W naszym świecie jest raz cieplej raz zimniej. Teraz bombardowani informacjami o efekcie cieplarnianym i ciągłym wzroście gospodarczym, zapominamy, że w przyszłości może być dokładnie na odwrót. Śledząc to, co się działo przez tysiąclecia napotykamy wielkie epoki lodowcowe (lub lodowe jak piszą ortodoksyjni naukowcy), kiedy całe kontynenty pokryte były przez lodowiec, a fauna walczyła i ginęła w nieco bardziej dramatyczny sposób niż w animowanych filmach.
W czasach nowożytnych ludzkość również miała do czynienia z zimniejszymi okresami- jeszcze niedawno panowało bowiem coś co obecnie nazywa się Małą Epoką Lodowcową i jak to zwykle bywa w nauce, ciężko stwierdzić konkretnie okres jej trwania- niektórzy naukowcy jej początek datują na rok 1250, ale większość przeciąga start na okolice 1650, wszyscy natomiast zgadzają się co do daty zakończenia na 1900 r. Średnie europejskie temperatury roczne były niższe od dzisiejszych o ok 1°C, może nawet trochę niżej z uwagi na obecne bicie rekordów w górę, ale wystarczyło to do powstania zauważalnych zmian klimatycznych, które potem zmieniły zarówno życie codzienne jak i to wielkie geopolityczne. Skąd się wzięła Mała Epoka Lodowcowa znowu nikt dokładnie nie wie, ale wśród podejrzanych jest aktywność słoneczna – szczególnie niska (a możemy mierzyć ją ilością plam na słońcu). Na owe okresy przypadało zarówno tzw. Minimum Maundera (1645-1725) jak i Minimum Daltona (1790-1820) kiedy ilość plam była zupełnie znikoma i wielokrotnie mniejsza niż dzisiaj. Jeśli ta teoria by się sprawdziła i obecny trend dużej ilości plam słonecznych by się odwrócił to też i pakiet klimatyczny mamy z głowy. Ale podejrzanych jest więcej- na przykład jedna z teorii wskazuje na Krzysztofa Kolumba i odkrycie Ameryki, a następnie eksterminację jej rodzimych mieszkańców, którzy powszechnie stosowali wypalanie lasów – a więc przyczyniali się do większej emisji CO2. Hipotezy możemy mnożyć, ale ciekawe są też efekty polityczne, socjologiczne i społeczne nawet wydawałoby się drobnych zmian temperatury. Mała Epoka Lodowcowa to czas naprawdę zimnych zim i paradoksalnie ciepłych lat, jednak te pierwsze były bardziej spektakularne i wystarczyły, aby powierzchnia większości rzek, jezior i kanałów w Europie Zachodniej kompletnie zamarzała, a to z kolei miało bezpośrednio wpływ na dynamiczny rozwój łyżwiarstwa. Obrazy, które powstały w tych czasach w Anglii, Francji jak i Niderlandach pokazują niezliczone postacie łyżwiarzy, bale i maskarady, które odbywały się na lodzie, dostosowując do tego modę i zachowania towarzyskie. Sztukę łyżwowania pamiętam i ja z wczesnego dzieciństwa, kiedy też i u nas, chociaż znacznie później i w znacznie różniącym się wydaniu niż na zachodzie, nastała moda na łyżwiarstwo.
Pamiętam, jak gdzieś w końcu listopada wylewano wodę na podwórku i potem przez 2 -3 miesiące mieliśmy otwartą ślizgawkę. Dziś tego już nie ma, bo nie pamiętam też i zimy kiedy temperatura utrzymywała się poniżej zera przez dłuższy okres, a wobec tego sztuka ślizgania zupełnie zanikła i w porównaniu do średniej krajowej reprezentuje tzw. „expert level”. Mała Epoka Lodowcowa przyniosła też i plusy dla kultury z wysokiej półki, bo chłodniejsze zimy wpłynęły na tempo wzrostu drzew i finalnie bardziej zwartą strukturę drewna. Dzięki temu Stradivarius mógł konstruować swoje bajeczne instrumenty, których jakość jest niedościgniona do dziś zarówno z uwagi na geniusz twórcy jak i unikatowość materiału. W zjawiskach bardziej globalnych, epoka lodowcowa powodowała też znacznie niższe zbiory (Europa Zachodnia) a co za tym idzie okresowy głód. Z jednej strony pozwoliła zająć Polsce dominującą pozycję eksportera zbóż przy okazji napełniając nasze skarbce, za chwilę jednak poprowadziła Szwecję na drogę agresywnych podbojów (bo tam z kolei brakowało żywności) ułatwiając przemarsze wojsk przez Bałtyk, który wówczas regularnie zamarzał, co oczywiście opróżniło nasze skarbce. Epoka lodowcowa czy też jak wola naukowcy- lodowa przynosi zmiany. Zmienia na złe i na dobre- końcowy efekt trudno jest ocenić – bez kłopotów z zimnem nie weszlibyśmy w epokę rewolucji przemysłowej, powszechnego wykorzystywania torfu na początek, a potem węgla, a też i prozaicznie nie mielibyśmy ubrań z dziurkami na guziki jak i nowych rozwiązań ciepłych gaci.
Dziś mamy styczność z epoka lodowcową nie tylko w kinie, ale w gospodarce. Niektóre sektory będą jedynie chłodniejsze, a w niektórych temperatura spadnie wyjątkowo nisko. Szczególnym przypadkiem będzie polska informatyka – obszar ten pełen jest paradoksów- zarówno najbardziej innowacyjnych i pomysłowych rozwiązań jak i spektakularnych klęsk informatycznych projektów jakich nie powstydziłyby się kraje III świata. Ile wynosi wartość samego rynku IT w Polsce zależy od raportu i instytucji podającej dane: mamy 57 mld PLN (za dużo) wg Raportu Computerworld z 2014 jak i ok 4,1 mld $ wg Future Market Insights, natknąć się można również na 35 mld PLN wg danych PMR czy 35-40 mld wg danych Ministerstwa Gospodarki. Jak kto liczy tak wychodzi, bo branża IT jest pojemna i jak dwie dekady temu było łatwiej (bo głownie chodziło o sprzęt) tak teraz cała powiązana infrastruktura (właściwie nie ma rozwiązania na rynku bez IT), a także i same wartości usług, które przez systemy IT się dziś sprzedaje. Dla mnie bardziej istotny jest ten kawałek rynku związany stricte z IT, czyli takie IT w starym rozumieniu – dostawa sprzętu, licencji, usług i zintegrowanych usług informatycznych – czyli pracy ludzkiej- analityków, architektów, developerów, testerów i zespołów wdrożeniowych. Ten segment w Polsce zawsze przypominał dwupasmowa autostradę o coraz większym natężeniu ruchu (rynek rośnie o ok. 4-5% w latach kiepskich, a nawet i 12-15% w lepszych). Po prawym pasie (tym od pobocza) sunęły zawsze majestatyczne ciężarówki dużych projektów ze sfery „public” – systemy, które miały zrewolucjonizować nasz kontakt z urzędami, podatkami, lecznicami zdrowia, a czasami nawet pomóc w liczeniu wyborczych głosów. Po lewym pasie suną szybkie wyścigówki outsourcingu dla klientów zachodnioeuropejskich i amerykańskich – polskie specjalizacje BPO w IT, gdzie musimy konkurować ceną z Indiami, ale wybijać się kreatywnością, jakością i terminowością usług. Ruch zawsze był spory, deficyt informatyków w Europie zachodniej, generalny wzrost zastosowań IT i konieczność budowy nowych systemów napędzały koniunkturę na przenoszenie usług i developmentu do Polski (z polskich usług w tym obszarze korzystają właściwie prawie wszyscy wielcy gracze), a jednocześnie hojne dotacje funduszy strukturalnych generowały wielkie, ministerialne projekty informatyczne o ciekawych nazwach i skrótach. Dziś… jesteśmy w przededniu karambolu. Dotychczas ruch był płynny, ponieważ nie było większych zawirowań, a i fundusze płynęły zgodnie z planem.
Paradoksalnie oczywiście, co zawsze powtarzam- Polska jest krajem niesłychanie utalentowanych informatyków, który niestety nie umie radzić sobie z projektami informatycznymi. Większość wielkich projektów informatycznych… nie działa lub działa w inny sposób niż sobie wyobrażamy. Pomijając ewidentne wtopy i wstyd jak przy poprzednim systemie informatycznym do wyborów, to i tak te największe przedsięwzięcia są wielce problematyczne. Rejestr samochodowy (coś nie za bardzo działa) , systemy informacyjne ZUS (bez komentarza… może to nie tylko dla mnie jest dziwne, że aby dostać profil do systemu należy iść do urzędu, podpisać odpowiednie papiery i wystać swoje w kolejce jak za dawnych lat), nie mówiąc o elektronicznych podatkach, które jakoś dziwnie przypominają mi rozwiązanie sprzed lat 5 (które o dziwo działało) a system, który miał wypełniać dane automatycznie najpierw wymaga ode mnie żebym sam sobie podatki policzył i dopiero wpuści mnie do formularza, jeśli u mnie i w systemie policzone jest tak samo. Absurd na miarę Kafki – przecież skoro i tak sam liczę, to co to za automatyczne wypełnianie). Teraz, jak przy każdej zmianie rządowego rozdania, a potem odpowiednich stanowisk ministerialnych, na tym pasie informatycznej autostrady powstanie ogromny korek. Było tak i lat temu 8 i 10 i jeszcze dawniej i tak samo będzie teraz. Czeka nas na początek całkowite wstrzymanie nowych przetargów informatycznych i gruntowne audyty istniejących rozwiązań. Niewątpliwie szereg spraw na pierwsze strony gazet, a pewnie też i powrót do infoafery, która miała być matką wszystkich afer, a jakoś zasnęła snem kamiennego spokoju w niektórych prokuratorskich szafach. Kolejna Mała Epoka Lodowcowa nastąpi już wkrótce a wraz z nią złe czasy dla firm IT, które korzystają głównie z rządowych zamówień i działają na rynki „public”. A jeszcze gorzej jeśli mają w toku niezakończone projekty z przesuniętymi aneksami i koniecznością dodatkowego developmentu. Tymczasem bowiem, lewy pas info-autostrady (ten outsourcingowy) biegnie do przodu jak szalony. Zamówień na rynku jest coraz więcej, coraz więcej jest również zamówień bezpośrednich z zagranicy po dobrych stawkach.
Rynek programistów to rynek pracowników, a nie pracodawców, w którym jest ciągły wyścig o wyższe płace i lepsze warunki pracy, których nie powstydziłyby się najlepsze firmy z Doliny Krzemowej, a więc i developerzy zmieniają firmy często i chętnie. Firmy cierpią nie tylko z powodu wyższych kosztów, ale przede wszystkim z uwagi na problemy ze stabilnością zespołów i właściwie ciągłą koniecznością ich uzupełniania. Na takim rynku państwowe posady (kierowników projektów) jaki i firmowe (development dla państwowego klienta po starych słabych stawkach) nie są jakąś zachwycająca perspektywą. Szereg następnych miesięcy będzie więc bardzo dynamiczny. Możemy spodziewać się wielu newsów ze świata informatyki w mass mediach, jak również dynamicznych zmian – przejmowania, łączenia, kupna, a może i upadłości firm. I jak zawsze przy zmianie klimatu –przewidywać można też zmiany socjologiczne i technologiczne. Przez pewien czas będzie dominowało nieco inne podejście do terminów i kar umownych (bezwzględne) i braku możliwości dostarczania fikcji zamiast gotowych systemów. Przez pewien czas będzie to też czas rynkowych dramatów i spektakularnych problemów w wielkich firmach informatycznych. Ale jak to z Małą Epoką Lodowcową bywa – pewnie i stworzy materiały na niezwykłe dzieła jak u Stradivariusa, a może i zapoczątkuje nową rewolucję technologiczną. Wcześniej czy później jednak epoka lodowcowa się skończy.