Ostatnie dni to wzmożona ukraińsko-polska dyskusja (a nawet początek kłótni) o pomniki lwów na Cmentarzu Łyczakowskim. 1 listopada bowiem to także 100-tna rocznica początku starcia o Lwów i bolesnej wojny z 1918 -1919 roku.
Koniec Wielkiej Wojny (którą wówczas uważano na ostatnią) w 1918 to także początek wielkiego bałaganu w centralno-wschodniej Europie. Na gruzach wielkich dynastii, powstawały niezależne państwa narodowe, a wszystkie obszary gdzie zamieszkiwała ludność mieszana, pogrążyły się w sporach prowadzących do bratobójczych walk. W szczególnie bolesny sposób wykuwała się niepodległość Polski i Ukrainy na terenie dawnego Cesarstwa Austro-Wegierskiego – Galicji Wschodniej. Dla cesarstwa była to najbardziej odległa i mało istotna prowincja, w praktyce będąca wybuchowym kotłem narodowościowym. Polacy przeważali w miastach (Lwów to co najmniej 60% Polacy, pozostałe grupy narodowościowe to Żydzi i dopiero potem Ukraińcy, ponad 80 % mieszkańców podawało język polski jako ojczysty), ale już w całej Galicji proporcje są odwrócone, bo 70% (wg. austriackiego spisu z 1910) to Ukraińcy. Obie grupy narodowościowe dążą do powstania niepodległego państwa – Polacy jako odzyskanie niepodległości po latach zaborów i odnowa istnienia Rzeczypospolitej na tych terenach, Ukraińcy jako efekt przebudzenia narodowego i powstania zarówno literatury narodowej jak i koncepcji własnego państwa z drugiej połowy XIX wieku (Iwan Franko i inni). Wszystko zaczyna się w nocy z 31 października na 1 listopada 1918, na głównych budynkach Lwowa pojawiają się ukraińskie flagi i ogłaszana jest niepodległość tzw. Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej (to coś innego niż Ukraińska Republika Ludowa, która powstała w podobnym okresie w Kijowie). Spontaniczna reakcja polskich mieszkańców Lwowa jest natychmiastowa, choć nie ma realnie polskiego wojska, w ten sam dzień, za broń chwytają zwykli ludzie a przede wszystkim młodzież – i to studenci, gimnazjaliści a nawet uczniowie szkół podstawowych. Tak właśnie budzą się „orlęta lwowskie” i tak też rozpoczyna się walka o Lwów, a następnie i cała wojna polsko-ukraińska 1918-1919. Pomimo początkowej przewagi sił ukraińskich, Polacy utrzymują przyczółki we Lwowie, za chwile odzyskują kontrole nad Przemyślem (to kolejne miasto walk) i zaczynają dostarczać posiłki, tak aby pod koniec listopada uzyskać przewagę w mieście. Początkowo po obu stronach walczą uzbrojeni cywile lub zdemobilizowani żołnierze z Wojny Światowej, ale z czasem zmieniają się w narodowe formacje regularne (po stronie ukraińskiej tzw. Armia Halicka). Ukraińcy po początkowym wycofaniu się z miasta, mają generalnie przewagę, więc podejmują próby odzyskania kontroli nad Lwowem i przecięcia linii zaopatrzenia, ale heroiczna walka polskich obrońców utrzymuje stan posiadania aż, do z kolei polskiej ofensywy w maju 1919. W tym momencie jest już regularna Armia Polska (wzmocniona przybyciem z Francji Armii Hallera) i tym razem przewaga wojskowa po stronie polskiej (zresztą połączonej sojuszem z Rumunią, która na swoich granicach atakuje ukraińskie przyczółki). Ofensywa odrzuca wojska ukraińskie definitywne uwalniając Lwów. Pomimo jeszcze jednego desperackiego kontrataku sił ukraińskich, w lipcu 1919 cała Galicja Wschodnia znajduje się w polskich rękach. Wojna polsko-ukraińska przynosi po kilkanaście tysięcy zabitych po każdej ze stron i głębokie, niemożliwe do zagojenia rany polsko-ukraińskie. Kiedy w 1920 Józef Piłsudski w nadziei utworzenia wolnej Ukrainy, rusza na tzw. wyprawę kijowską w sojuszu z Symonem Petlurą, na terytorium Galicji Wschodniej (Ukrainy Zachodniej) Polaków nie poparł ze strony ukraińskiej ani jeden człowiek. Relacje polsko-ukraińskie wyglądają bowiem odmiennie z perspektywy Warszawa – Kijów niż Przemyśl- Lwów. Symon Petlura to przywódca tzw. Ukraińskiej Republiki Ludowej (URL), powstałej w Kijowie. Dla URL zawsze głównym wrogiem była Rosja – albo w postaci wojsk Denikina (białego generała Rosji carskiej) albo bolszewików (Rosji Radzieckiej). Dla Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej (ZURL -pierwotnie Lwów, następnie miasta Ukrainy Zachodniej) to Polska jest pierwotnym nieprzyjacielem, bo z nią o sporne terytoria toczą się walki. Ten historycznie tragiczny dualizm, jest głównym problemem jakichkolwiek prób porozumienia i sojuszu polsko-ukraińskiego i też spowodował klęskę koncepcji Piłsudskiego o Ukrainie federalistycznej i potem krytyczne walki wojny polsko-bolszewickiej, w tym ponowną obronę Lwowa znów przez „lwowskie orlęta”, ale tym razem przed Armią Czerwoną w 1920. Patrząc dalej to już koniec marzeń o wolnej Ukrainie w 1921 i polska władza nad Galicją Wschodnią w czasach międzywojennych z całym bagażem sporów narodowościowych i w konsekwencji tragiczne wydarzenia i rzezie w kolejnej Wielkiej Wojnie i jeszcze po jej zakończeniu.
Na tym kontekście historycznym pojawiają się Lwy. Dla upamiętnienia bohaterskich walk młodzieży lwowskiej (jak i wszystkich walczących o polski Lwów w latach 1918-1920) powstaje monumentalna nekropolia na Cmentarzu Łyczałkowskim. Projekt Rudolfa Indrucha (notabene uczestnika walk) jest architektonicznie piękny i imponujący w monumentalistycznym stylu art deco (zdjęcia dostępne w internecie), a budowana z wielkim nakładem sił i środków całość gotowa jest w 1934 roku i zgodnie z ówczesną polityką rządu, podkreśla polskość ziem i bohaterstwo obrońców. W oczywisty sposób odbierane jest to negatywnie przez Ukraińców, widzących w panteonie łyczakowskim symbol polskiej dominacji i krachu marzeń niepodległościowych. W takich sprawach oczywiście kluczowe są symbole i pomnikowa replika miecza – Szczerbiec (dla Polaków narodowa relikwia – przypominając wg. legendy miecz wyszczerbiony przez Bolesława Chrobrego o Złotą Bramę podczas łupieżczej wyprawy zdobycia Kijowa, więc naturalnie odmiennie odbierany przez Ukrainę) oraz dwa Lwy. Pomnikowe wielkie, lwy znajdowały się przy głównej bramie (Brama Chwały), pierwszy z nich (patrząc w bramę – lewy) dzierżył tarczę z ówczesnym symbolem Lwowa i mottem Semper Fidelis (Zawsze Wierny), a drugi, prawy, z kolei godło Rzeczypospolitej i napis „Tobie Polsko”. Ponieważ sama budowa nekropolii łyczakowskiej, a następnie huczne obchody otwarcia i wielokrotnych imprez patriotycznych w latach międzywojennych – to od początku lwy koncentrują narodowa dyskusję o polskich korzeniach Lwowa (i jednocześnie negatywne nastawienie Ukraińców jako przejaw polskiej dominacji). Po wojnie nekropolia nie była remontowana i podupadała, zgodnie zresztą z radziecką koncepcją powolnego lub szybszego niszczenia jakichkolwiek symboli narodowych. W latach 70-tych ubiegłego wieku, cmentarz zaczęto nawet masakrować za pomocą buldożerów, a posągi Lwów zabrano z ich miejsca spoczynku, ale o dziwo nie zniszczono, ale po prostu porzucono w niektórych miejscach Ukrainy (jeden wylądował przy drodze z Lwowa na Winniki, drugi w lwowskim parku). Oczywiście wraz z niepodległością Ukrainy i zmianach politycznych w Polsce lat 90-tych wróciła także dyskusja o renowacji Cmentarza Orląt i po długich negocjacjach podpisano nawet porozumienie, które umożliwiło renowację zabytku (aczkolwiek literalnie czytając był tam paragraf, że na Cmentarz ma NIE powrócić ani Szczerbiec ani Lwy). W 2015 pomnikowe Lwy znowu są na starym miejscu (inicjatywa polskiego Towarzystwa Opieki nad Grobami Wojskowymi), co prawda nie mają napisów na tablicach, ale wystarczająco wzbudzają stare dyskusje. Polskie odczucia to pamięć o bohaterskich przodkach i wielkim poświęceniu patriotycznej młodzieży, ukraińskie rozumienie to ponownie polska dominacja („symbol polskiej militarnej okupacji Lwowa”) i protesty wobec stwierdzeń „obrońcy Lwowa”, bo Ukraińcy traktują wydarzenia z listopada 1918 odmiennie. W pewien sposób można by patrzeć przez analogię polskiego podejścia do „pruskich orłów” na budynkach i cmentarzach Ziem Odzyskanych (usuwanych jako symbol niemieckiego czy też pruskiego imperializmu), czy też polskiemu traktowaniu tzw. Wież Bismarcka (budowanych w latach 1869–1934 przez Niemców wież mających sławić w ich rozumieniu dokonania tego polityka – zostało niespełna 17 z ok. 40, ale raczej nie są propagowane jako zabytki). Problem Lwów jednak trudno jest po obu stronach rozwiązać na spokojnie, budzi bowiem o wiele więcej kontrowersji, szczególnie im bliżej polsko-ukraińskiej granicy. O ile z punktu patrzenia Warszawa-Kijów są to na pewno bolesne wspomnienie i problem który utrudnia dwustronne porozumienie (geopolitycznie korzystne dla obu stron), to z perspektywy Przemyśl (warto popatrzeć na ostatnia kampanie samorządową) a Lwów (ukraińscy radni obwodu Lwowa) to rana, która się nie zabliźni i rzecz nie do ustąpienia. Na razie strona ukraińska już od dawna zasłoniła Lwy płytami paździerzowymi (zdjęcia można zobaczyć w Internecie), a radni obwodu Lwowa (nieznaczną większością) właśnie teraz przegłosowali deklarację o żądaniu definitywnego ich usunięcia. Odpowiedź polska to pozostawienie lwów na miejscu i (być może) w przyszłości odsłonięcie, a może i restauracja napisów na tablicach. Problem trwa i cały czas otwiera niezabliźnioną ranę – na razie i o tyle dobrze, że 100-lecie i 1 listopada upłynęło w miarę cicho i spokojnie, a polski wiceminister brał udział w świątecznych uroczystościach na cmentarzu przy Lwach opakowanych w drewniane skrzynie. Patrząc z Kijowa i śledząc ukraińskie główne portale i prasę, nie widać aby problem był widoczny (lub też specjalnie podnoszony) i nie pojawiły się na szczęście żadne artykuły ani nawoływania do rozdmuchania problemu. Patrząc z Warszawy, widać stonowane protesty rządowe i także tendencję do wygaszenia emocjonalnej dyskusji. Konflikt jednak zawsze może wybuchnąć (np. na zamówienie), w każdym momencie ze zdwojona siłą i być może lepszym miejscem dla lwów byłoby jednak polskie narodowe muzeum niż ciemny kąt za paździerzową płytą.