Pojawiło się ciekawe (z wielu względów) opracowanie “A Stress Test for Coal In Europe under the Paris Agreement Scientific Goalposts for a Coordinated Phase-out and Divestment”, które wzmiankowane było już na cire http://www.cire.pl/item,142198,1,0,0,0,0,0,climate-analytics-spelnienie-limitow-porozumienia-paryskiego-oznacza-koniecznosc-zamkniecia-wszystkich-elektrowni-weglowych-w-unii-do-2030-r.html.. Teza kolorowego i dopracowanego graficznie propagandowego dokumentu jest dość prosta – w Europie należy zamknąć wszystkie elektrownie węglowe i to właściwie natychmiast- bo do roku 2030, w przeciwnym razie czeka nas kataklizm. O tym ile warte są tezy i wnioski, każdy powinien zdecydować czytając je bezpośrednio, ja chciałbym się skupić na jednym aspekcie – jak można odmiennie rozumieć jedno, ogólnoświatowe porozumienie i jaka jest w tym rola jednego, kolorowego rysunku.

Porozumienie Paryskie (COP 21) – jak rozumiemy wyniki?

Podpisane w końcu 2015 roku przez wszystkie kraje świata w Paryżu, porozumienie COP21, ma dość prosty zapis. Kraje zobowiązują się do ograniczenia wzrostu średniej temperatury naszego globu o 2°C w stosunku do epoki preindustrialnej (a może nawet w przyszłości prac w kierunku ograniczenia wzrostu temperatury do 1,5 C) w ciągu następnych prawie 100 lat, a każdy z krajów dokona tego w ramach własnych wysiłków (nationaly intended contribution), które mają odzwierciedlać ich aktualne możliwości i chęci.

Pisałem wielokrotnie- nasze (polskie) rozumienie COP21, a europejskie (zielono-klimatyczne) rozumienie COP 21 rozmijają się zupełnie. Ten wpis http://konradswirski.blog.tt.com.pl/cop21-gora-urodzila-mysz-jednak-pr-owo-mozna-oglaszac-sukces/ pokazuje, że już w 2015 pokazywałem właśnie ten, kluczowy rysunek).

My jesteśmy przekonani, że zrobiliśmy wszystko, natomiast cele są niemierzalne (wskaźnika średniej temperatury nikt nie rozumie- nie wiadomo, gdzie i jak mierzyć, tak naprawdę nie wiadomo też do końca co to jest epoka industrialna) i że jest chyba jeszcze trochę czasu. Ponadto jesteśmy pewni, że w niczym, co podpisywała nasza delegacja nie ma ani słowa, ani jednej liczby związanej bezpośrednio z emisją CO2 i z emisją CO2 z elektrowni węglowych. Okazuje się, że mylimy się całkowicie. We wszystkich materiałach ze środowisk, nazwijmy to, „klimatyczno-europejskich” już od 2015 roku, pojawia się bowiem poniższy rysunek i to ja jego podstawie dochodzi się do wniosku, że elektrownie należy natychmiast zamknąć.

Dla utrzymania celów COP 21 musimy ograniczać CO2 i to nie w takim tempie jak dotychczas, ale nawet jeszcze szybciej i szybciej, aby wkrótce… żadnego CO2 nie emitować.

Pierwszy bowiem rysunek jest praźródłem do kolejnych analiz i na przykład poniżej na rysunku widać (tu wg tego samego opracowania, na kolejnych jego stornach) że stosuje się tajemniczo brzmiące nazwy oprogramowania o ciekawych skrótach jak SIAMESE (Simplified Integrated Assessment Model with Energy System Emulator) czy MESSAGE co sugeruje wysoki stopień komplikacji i obliczeń, ale oczywiście nie ma ani słowa jak to się liczy . Na koniec mamy końcową receptę – zamykać elektrownie węglowe w Europie! Wygląda na to, że taki dokument Polska podpisała w Paryżu, chociaż chyba nie do końca wiedzieliśmy co podpisujemy 🙂

Jak tworzymy odpowiednie wykresy, a potem ich używamy.

To ciekawe (z wielu względów) opracowanie “A Stress Test for Coal In Europe under the Paris Agreement Scientific Goalposts for a Coordinated Phase-out and Divestment” przygotowane jest przez organizację Climate Analytics http://climateanalytics.org/publications.html – jedną z wielu podobnych w europejskim networkingu, lobbystycznych, quasi non-profit (ale w rzeczywistości dobrze finansowanych), zielonych, ni to firm naukowych, ni to think tanków. Network działa, bo ten wzmiankowany raport jest z kolei oficjalnie fundowany przez coś, co się nazywa KR Fundation http://krfnd.org/kr_foundation/board/, a tutaj jako szefa spotkamy mają, osobistą ulubienicę – Connie Hedegaard – byłego europejskiego komisarza do spraw tzw. Climate Action w latach 2010-2014. Connie cytowałem na blogu wielokrotnie, bo była (w ówczesnych czasach) kuriozum- jak ktoś bez jakiegokolwiek wykształcenia technicznego (jest duńskim literaturoznawcą i historykiem), z wielką pewnością siebie, wypowiada się o energetyce opowiadając tak przedziwne bzdury i to na poziomie, który nie kwalifikowałby się nawet do czasopism dla młodzieży z klas gimnazjalnych. Dziś opowiadanie kompletnego bezsensu jest standardem i Connie nie jest już tak wyrazista na tle innych „osobistości” i jak widać ma obecnie ciepłą posadę w organizacjach zajmujących się sprawami tzw. ogólnej poprawy życia na ziemi.

Pomijając samą kwestie networkingu warto wrócić do samego tekstu. Autorzy skupiają się na węglu (jest ich wielu, wśród nich też i ktoś z Polski , dzięki czemu nasz kraj, nasze elektrownie i nasze emisje są powoływane przed szereg bardzo często), jednak nie wiadomo z jakich powodów zgrabnie omijają chyba najważniejszy problem jakim jest fakt, że emisja CO2 od dawna jest kwestią ogólnoświatową i ewentualna zmiana temperatury powodowana zwiększeniem zawartości CO2 w atmosferze praktycznie nie zależy już od Europy (w tej chwili tylko 10% światowej emisji to Europa, a licząc sektor energetyczny to tak ok. 4% i za chwile będzie to odpowiadało rocznemu wzrostowi emisji CO2 państw Azji południowo wschodniej). Nie wiadomo też (a może i wiadomo) dlaczego autorzy krytykują tylko energetykę węglową, zapominając o wszystkich, innych przemysłach– na próżno szukać w opracowaniu jakichś analiz na przykład z branży transportowej, nie ma też wzmianki o problemach z dotrzymywaniem standardów w silnikach Diesla Volkswagena.

W opracowaniu zupełnie mętnie pisze się też o ograniczeniach modelu i o tym, że Chińczycy tak naprawdę przykrywają czapkami emisję europejską, ale po co właściwie to eksponować? Przekaz porozumienia paryskiego COP 21 jest bardzo prosty (w kwestii temperatury)- emisja CO2 musi spaść do zera, a wiążę się to z koniecznością jak najszybszego zamknięciami elektrowni węglowych i zastąpienia ich źródłami odnawialnymi.

Wróćmy może jeszcze do tego, kluczowego rysunku i zastanówmy się jak znaleziono korelację pomiędzy temperaturą i CO2. Tu trafiamy na, moim zdaniem rewelacyjny, nowy, europejski patent jak tworzyć rzeczywistość naukową (!!!)

Odnośnikami na rysunku jest na przykład taki artykuł: „Rogelj, J., G. Luderer, R. C. Pietzcker, E. Kriegler, M. Schaeffer, V. Krey, and K. Riahi (2015a), Energy system transformations for limiting end-of-century warming to below 1.5∘C, Nat. Clim. Change, 5(6), 519–527, doi:10.1038/nclimate2572.,” ale tego autora i bardzo podobne (wręcz tożsame wyniki i rysunki) znajdziemy w opracowaniu kolejnej, ciekawej notabene, organizacji pod nazwą Potsdam Institute for Climate Impact Research (https://www.pik-potsdam.de), http://www.pik potsdam.de/~anders/publications/schleussner_rogelj16.pdf.

Jak dalej patrzeć na odnośniki i cytowane źródła to z takim samym obrazkiem pokazuje się też raport „UNEP emissions gap report 2015” i szereg prac sygnowanych przez „Kriegler et al.” „What does the 2°C target imply for a global climate agreement in 2020? The LIMITS study on Durban Platform scenarios, 2014, http://www.feem-project.net/limits/03_outreach_01_02.html, accessed 10/11/15. Tu z kolei jest coś pod nazwą FEEM http://www.feem-project.net/limits/ i kolejna grupa , quasi organizacja naukowo-doradcza czy też stowarzyszenie i jego badania. Potem w następnych opracowaniach pomiędzy tymi (i kilkoma jeszcze innymi grupami publikatorów i organizacjami w networkingu) jest szereg skrośnych cytowań, powołań na obliczenia i wyniki, które zawsze kończą się jednym i tym samym wykresem. Powoli, śledząc kolejne praźródła , dociekliwy badacz zaczyna czuć się jak James Bond w świecie powiązań i autocytowań. Po zatoczeniu wielkiego koła po literaturze i odnośnikach na samym końcu zawsze jest ten sam wykres.

Z całych tych klimatycznych badań i kolorowych raportów wyłania się nowy model badawczo publikacyjny, który można przedstawić w poniższych krokach.

  • Na początek tworzymy wykres – taki, który musi udowadniać nasze racje. W sensie naukowym zamieniamy się miejscami z Bogiem i najpierw tworzymy wynik działania świata, a potem dopracowujemy (wstecznie) trajektorie i wnioski. Pamiętam z podstawówki niezbyt kulturalną odpowiedź uczniów na pytanie- skąd wziąłeś takie wyliczenia i wykres? Mianowicie- „z d….py”, ale będzie dobrze, bo tak ma być, bo taki wynik chciała nauczycielka. Teraz zaczynamy podobnie, ale mamy do dyspozycji grafików i dobre programy do tworzenia prezentacji.
  • Następnie tworzymy tzw. praźródło naszych obliczeń. Jest to pierwszy artykuł lub raport, w którym próbujemy mętnie opisać jak otrzymaliśmy wyliczenia. Oczywiście w żadnym wypadku nie podajemy jakichkolwiek wzorów lub danych wejściowych. Powołujemy się natomiast na to, że w naszych skomplikowanych. wielowariantowych studiach wykorzystaliśmy wiele innych modeli lub submodeli – tu używamy zwykle nazwy z dużymi literami np. IPCC AR5 model database, REMIDIUM – general equilibrium, TIAM-ECN – partial equilibrium, a w niektórych symulacjach dodatkowo np. BECCS (for electricity, biofuel, biogas, hydrogen production) -te nazwy można rzeczywiście znaleźć w niektórych źródłach, które cytowałem powyżej. Opisujemy mętnie i niejasno, ale za to mnożymy liczne scenariusze i wariany nazywając je low, high, medium lub reference i realistic, nigdy nie podajemy danych wejściowych, których użyliśmy do obliczeń. Całość możemy obudować kolejną fasadą nazywając ją np. jeszcze ogólniejszym modelem o dźwięcznej nazwie i fajnym skrócie jak np. LIMITS – model comparison study, MESSAGE czy SIAMESE (Simplified Integrated Assessment Model with Energy System Emulator). Samo praźródło, gdzie cokolwiek mówimy o tym jakie mamy założenia i wzory (choć i tak nic nie pokazujemy) jest raczej skrzętnie ukryte na samym dole i nigdy nie jest eksponowane.
  • W następnym kroku tworzymy szereg następujących po sobie artykułów i raportów, które skrośnie odnoszą się do siebie i opisują całość coraz bardziej ogólnie i powoli pokazują jedynie sam rysunek wynikowy. Jest on kopiowany przez kolejnych autorów (z networkingowych lub podobnie nakierowanych grup badawczych lub też zespołów wykonujących grant europejski na zadany temat). Tu powoli zaczynamy wkładać pewnych autorów z uczelni (nie tylko z quasi naukowych organizacji) i tworzymy tzw. solidny fundament badawczy. Wtedy znowu piszemy kolejny artykuł i cytujemy wszystkich naraz (co zwiększa zarówno tzw. indeks Hirscha, ale i buduje imponującą listę literatury do każdego raportu). Końcowy artykuł (lub artykuły), w którym jest znowu sam rysunek wynikowy (ale i solidne odnośnikowe pokazanie badań na wszystkich frontach i w wielu publikacjach) jest tym, co można następnie użyć już ostatecznie np. w prezentacji dla Komisji Europejskiej lub dla podkomisji energetycznej albo jak we wzmiankowanym raporcie o „Stress teście węglowym”
  • Całość ma nieprzemakalną fasadę- przynajmniej dla polityków i mediów. Nie sposób przecież polemizować z obliczeniami zawartymi w kilkudziesięciu publikacjach i to obliczeniami wariantowymi i z wieloma przypadkami referencyjnymi. Co prawda cały czas otrzymujemy na koniec taki sam wynik, ale jest i na to sposób bo (można samemu popatrzeć) na kolejnych rysunkach dodajemy cieniowanie co ma jakby sygnalizować dokładność modelu i że mogą być pewne odchylenia, ale przecież wynik jest zawsze ten sam- jedynie słuszny. Proszę pamiętać, że w dyskusjach parlamentowych (jak i w mass mediach) ma się najwyżej kilka minut i nikt nie będzie się zagłębiał w jakieś techniczne dyrdymały. Konieczny jest ładny wykres i duża liczba cytowani, które sugerują że jest to sprawdzone i dogłębnie przeliczone… no bo w końcu tak jest 🙂


Chciałbym być jasno zrozumiany. Nie jestem przeciwko energetyce odnawialnej. Nie jestem zwolennikiem bezwarunkowego węgla w energetyce. Widzę szereg ciekawych stron postępu technicznego OZE nawet jeśli jest on sponsorowany z rachunków konsumentów. Świat się zmienia i trzeba to zauważać.

Jednak świat nie musi się też… tak zmieniać. Nachalne lobbowanie i używanie kolorowych rysunków nie uszczęśliwi ludzkości. Nawet jeśli jest się przekonanym o swoich racjach (a może być to eliminacja węgla, zatrzymanie atomu, wykorzystanie słońca, a może i odwrotnie ograniczenie ilości wiatraków) nie wolno tracić zdrowego rozsądku i używać… jakby to powiedzieć „mało naukowych” obliczeń. To, że się tworzy wykresy i dane na zamówienie jest przekleństwem ostatnich lat i rujnuje niestety całe środowisko naukowe- tak samo jak tworzy cały plankton quasi naukowych organizacji. Sumarycznie stracimy na tym wszyscy – politycy, inwestorzy, ci co piszą raporty na zamówienie i Ci co takie raporty pokazują. Najwięcej zaś straci społeczeństwo, bo staje się stadem baranów prowadzonych w nieznane rejony, a jak wiadomo takie barany kończą raczej niezbyt szczęśliwie. Nawet jeśli uważamy, że jest ogromne zagrożenie CO2 i jedynym lekarstwem jest energetyka odnawialna – róbmy to w zgodzie, ze zdrowym rozsądkiem (np. zwracajmy uwagę na ogólnoświatową emisję) i nie szukajmy dróg na skróty (dotyczy to tak samo zwolenników węgla i atomu). Naszą największą bronią, jako człowieka jest bowiem Rozum i Dążenie do Prawdy. Kiedy to zgubimy w lobbingu i kolorowych prezentacjach zawsze zejdziemy na manowce.

8 komentarze do “O tym, jak mamy zamknąć wszystkie polskie elektrownie węglowe do 2030 czyli … historia pewnego rysunku.”

  1. Hi_Konrad,
    czy mógłbym zaprezentować ten i ew. inne artykuły na kilku Grupach, którymi współadministruję/do których należę?
    To ok.10000 osób, może nawet więcej, o orientacji OZE/transformacji energetycznej oraz antagonizujących z technologiami spalania węgla i paliw wodorowęglowych, a także z technologią PWR(EPR)Gen3/3x, którą ja nazywam po prostu atomowym trupem.
    Pytanie1.
    Czy mógłbym, przed zamieszczanymi linkami do Twoich artykułów, umieszczać kilka zdań wprowadzających?
    \\\Nie ukrywam , że w duchu sympatii i uznania za wysiłek jaki wkładasz w tą pracę,…a także powiem nieskromnie w duchu rodzącego się/pewnego przeświadczenia, że mógłbyś (o czym zaczynają mówić mi Grupowicze) z powodzeniem objąć , choćby z marszu stanowisko szefa resortu energii w Polsce.
    Warm Regards
    Stan

  2. Hi_Konrad,
    Jedna z wypowiedzi Napoleona Bonapartego dotyczy baranów. W luźnym tłumaczeniu brzmi ona następująco: Znacznie lepsze efekty uzyska stado baranów dowodzone przez lwa niż stado lwów dowodzone przez barana,…
    Ja mam i zachowałem całkowicie niezależną osobowość, nie zgłębiałem żadnej z teorii dowodzenia,…jednak dla odmiany starałem się zgłębić teorię wygrywania w tenisie,…podchodząc b. poważnie do zaawansowanego modelu klasycznego The Tennis Theory,..uwzgledniającego szerokie aspekty probabilistyczne, stochastyczne oraz niedeterministyczne. myślę, że może kiedyś napiszemy wspólny artykuł w którym uda się wykorzystać pewne analogie, a zwłaszcza b. dynamiczne procesy optymalizacyjne związane z oglądem rzeczywistości czy nawet symulację gry wykorzystującą metodę Monte Carlo. Jestem w pewnej mierze elektronikiem/fizykiem teoretykiem/matematykiem.
    Warm regards
    Stan

  3. (…)Całość ma nieprzemakalną fasadę- przynajmniej dla polityków i mediów.(…)
    Jeśli to jest prawda… to blokowanie tych działań powinno skutkowac oskarzeniami do Trybunału Stanu!

  4. Po epokach: kamienia, brązu, węgla i stali, mamy epokę Facebooka i PowerPointa. Slajdy już nie tylko obrazują rzeczywistość ale ją kreują. Widać to w wielu dziedzinach, choćby w polityce, makroekonomi, finansach a nawet w obronności. Slajdy stały się produktem, równie ważnym (dla twórców nawet bardziej) jak dobra materialne. Obserwuję to i dochodzę do wniosku, że odpowiednio skomponowany slajd w mniemaniu autora sam z siebie rozwiązuje problem, nic więcej nie trzeba robić, a jeśli nawet trzeba, to „ktoś”, „jakoś” to przecież zrobi, wszelkie trudności zostały przecież pokonane za biurkiem, w PowerPoincie, Wordzie, Excellu itp. Podzielam zatem irytację autora – tak to odczytuję – manipulacjami, szarlatanerią, paranaukowym dyskursem i dominacją infantylizmu nad rozsądkiem. Czasy jednak nie sprzyjają rozsądkowi, o czym przekonał się gen. McChrystal: „prędzej wygramy wojnę, niż zrozumiemy ten slajd”. Czy jest nadzieja, że „Rozum i Dążenie do Prawdy” prędko nastanie? Boję się, że nie osiągnęliśmy jeszcze masy krytycznej szaleństwa.

  5. Przykro mi to pisać, ale ten tekst nie przystoi profesorowi Politechniki Warszawskiej i nikt, kto uważa się za naukowca nie powinien się pod tym podpisać. Wymienię poniżej kilka powodów dla tak niskiej oceny tego wpisu, odnosząc się do konkretnych zdań.

    „wskaźnika średniej temperatury nikt nie rozumie” – wydawałoby się, że wpisanie w wyszukiwarkę np. „global temperature how is it measured” nie powinno być szczególnie trudne. Już pierwszy wynik (u mnie: https://www.carbonbrief.org/explainer-how-do-scientists-measure-global-temperature) w dość przystępny sposób wyjaśnia, że sposobów jest kilka, jaka jest ich dokładność, kto ich używa (NASA, NOAA…), etc. Argumentacja w stylu „ja nie rozumiem, więc nikt nie rozumie” nie przeszłaby chyba na obronie rozprawy doktorskiej (ani nawet pracy magisterskiej), prawda?

    „Pierwszy bowiem rysunek jest praźródłem do kolejnych analiz” – bardzo niefortunny dobór słów. Wspomniany rysunek powstał, jak sądzę, na podstawie podanego źródła (tj. „Energy system transformations for limiting end-of-century warming to below 1.5 °C”, Rogelj i in. 2015), więc to tam należałoby szukać „praźródła” (oczywiście sprawdzając dalej…).

    „SIAMESE (…) MESSAGE (…), ale oczywiście nie ma ani słowa jak to się liczy” – nieprawda. W przywołanym już wcześniej artykule (Rogelj i in., 2015), na który przecież przy Rysunku 3 powołują się autorzy!, MESSAGE jest opisane kilkoma odniesieniami, a ponadto w pracy poświęcono dodatkowy rozdział na opisanie metod obliczeń. W samym opracowaniu linkuje się stronę http://www.iiasa.ac.at/web/home/research/modelsData/MESSAGE/MESSAGE.en.html oraz pokrótce wyjaśnia założenia i ograniczenia modelowe. Odnośnie SIAMESE, zaraz pod Rys. 3 czytamy „For more details on the SIAMESE model, see Annex IV: SIAMESE”, gdzie faktycznie coś opisano. SIAMESE wydaje się zresztą sposobem na uzyskanie danych dla danego regionu z modelu globalnego, a ten wykorzystany tutaj (MESSAGE), jak już wiemy, jest nie najgorzej opisany.
    Znów widzę tutaj argumentację „ja nie rozumiem, więc nikt nie rozumie”.

    „opracowanie (…) przygotowane jest przez organizację Climate Analytics – jedną z wielu podobnych w europejskim networkingu, lobbystycznych, quasi non-profit (ale w rzeczywistości dobrze finansowanych), zielonych, ni to firm naukowych, ni to think tanków.” – w jaki sposób wpływa to na prawdziwość danych przedstawianych w opracowaniu? Klasyczne „zatruwanie studni”.

    „(…) z wielką pewnością siebie, wypowiada się o energetyce opowiadając tak przedziwne bzdury i to na poziomie, który nie kwalifikowałby się nawet do czasopism dla młodzieży z klas gimnazjalnych. Dziś opowiadanie kompletnego bezsensu jest standardem (…)” – moim skromnym zdaniem wygląda to zupełnie tak samo jak ktoś bez pojęcia w temacie zmian klimatu wypowiada się na temat opracowań/artykułów, których nie rozumie… Jakieś skojarzenia?

    „Autorzy skupiają się na węglu (…), jednak nie wiadomo z jakich powodów zgrabnie omijają chyba najważniejszy problem jakim jest fakt, że emisja CO2 od dawna jest kwestią ogólnoświatową i ewentualna zmiana temperatury powodowana zwiększeniem zawartości CO2 w atmosferze praktycznie nie zależy już od Europy” + „Nie wiadomo też (a może i wiadomo) dlaczego autorzy krytykują tylko energetykę węglową, zapominając o wszystkich, innych przemysłach” – uwaga, mam trop: chodzi o tytuł opracowania, czyli A STRESS TEST FOR >>>COAL IN EUROPE<<< UNDER THE PARIS AGREEMENT.
    Czy czytając artykuły o wymieraniu pszczół też dziwi się pan dlaczego nie pisze się o żółwiach albo "zgrabnie" omija temat nosorożców?

    "tego autora i bardzo podobne (wręcz tożsame wyniki i rysunki) znajdziemy w opracowaniu kolejnej, ciekawej notabene, organizacji pod nazwą Potsdam Institute for Climate Impact Research" – jaki ma płynąć z tego wniosek? Jeśli więcej niż jedna organizacja powołuje się na artykuł to ten artykuł niesie fałszywe tezy? Jeśli różne publikacje pokazują podobne wyniki to na pewno są one złe i oznacza to spisek wrogich sił?

    "Jak dalej patrzeć na odnośniki i cytowane źródła to z takim samym obrazkiem pokazuje się też raport „UNEP emissions gap report 2015” i szereg prac sygnowanych przez „Kriegler et al.”" – to doprawdy niesamowite, że wizualizując ten sam zestaw danych otrzymuje się ten sam wykres.

    "kolejna grupa , quasi organizacja naukowo-doradcza czy też stowarzyszenie i jego badania" – nie odnoszenie się do treści, zamiast tego ocenianie autora. Znów "zatruwanie studni".

    "Powoli, śledząc kolejne praźródła , dociekliwy badacz zaczyna czuć się jak James Bond w świecie powiązań i autocytowań." – zamieniłbym "dociekliwy" na "starający się za wszelką cenę potwierdzić własne przekonania".
    Jest pan świadom, że artykuły naukowe dotyczące globalnego ocieplenia powstawały także przed 2014 rokiem, prawda?

    "Z całych tych klimatycznych badań i kolorowych raportów wyłania się nowy model badawczo publikacyjny, który można przedstawić w poniższych krokach." – a oto model publikacyjny piramidalnych bzdur na blogach z ośmieszaniem macierzystej uczelni gratis:
    1. Na początek tworzymy tezę – taką, której za nic w świecie nie będziemy podważać
    2. Następnie tworzymy tzw. "dociekliwe" dochodzenie, gdzie sugerujemy, że to czego nie rozumiemy to głupoty, a akronimy to fasada dla przytłoczenia ludzi o małym rozumku (czyli nie nas). Oczywiście nie wnikamy za głęboko w temat, bo mogłoby to podważyć tezę.
    3. w następnym kroku wybieramy sobie ofiarę – np. rysunek. Koniecznie okraszamy go opisem typu "ładny", "kolorowy", itd., przez to wyda się on infantylny i niepoważny. Nie zapomnijmy w podobny sposób atakować autorów i tych, którzy mieli czelność daną pozycję, sprzeczną z naszą tezą, cytować (w nauce stosują to tylko lamusy, lepiej wszystko sobie samemu wymyślić).
    4. Dzięki kombinacji ignorancji, cherrypickingu i zwykłej manipulacji otrzymujemy wyniki naszej wnikliwej analizy – teza jest prawdziwa!
    W tym przypadku mamy nieskażony faktami obraz globalnego spisku niedouczonych literatów-celebrytów i przekupionych pseudonaukowych think-tanków wyposażonych w kredki, nieświadomych, że w Europie g… możemy, Chiny i tak nas zadymią.

    "Proszę pamiętać, że w dyskusjach parlamentowych (jak i w mass mediach) ma się najwyżej kilka minut i nikt nie będzie się zagłębiał w jakieś techniczne dyrdymały." – miał pan raczej więcej niż kilka minut na napisane tego tekstu, a mimo to nie zagłębił się pan w "techniczne dyrdymały". Jak widać, czas to za mało.

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *