Język polski pełen jest wyrażeń frazeologicznych w których występują nazwy państw. Wiele z nich jest nadzwyczaj trafnych i aktualnych , a nawet związanych z wydarzeniami ostatnich dni. Na przykład – „udawać Greka” – w świetle wczorajszych zamieszek w Atenach i innych miastach, miliardowego deficytu i jak słyszałem właśnie w radiu – dziury w budżecie większej niż wszystkie greckie wyspy – podobno mają pieniędzy jeszcze tylko na 15 dni. Grecy świetnie „udają” – pieniędzy nie oddamy, musimy pożyczyć jeszcze więcej, a to wszystko wina tych co pożyczali no może też tych co fałszowali statystyki więc niech oni oddają . Aktualne nad wyraz jest też połączenie przymiotnika z kraju Francja z miłością , w świetle zachowań francuskiego przewodniczącego Międzynarodowego Funduszu Walutowego i jego nowojorskich przygód z pokojówką i aparatem sprawiedliwości.
Gorzej nam idzie z kulinariami. Pierogi ruskie wzbudzą duże zainteresowanie i zdziwienie gdziekolwiek za Bugiem , dopiero po dłuższej chwili musimy się dogadać, że najbardziej podobne są nawet nie pielmienie (to małe pierogi podobne do ravioli) ale warienki. Fajnie jest też z naszym Grekiem zjeść „rybę po grecku” – próbowałem raz – ale był dość zaskoczony dużą ilością marchewki. Kwintesencją narodowych nazw potraw jest śledź … ciekawe jak wiele osób w Tokio lub Osace zamówiło śledzia po japońsku – tak dobrze rozpoznawanego i docenianego w kraju nad Wisłą. Nie nasza to wina że Japończycy nie wiedzą co jest ich narodowym specjałem obok sushi.
Jesteśmy więc dobrzy w imporcie innych krajów. Jak zawsze cudze chwalimy a swego nie znamy – są niemieckie samochody, włoskie strajki, angielska flegma i amerykańskie filmy. Ale prawie nic polskiego !!!! Za to obcokrajowcy nam nieźle dokładają – polnishe Wirtshaft (Niemcy – szczególnie w latach 80-tych o polskiej gospodarce) i Polish jokes – ciężarem przytłaczające angielskie kawały i bawarskie opowieści. Warto chyba żeby znaleźć wreszcie jakąś polską specjalizację – coś co będzie nas wyróżniać wśród wszystkich narodów – rozpoznawalny symbol kraju nad Wisłą.
Szansa jest – i to spora – software. Okazuje się, że programowanie powoli staje się polską specjalnością a umiejętności polskich programistów – jedne z lepszych w świecie. Minęło sporo czasu od początku rozwoju wielkiej firmy SAP (niemiecka – oprogramowanie klasy ERP) – gdzie (jak mi sami Niemcy mówili) na początku rozpoznawano akronim jako Software aus Polen J (oczywiście raczej nie jako pochwała). Dziś jest zupełnie inaczej – nie wiadomo dlaczego – czy to wrodzona umiejętność improwizacji lub radzenia sobie w trudnych warunkach, ale programiści polscy stają się lepsi od innych. Hindusi są świetni , w ocenie niezależnej bardzo dobre przygotowanie techniczne …ale mniej fokus na rozwiązywanie problemów. Może to nasza historia – pokrętna, zmuszająca do szybkich decyzji, omijania problemów i kombinowania. Czekam wiec na „Polish software” światowa jakość produktów znad Wisły, symbol bardziej nośny niż loga z bocianem …. I myślę że jest na to duża szansa.
Coś w tym jest. To nie może być przypadek, że Polskie zespoły programistów są w czołówkach klasyfikacji i turniejów międzynarodowych (zresztą jak z kilku innych posocjalistycznych krajów).
To jest to co mi się w tej pesymistycznej Polsce podoba i daje korzyści. Odwieczna walka z najeźdzcą/systemem, przez lata wytresowani do wynajdywania luk w systemie totalitarnym. Po kilku pokoleniach naturalnej selekcji mamy w genach cwaniactwo lub jak to teraz można określić dar rozwiązywania i identyfikacji problemów.
To chyba dzięki temu z miejsca czujemy co może pójść nie tak – a to przecież wymarzone cechy programistów/hackerów, którzy instynktownie znajdują wady w tworzonym przez siebie (lub innych) oprogramowaniu.