Na świecie jest kilka tajemniczych dokumentów, ale niewątpliwie najbardziej tajemniczym z nich jest tzw. manuskrypt Voynicha (Wojnicza). Michał Wojnicz to polski antykwarysta i księgarz (więc mamy też udział w tej historii), który kupuje tajemniczą księgę w roku 1912. Od tego czasu trwają do dziś nieustanne próby analizowania i odkrywania tajemnicy manuskryptu angażujące najlepszych językoznawców, najlepsze uniwersytety a nawet najsłynniejsze zespoły profesjonalnych kryptologów. Ich badania są jednak wciąż bezskuteczne, bo dalej nie wiemy co jest tak naprawdę napisane w tej książce.
Dokładne badania za pomocą izotopów wskazują na czas powstania księgi pomiędzy rokiem 1404 a 1438. Składa się ona z 230 ponumerowanych welinowych stron (części brakuje) zapisanych tajemniczym pismem. To właśnie pismo jest największą zagadką, bo pomimo wysiłków zespołów, które złamały tajne kody w czasie II wojny światowej ani zaangażowaniu najlepszych językoznawców – manuskryptu Voynicha nie daje się racjonalnie odczytać. Pojawiło się wiele hipotez: od przypisywania autorstwa Rogerowi Baconowi (filozof i fizyk), Johnowi Dee (mistyk i alchemik) czy Jakobius’owi Sinapsius’owi (medyk i alchemik), którzy mieli w księdze zawrzeć tajemnicze receptury, a może i zaklęcia, po poszukiwanie analogii do języków starogermańskich, mandaryńskiego a czasami do khmerskiego lub laotańskiego. Niektórzy uważają, że jest to wyłącznie szyfr (znowu kolejne kilkanaście hipotez), inni że tajemniczy zapomniany język, a nawet niektórzy szukają rozwiązania w mikrośladach (mikrografia – drobne ślady zapisane w samych literach). Nie pomaga też analiza wielu obecnych na stronach manuskryptu obrazków – są to w większości tajemnicze rośliny – nie występujące nigdzie na świecie (najlepszym specjalistom botaniki udało się zidentyfikować zaledwie 2-3 podobne), albo tajemnicze układy gwiazd (nie występujące w znanym nam kosmosie). Są też czasami obrazy zielonych postaci mężczyzn i kobiet, zwykle też w tajemniczy sposób pojawiających się w bulwach nieznanych roślin. Księga pozostaje do dziś wielką nierozwiązaną tajemnicą (żadna z hipotez nie jest do końca przekonująca i uznana) i spoczywa w bibliotece Uniwersytetu w Yale (być może ktoś chciałby rozwiązać wreszcie tajemnicę). Na koniec można przytoczyć ostatnie dwie hipotezy – pierwszą, że księga jest jedną wielką mistyfikacją, a cały alfabet, zdania i rysunki nie mają żadnego sensu, a zostały jedynie pracowicie stworzone dla wyłudzenia pieniędzy od bogatych kolekcjonerów rzadkich i tajemniczych ksiąg. Jest jeszcze druga hipoteza, którą szczególnie lubię, że cała księga Voynicha to sekretny opis świata aniołów – opis ich gwiazd i roślin – wszystko za pomocą prawdziwego anielskiego języka – i ten kto go pozna będzie mógł się z tą częścią nieznanego świata łatwo skomunikować.
Jeśli ktoś uważa z kolei, że sposób pisania tajemniczych ksiąg lub paragrafów całkowicie zaginął to jednak warto zwrócić uwagę na pewne działania legislacyjne (znowu udział naszego kraju) i tu przypomnieć sobie słynną już uchwaloną w grudniu „ustawę o prądzie” (Ustawa z dnia 28 grudnia 2018 r. o zmianie ustawy o podatku akcyzowym oraz niektórych innych ustaw). Pomimo wprowadzenia tej ustawy już ponad miesiąc temu, wciąż trwają prace najlepszych ekspertów (a nawet konsultacje z komisjami Unii Europejskiej) jak ustawa ma działać i w jaki sposób odbije się to na rynku energii i działaniu wszystkich jego podmiotów.
Próbując opisać o co chodzi, na początek można zastanowić się jak dotychczas tworzono ceny energii (kolokwialnie „prądu”) dla odbiorców:
- Istniał rynek hurtowy i detaliczny
- Na rynku detalicznym, firma sprzedająca i kupująca energię (firma obrotowa) wiedziała w przybliżeniu ile energii potrzebują jej odbiorcy w danym okresie i w danych godzinach
- Na rynku hurtowym (rozsądna firma) zawierała kontrakty terminowe (np. roczna dostawa energii elektrycznej – można na giełdzie) w tzw. podstawie i szczycie i poza szczytem. Dodatkowo na tzw. rynku spotowym (Dzień Następny, Dzień bieżący) dokupowała energię (traderzy firmy ) szukając najlepszych okazji, tworząc portfel zakupowy
- Dzięki zawartym kontraktom terminowym można było określić ceny zakupu energii na dany rok – a więc po dodaniu odpowiedniej marży, łatwo określić jaka powinna być cena dla klientów końcowych (zarówno indywidualnych jak i przemysłowych) – a więc przedstawić tzw. taryfę dla odbiorców (którą dla indywidualnych klientów zatwierdzał jeszcze Prezes URE)
- Mniej rozsądne firmy nie zabezpieczały transakcji (nie zawierały kontraktów terminowych a tylko kupowały energię w hurcie „na bieżąco” – stąd też i problem – jak ceny hurtowe gwałtownie wzrosły to ich koszty zakupu wzrosły analogicznie i przekroczyły przychody ze sprzedaży energii na rynku detalicznym (tu cen nie daje się zmienić szybko, ale dopiero po pewnym czasie)
- Na skutek kilka czynników ceny energii na rynku hurtowym silnie wzrosły m.in. wzrost cen węgla oraz uprawnień do emisji CO2 (elektrownia węglowa produkuje trochę poniżej 1 t CO2 na 1 MWh i za taką emisję musi kupić certyfikat – choć w warunkach polskich jest to trochę bardziej skomplikowane, bo część certyfikatów jest darmowych). Ceny (średnia cena MWh) skoczyły na poziom ok. 300 zł /MWh (także w transakcjach terminowych na rok 2019) gdy poprzednio można było kupić energię mniej więcej po 170 zł/MWh. Obecnie rynek bardziej się uspokoił i ceny (rynek spot) wynoszą ok. 200 zł/MWh, ale cena na rynku terminowym (roczna 2019) dalej jest wysoka 260 zł/MWh.
- Wzrost cen (i szczególnie wysoka cena w kontraktach terminowych na kolejny rok) spowodował propozycje nowych taryf dla odbiorów, które oczywiście zawierały odpowiednie podwyżki. Jako efekt uboczny propozycje powyżej przedostały się do dyskusji politycznej i medialnej, gdzie wszystkie strony zaczęły odpowiednio obrzucać się stwierdzeniami – podrożeje – nie podrożeje. Dla politycznej chęci ustabilizowania ceny energii wprowadzono ustawę – za którą notabene zagłosowali prawie wszyscy posłowie, wszystkich partii politycznych.
Ustawa „o prądzie” – stan obecny (czego można się domyślać z obecnej treści ustawy)
- Zostają zmniejszone stawki opłaty akcyzowej oraz tzw. opłaty przejściowej (to rekompensata za podpisane i rozwiązane z wejściem Polski do UE kontrakty na sprzedaż energii gwarantowane przez państwo – forma niedozwolona w UE, kontrakty były nawet na 25 lat – więc obecnie rekompensowane). Zmniejszenie tych opłat to forma zmniejszenia podatków państwowych (mniejsze wpływy do budżetu, a w opłacie przejściowej właściwe neutralnie – tam koszty państwa rekompensowane są przez wzrost cen na rynku hurtowym – wtedy mniejsze rekompensaty). Zmniejszanie opłat daje szansę na tańszą energię dla klientów indywidualnych (15 zł/MWh taniej z obniżenia akcyzy, około 10-30 zł/MWh za opłatę przejściową – to dla tych co zużywają więcej energii niż 1200 kWh rocznie).
- Wiemy, że ceny energii elektrycznej mają być zamrożone i przynajmniej dla odbiorców indywidualnych powinny być na poziomie jak w roku 2018 (ale nie wiemy jak to zrealizować)
- Wiemy, że starty firm sprzedających mają być rekompensowane (jeśli mają kupować energię na rynku hurtowym drożej niż sprzedawać w detalu), również nie wiemy dokładnie jak ma to działać.
- Dalej mamy być krajem realizującym europejską politykę (i dyrektywy) liberalizacji rynku energii jak również europejskie przepisy gwarantujące niezależność URE oraz niedopuszczające do nieuprawnionej pomocy publicznej dla przedsiębiorstw (trwają dyskusje z UE jak złożyć do siebie dwa niezbyt pasujące klocki).
Jakie na dziś widzimy rezultaty wprowadzenia ustawy
- Firmy sprzedające energię nie wiedzą jak sprzedawać (nikt nie potrafi dokładnie wyznaczyć ceny), bo nawet jak określi dokładnie swoje koszty (kupi energię z kontraktami terminowymi) to według ustawy musi dać ceny jak w 2018 (poprzednio w ogóle byłaby to sprzedaż ze stratą, teraz po pewnym ustabilizowaniu rynku i uwzględniając zmniejszenie akcyzy dalej trudno złapać zysk).
- Nie ma konkretnych rozporządzeń do ustawy, które maja wyjaśnić jak działać na rynku (np. jak zrobić cenę detaliczna niższą od hurtowej)
- Nie wiadomo do końca czy ustawa będzie zaakceptowana przez UE – wiadomo, że w kilku punktach na pewno nie i potrzebna będzie nowelizacja
- Sprzedawcy energii przestają wystawiać oferty dla klientów (nie wiadomo za jaka cenę sprzedać i nie wiadomo czy można na tym zarobić – nawet wiadomo, że nie można, ale nie wiadomo czy da się zrekompensować straty)
- Zamarł rynek zmiany sprzedawców (klienci indywidualni nie szukają lepszych ofert – bo nie wiadomo jakie są, a wszystkie i tak mają być jak w 2018, zresztą sprzedawcy nie chcą sprzedawać), ilość miesięcznych zmian sprzedawców spadła kilkakrotnie
- Koncerny energetyczne gwałtownie rewidują swoje plany biznesowe – bo nie wiadomo do końca jakie przychody będą w tym roku (wobec tego na wszelki wypadek są modyfikowane plany inwestycyjne)
- Wszystko ma się wyjaśnić do końca tego kwartału i ewentualnie mają być naliczane i wystawiane faktury korygujące i rozliczenia rekompensujące, aczkolwiek nie ma rozporządzeń jak, jest za to powołany zespół do analiz
- Temat cen energii elektrycznej (”prądu”) zniknął z polityki i mediów, bo nie jest już popularny i nie da się na tym ugrać punktów procentowych poparcia (idzie „Wiosna” i wybory europejskie)
- Rynek energii w Polsce zamarł i po części powrócił do rozwiązań sprzed 20 lat.
Patrząc i analizując – dalej wszyscy specjaliści … nie wiedzą o co chodzi. Mnożą się teorie i koncepcje po co w ogóle była ta ustawa (jeśli nie tylko politycznie) i jak należy ją zmodyfikować żeby cokolwiek zaczęło działać. Jako jedno z rozwiązań najbardziej sensownych, wydaje mi się zostawienie obniżki podatku akcyzowego i opłaty przejściowej, a następnie wyrzucenie wszystkich rozwiązań stałych cen i dziwacznych metod rekompensat i powrót do normalnego wolnego rynku – w końcu na rynku mleka czy benzyny nie stosujemy cen ustawowych czy też nie wprowadzamy ustaw, mówiących o tym, że mleko ma kosztować tyle co w poprzednim roku. Rynek automatycznie sam się zreguluje, a przy obecnych poziomach cen na rynku hurtowym podwyżki cen energii (i propozycje taryf) nie powinny być większe niż 20% – 40% (w komponencie za energię) i około 10-25% w całkowitym rachunku za energię elektryczną dla klientów indywidualnych (jest on sumą opłaty za energię, która wzrośnie, opłaty za dystrybucję, która pozostanie stała i podatków – które spadną). Może też będzie możliwość wyboru „lepszych sprzedawców”, którzy mogą zabezpieczyć swoje pozycje i dać lepsze ceny. No tak, ale w tym przypadku należałoby także wyeliminować dyskusję o energii („prądzie”) z kłótni i sporów politycznych (co w roku wyborczym jest niemożliwe)
I w ten sposób wracam do manuskryptu Voynicha – już chyba łatwiej odcyfrować i zrozumieć te tajemnicze zapiski.
Zastanawiam się w jaki sposób karać urzędników / polityków za psucie prawa i w konsekwencji Państwa. Jakby nie analizując wychodzi mi ,że najskuteczniejszą kara była by konfiskata mienia i wersja chińska (za łapówki). Czasami czytając ustawy ….mam pierwotne instynkty wobec ich twórców. I jak tutaj być normalnym człowiekiem.
Jak zwykle to na nas podatnikach odbije się to że rząd postanawia w roku wyborczym zrobić sobie przerwę od decyzji odnośnie energetyki
Rok wybroczy jak święta krowa , oj ludzie się zdziwią