Wszyscy oglądamy ostatnio mecze. Po końcu polskiej „grupy śmierci” (wszyscy odpadli), wreszcie można sobie pooglądać nowy futbol, który znacząco odbiega od dawnego stylu piłki nożnej. Po pierwsze cechuje się zalegalizowaną brutalnością. Obecnej piłce nożnej bliżej trochę do ręcznej – czyli wszyscy pchają, łapią za koszulkę, gniotą i trzymają na potęgę i właściwie sędzia powinien gwizdać każde starcie pomiędzy zawodnikami. Najlepiej widać to na polu karnym gdzie dwie gromady piłkarzy w strojach różnych kolorów, tworzą wzajemnie cisnące się pary taneczno-zapaśnicze. To jeszcze można zrozumieć – wszystko zaczyna być coraz bardziej siłowe i brutalne – także w ekonomii i polityce. Jest jednak też i druga strona mundialowych nowości. Prawie każdy kontakt zawodników kończy się teraz spektakularnym upadkiem i bolesnym skurczem, albo wręcz czymś w rodzaju drgawek umierającego piłkarza. Dopiero na zwolnionych powtórkach widać, że właściwie nikt nikogo nie dotknął, ale za to większość co lepszych piłkarzy opanowała do perfekcji grę aktorską i chyba powinni bez trudu znaleźć angaż zwłaszcza w filmach przedstawiających sceny agonii lub urywania nogi. Koncepcja „padania” stała się standardową taktyką wszystkich zespołów i teraz największym zadaniem obrońców w polu karnym jest nawet nie wybicie piłki, ale jak najszybsze odsunięcie się od szarżującego napastnika drużyny przeciwnej, który wiadomo, że zaraz spektakularnie się przewróci zaczepiając o nogi obrońcy (prekursorem tego stylu w zamierzchłych czasach był polski piłkarz Jan Furtok, który jak nikt umiał udawać podcięcie i na polskich i niemieckich boiskach wymusił niezliczoną ilość karnych). Nawet komentatorzy otwarcie mówią (to z jakiegoś ostatniego meczu) „zawodnik idzie w okolice pola karnego szukając faulu”. W końcu nie daje się odróżnić czy naprawdę jest faul czy to tylko udawanie, sędziowie zaczynają puszczać akcje jak leci z kopaniem po kostkach i tylko czasami pomaga w tym nowatorski system VAR ratujący naprawdę skrzywdzonych zawodników.

W podobny sposób jak nasza piłkarska drużyna, spisuje się tym razem na europejskim boisku regulacji klimatycznych nasza Polska cała. Właśnie przegrała kolejny „mecz ostatniej szansy” zaskarżając do Trybunału Sprawiedliwości ustawę o MSR (Market Stability Reserve – UE 2015/1814 z 6 października 2015). Wszyscy pisali o niej wielokrotnie i uważam, że tu akurat faule są ewidentne a nasze kostki i piszczele obite niemiłosiernie. Wyrok Trybunału Sprawiedliwości (czyli rodzaj unijnego VAR) jest dalej niekorzystny – a uzasadnienia w niektórych punktach już zupełnie kuriozalne (szczegółowe opisy można zaleźć w komentarzu PKEE np. TUTAJ

MSR wbrew swojej pięknej nazwie niczego nie stabilizuje, a zapewnia możliwość eliminacji części pozwoleń na emisję CO2 w europejskim systemie handlu emisjami (ETS – powołany Dyrektywą z 2003 roku). Problem, że na początku projektując system zaplanowano tych pozwoleń za dużo – wobec czego cena pozwoleń była niska – co z kolei nie promowało tak odchodzenia od węgla i inwestycji w OZE. Market Stability Reserve ma więc „stabilizować” i uprawnienia zdejmować z rynku co się właśnie dzieje i wręcz otwarcie mówi się o wzroście cen do minimum 15 Euro (osiągnięte już), a docelowo 30 lub 50 Euro za tonę. Polska zaskarżała MSR powołując się m.in. na artykuł 192 ust 2 c)TFUE, że jeśli podejmuje się regulacje, która wpływa na istotną zmianę jaką jest wybór paliwa w danym kraju (dla nas redukcja węgla w energetyce) to musi być ona jednomyślna (wszystkie państwa). Sędziowie Trybunału Sprawiedliwości wydali jednak wybór odrzucający skargę – tu kilka co „smaczniejszych kąsków” z wyroku, przetłumaczonych na język normalnych ludzi:

  • według TS nie można mówić, że MSR zmienia wybór paliwa (lub wpływa na energy-mix danego kraju), bo nie jest to zapisane bezpośrednio w jego treści 🙂 (czyli jakby wydać ustawę i powiedzieć, że jest to danina to już nie odnosi się to do podatków)
  • decyzja MSR jest „z definicji neutralna” na ceny uprawnień na emisję (to naprawdę kuriozalne 🙂  – czyli jakby zabrać część chleba z rynku to ceny w sklepach będą dalej neutralne i takie same)
  • decyzja MSR podjęta została w transparentnym procesie decyzyjnym (mimo, że do oceny i wysłuchań zaproszono tylko przedstawicieli „zielonej energetyki” bo według TS „niepubliczny charakter konsultacji nie może podważyć zgodności z prawem”  (czyli mamy obowiązek transparentności ale takiej specyficznej 🙂 )
  • nie ma problemu, że decyzję o uruchomieniu MSR podjęła Rada Europy (konkluzje 2014 ) na rok 2021 (wtedy głosowały wszystkie państwa i miała być jednomyślność i Polska za), ale zaraz zmieniła w toku wewnętrznych (już nie głosowanych z vetem) ustaleń z Parlamentem Europejskim na 2019
  • ale za to Trybunał potwierdził, że jeśli jest problem ze zbyt wysokim cenami CO2 to „można przerzucić koszty na odbiorcę końcowego” (dziękujemy w imieniu odbiorców końcowych i ich rachunków za energię).

Szczegółowe wnikanie w treść wyroku można mnożyć i odsyłam do specjalistycznych tekstów. Ale oglądając dalsze mundialowe mecze, pomyślmy jednak przez chwile, że trochę niesprawiedliwie  skopano nas w sprawie MSR i tu wcale nikt „nie szukał faulu” z naszej strony, a sędzia wbrew przepisom „puścił grę”. A to, że mamy zainstalowany VAR nie pokazuje wcale wszystkiego i nie pomaga jakby mogło, bo to znowu wszystko zależy jacy sędziowie siedzą przed monitorami. Jak na razie dla naszej drużyny nie ma sprawiedliwej decyzji – może powinniśmy jakoś dramatycznie zacząć udawać?

 

2 komentarze do “Mundialowa gra „na szukanie faulu” – czyli wyrok Trybunały Sprawiedliwości w sprawie MSR”

  1. Na tym boisku jednak sfaulowała pierwsza Dobra Zmiana i to od razu na czerwoną kartkę… najpierw wezwali Komisję Europejską, a póżniej jawnie lżyli z jej orzeczenia.

  2. Na tym boisku jednak sfaulowała pierwsza Dobra Zmiana i to od razu na czerwoną kartkę… najpierw wezwali Komisję Wenecką, a póżniej jawnie lżyli z jej orzeczenia.

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *