desperackich poszukiwań gazu łupkowego. Jaka koalicja takie i priorytety – mamy wiec też naciski na biogazowanie i preferencje w rolniczych mikroelektrowniach. Wczorajsze czerwone paski o możliwych zmianach w koalicji pokazują, że jedyna droga, to poszukiwanie sojusznika po innej stronie sejmowych ławek w Ruchu Palikota. To (poza emeryturami i innymi typowymi efektami przetasowań) także zmiana polityki energetycznej. Formacja RP jako nowa, w dość zdawkowy sposób zabierała głos na temat energetyki (pewnie nie było to z jakimkolwiek ich obszarze zainteresowań), ale patrząc na ogólny image jaki tworzy (nowoczesna, ekologiczna, socjalno-liberalna, demokratyczna i równościowa) niewątpliwie najbliżej im jest do typowych poglądów niemieckiej Partii Zielonych lub innych europejskich lewo-zorientowanych ugrupowań. Ostatnie spotkanie polityków Ruchu Palikota z Danielem Cohn-Benditem, liderem europejskiej frakcji Zielonych pokazuje ten kierunek. Daniel Cohn-Bendit ma bardzo interesujący życiorys, bo był jednym z przywódców rewolty paryskiego Maja w roku 1968 i jednym z przywódców protestujących studentów, którzy w anarchistyczny, trochę lewackim, a trochę antykonsumpcyjnym buncie rzucali butelkami w policję chcąc zbudować nowy porządek. Kolejne lata to uczestnictwo w coraz bardziej istotnych politycznie ruchach „zielonych” (pokolenie 68 dorastało) i przejście od czynnej walki nad istniejącym porządkiem do w miarę łagodnej „koegzystencji”, ale nacisku parlamentarnego. Polski Ruch Palikota wyrósł z innych podstaw , zresztą polskie doświadczenia lat 60, 70 i 80 są skrajnie różne od zachodnio-europejskich, ale na pewno w kwestii energetycznej, będzie musiał przyjąć pewne elementy programu zielonych. Zmiana orientacji koalicyjnej w kierunku RP to także zmiana polskiej polityki energetycznej. Złożenie w ofierze i poćwiartowanie programu rozwoju energetyki jądrowej na ołtarzu dostosowania się europejskich trendów i silne wzmocnienie rozwoju energetyki odnawialnej – a wiec konieczne dotacje dla wiatru na lądzie i morzu i zasiewanie naszych rolniczych obszarów uprawami wierzby ekologicznej. Dość kosztowny też i kompromis, bo same koszty rozwoju energetyki wiatrowej do 2020 to 22 mld PLN (pojawiło się właśnie takie opracowanie) co ma przynieść ponad 10 tys. MW mocy zainstalowanej – ale należy też popatrzeć krytycznie, że współczynnik wykorzystania mocy (osiągnięcia produkcji) z tych jednostek to prawdopodobnie na poziomie 20, góra 30 %, co ekwiwalentnie odpowiada elektrowni węglowej o mocy 3-4000 MW, i też oczywiste dla techników problemy z dyspozycyjnością tych mocy (przewidywaniem produkcji). Problemem jest to, że 2020 to nie końcowy przystanek, a tylko pierwszy krok, wiec łatwo oddając zielone pole, trzeba będzie zgodzić się na kolejne wiatraki do 2030 – tym razem już nie na lądzie (bo nie bardzo widać miejsce), a na morzu – co nawet w korzystnych dla wiatru opracowaniach producentów, spowoduje poszybowanie kosztów inwestycyjnych w niebo nad morzem. Ale jak widać , energetyka jest na drugim planie. Teraz kluczową decyzją jest reforma emerytalna i związane z tym sojusze podejmowane na podstawie wolnej woli …. lub układu gwiazd. Według Adźiwika – skrajnego ruchu fatalistów w Indiach, żadna istota nie ma w sobie tyle siły i energii, żeby kierować swoimi poczynaniami, a musi zdać się na Los i przeznaczenie. Przy takiej interpretacji …. pozostaje nam tylko czekać … nieznane nam maluczkim ścieżki losu (ale z góry przeznaczone) spowodują że będziemy budować atom, biogazownie lub wiatraki.