Nasze wyobrażenie o USA jest podświadomie pozytywne. Lata spędzone z atrakcyjnymi filmami o dobrym zakończeniu czy coraz bardziej rozebranymi piosenkarkami w teledyskach, tworzą obraz krainy wiecznej szczęśliwości gdzie prawo jest przestrzegane, a dobro obywateli ważne ponad wszystkim. Tak jak większość obrazów z podświadomości to rodzaj iluzji lub utopii bo dlaczego niby Stany Zjednoczone Ameryki miały być inne niż wszystkie. O ile jednak Amerykanie robią błędy jak wszyscy to nie można im zarzucić że na błędach się nie uczą , bo wręcz przeciwnie i szybkość reakcji lepsza niż gdzie indziej (na pewno zasługa prawników wypluwających kolejne pozwy z szybkością karabinu maszynowego) jak i legislacja , pewnie której mimo wszystko należy zazdrościć (pisze to patrząc na smętnie przewiązane taśmą, cuchnące w lipcowym słońcu, czarne worki ze śmieciami, których przez kolejne dni nie odbiera nowa firma wyłoniona w gminnym przetargu na podstawie nowej ustawy śmieciowej).
Może trochę na osiedlu śmierdzi (i pewnie inne osiedle w innych miastach maja podobne organoleptyczne odczucia) ale przynajmniej niebo nad nami jest przejrzyste i widzimy białe chmury na niebieskim tle. To zasługa …. zdarzeń z Donory w Pensylwanii – małego przemysłowego miasteczka, położonego około 40 km na południe od Pittsburgha – wielkiego centrum przemysłu metalurgicznego (koniec XIX i do lat 70-tych XX wieku). W roku 1948 Donora przezywała industrialny rozkwit, wielkie cynkownie pracowały na okrągło dając oczywiście prace, pieniądze ale i dodatkowe przyjemności w postaci niekontrolowanych zanieczyszczeń. Dziś wydaje się to nieprawdopodobne, ale do lat 60-tych w USA (i w całym świecie) nie było bieżącej kontroli standardów emisyjnych, czystości powietrza, wobec czego wszelkie korporacje produkcyjne dawały do pieca bez ograniczeń, a krajobrazy z dymem i smogiem były standardem, nie budzącym żadnych wielkich protestów.
Krajobraz w Donorze – bardzo często układ atmosferyczny powodował ciężki smog i prawie kompletny brak widoczności na ulicach – w całym przemysłowym rejonie Pittsburgha zapalone latarnie na ulicach w środku dnia to był standard. Problem szczególny przyszedł 27 października 1948 kiedy szczególny układ pogodowy spowodował inwersje temperatur i długotrwałe utrzymywanie się zanieczyszczeń w dolinie Donory. Przez następnych kilka dni mieszkańcy zaczęli uskarżać się na problemy zdrowotne, a zaraz przybrało to rozmiar prawie epidemiologiczny, bo rozpoczęły się masowe transporty do szpitali a następnie zgony (20 osób i ponad 800 zwierząt domowych bo i na nie padł pomór). Katastrofalny smog trwał kilka dni (do 31.10), początkowo wielkie koncerny metalurgiczne nie zgadzały się na wyłączenie pieców (ruch ciągły) ale pod naporem opinii publicznej i wciąż rosnącej lawinowo liczby zgonów, finalnie wielkie piece odstawiono (ale na króciutko) i to wystarczyło po pomogła przyroda zsyłając silny wiatr a potem deszcz, który na koniec oczyścił niebo nad Donorą. Wydarzenia oczywiście spowodowały pozwy sadowe, rozprawy, a więc komisje, badania i opinie biegłych. W wyniku pierwszych naprawdę kompleksowych badań nad wpływem zanieczyszczeń na populację odkryto dość przerażające ówcześnie, a pewnie oczywiste dziś fakty, że niekontrolowane zanieczyszczenia miały wpływ na zdrowie i przeżycie tysięcy mieszkańców, a sytuacja z traktowaniem smogu przemysłowego jako czegoś normalnego nie mogła już trwać dalej.
Konsekwencje wydarzeń w Donorze to uchwalenie (1963) Clean Air Act ( potem jeszcze w szeregu innych modyfikacji 1970, 1977 i 1990) – kompleksowej amerykańskiej ustawy dotyczącej zanieczyszczeń w powietrzu. Konsekwencją także powołanie EPA (Environmental Protection Agency) bieżąco kontrolujących stan atmosfery i kolejne wersje standardów emisyjnych, a potem rozwój w systemy handlu zanieczyszczeniami. Też i kolejne działania po drugiej stronie oceanu bo Europa dołączyła gdzieś od roku 1973 i nawet (obecnie) prześcignęła USA w rygorystycznej kontroli atmosfery. Sama lekcję z Donory należy rozpatrywać w kilku aspektach – po pierwsze jak widać koncerny przemysłowe zawsze charakteryzują się zerową zdolnością przewidywania skutków swoich działań – zawsze emitują , trują lub używają niebezpieczne substancje do momentu jakiejś katastrofy i pozwów sadowych (jak widać zawsze działanie podporządkowane jest aktualnym wynikom finansowym i chyba nie ma przypadku żeby przewidywać, że należy może zainwestować w ochronę środowiska bo to się opłaci). Nawet bardziej jeśli przyjrzeć się dokładniej wynikom badan – a okazuje się że szczególny problem w smogu 1948 roku miał chyba drugie dno i nie były to tylko zwykły pył a prawdopodobnie (koncern się nie przyznaje) doszło także do uwolnienia dużych ilości związków fluoru który ma ta cechę że szybciej doprowadza obywateli do śmierci, ale też jest niewykrywalny w razie autopsji, wiec do końca nie można było jasny sposób udowodnić że Donora była katastrofą przemysłową, a nie nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności spowodowanym warunkami pogodowymi. Finalnie – musi istnieć równowaga pomiędzy przemysłem a regulującym jego działanie normami ochrony środowiska, wpływem na ludzi i zwierzęta i globalna ochroną przyrody. Równowaga będąca jednocześnie balansem , bo jak się okazuje duża część mieszkańców Donory …. żałuje dawnych czasów. Przemysł ciężki wcześniej czy później stał się passe w okolicach Pittsburgha i do lat 70-tych zamknięto wszelkie zakłady przemysłowe a Donora kompletnie podupadła. Gdzie przeniesiono produkcję zanieczyszczająca naszą atmosferę i czy może zastosowano super ekologiczne, wydajne filtry i separatory dla nowego wspaniałego świata ?
To naturalnie współczesne Chiny i obrazki jak z Donory, z połowy ubiegłego wieku, a może i znacznie gorzej bo w tej chmurze smogu jest pewnie i cynk i fluor i tysiące innych świństw. Idealistycznie zaostrzamy własne normy (na pewno i słusznie), a przymykamy oko na jeszcze gorsze światowe zanieczyszczenia, zwłaszcza jeśli kupujemy tanie produkty w hipermarkecie. Największym problemem dzisiejszego świata nie jest już CO2 emitowane w Europie czy polskie skamieliny węglowe (aczkolwiek na pewno coś trzeba zmieniać) ale rzeczywistość brutalnego ekonomicznie świata – od palenia śmieci i najgorszych węgli w małych piecach bez jakiegokolwiek oczyszczania w okolicach Krakowa (prezent dla mieszkańców) aż do zupełnie katastrofalnych działań w Chinach, Indiach czy Brazylii. Przyjemność z przenoszenia produkcji (niskie koszty), fajnych zakupów (atrakcyjne ceny) i zepchnięcia problemów daleko od naszych granic – nie zmienia istoty problemu. To tam będzie rozgrywać się przyszłość ekologicznego świata i nawet jeśli nie wiem jak będziemy sami ekologiczni, to brudy z innych państw wcześniej czy później dotknął i nasze podwórko. Warto tak cały czas pokazywać lekcje z Donory i dzwonić na alarm, że konieczne są nowe normy (powoli w Chinach wprowadzane – ale jeszcze nie przestrzegane). Dzisiaj nie od polskich elektrowni … ale od chińskich fabryk i milionów przeciekających indyjskich klimatyzatorów zależy przyszłość arktycznych niedźwiedzi ….
Wtórując polecam post Andrzeja Szczęśniaka, gdzie w liczbach prezentuje jak to EU skutecznie przeniosła emisje CO2 poza swe granice: http://szczesniak.pl/2409
Wystarczy, że gaz będzie tańszy i cały problem z emisją CO2 zniknie. Lub petrodolarowi baroni dopuszczą projekty np. auto z napędem na wodę. LGMS