Na bale i przyjęcia należy zawsze ubierać się stosownie do okazji – to podstawowa zasada, abyśmy nie czuli się wyobcowani, albo żeby nikt nas nie omijał ze zdziwieniem. Moda spotkaniowa jest dość dobrze sformalizowana – między innymi dzięki dziewiętnastowiecznym konwenansom, które wprowadziły pojęcia „white tie” i „black tie”. Nie należy tu tylko dokonywać bezpośrednich tłumaczeń z angielskiego, bo „white tie” to bynajmniej nie marynarka i krawat, ale najwyższy stopień konwenansu i frak z atłasowymi lub satynowymi klapami, biała kamizelka, biała koszula z odpinanym kołnierzykiem i biała mucha. W przypadku „black tie” jest nieco swobodniej, bo to XIX-wieczna forma angielskiego stroju zakładana po godzinie 19, kiedy panowie często spotykali się we własnym gronie (bez kobiet, przynajmniej tych z wyższych sfer) wobec czego mogli pozbyć się nieco uciążliwego fraka, a założyć smoking (i oczywiście smokingowa koszulę i muszkę). Dziś „black tie” jest na większości nawet bardzo wystawnych przyjęć i spotkań (frak odszedł do lamusa), ale także w takich sytuacjach warto przygotować się dobrze, bo sięgnięcie po typowy, wysłużony garnitur i krawat na takie przyjęcie może wzbudzić duże zdziwienie i skutkować nawet niedopuszczeniem do towarzystwa.
Okazji do wysokopoziomowych spotkań, a może i towarzyskich balów coraz więcej, bo dni do końca roku płyną coraz szybciej i za chwilę (17 dni) już grudzień i światowe spotkanie klimatyczne – a tak naprawę oficjalnie „Spotkanie 24 Konferencji Stron Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu (COP 24) w Katowicach (3-14 grudnia)” – tu też oficjalna strona imprezy . O „praźródle” COP – czyli Porozumieniu Paryskim pisało się wiele (moje wpisy TUTAJ i TUTAJ), teraz mamy COP24 i Katowice i wielkie oczekiwania stworzenia ogólnoświatowego porządku klimatycznego – a nawet – ocena świata przed postępującymi zmianami klimatycznymi. Od Paryża (COP21) w 2015 zmieniło się bowiem wiele i tak jak w tych wcześniejszych wpisach prognozowałem zarysował się diametralnie inny kierunek rozumienia problemów i postępowania z klimatem – bo oto Ameryka decyzją Prezydenta Trumpa opuściła Porozumienie Paryskie (nie jest finalnie sygnatariuszem), a Europa (EC) wybrała przewidywany kierunek – przełożyła niezbyt jasne zapisy o ograniczeniu średniej temperatury globu na coraz bardziej restrykcyjną politykę ograniczania emisji CO2 – w Europie rozumianej głównie jako dekarbonizację – czyli usunięcie energetyki węglowej.
Sztandarowym dokumentem przed COP24 jest raport IPCC (Intergovernmental Panel on Climate Change) – wpływowej organizacji umocowanej przy agendach ONZ i jak szczyci się ten raport – interdyscyplinarny raport 91 naukowców z kilkudziesięciu krajów, opierający się o kilka tysięcy publikacji, wydaje kluczowe zalecenie.
Efekt cieplarniany postępuje szybciej niż zakładano i obecnie musimy myśleć jak zatrzymać się na zwiększeniu średniej temperatury globu o 1,5 C, zamiast 2 C, jak wcześniej uzgodniono na COP 21 w Paryżu. Raport ten (dostępny TUTAJ, a komentowany TUTAJ ), tak naprawdę to gotowy materiał „jastrzębi klimatycznych” bo m.in. postuluje zero-emisyjne gospodarki już w okolicach 2050 i realnie eliminuje węgiel z energetyki.
Sama impreza (COP) to dość specyficzne spotkanie (pisałem o tym TUTAJ ) i raczej rozczaruje zwolenników naukowej dyskusji i twórczego ścierania poglądów. Ma bowiem za zadanie pokazać ogólnoświatową jedność, ważkość problemu, zgodę na wytężoną walkę i … koniecznie wspólne oświadczenie -deklarację końcową, w której wszyscy sygnatariusze podejmą walkę z globalnym ociepleniem (ale tak to zostanie zapisane, że każdy będzie mógł zrobić to po swojemu). Stanowisko EU jest znane i cały przekaz Prezydentów i Premierów europejskich (będą na Kongresie) będzie taki sam – walczymy ze zmianami klimatycznymi, walczymy z emisją CO2, zmieniamy system na energetykę odnawialną i … całkowicie eliminujemy węgiel jak najszybciej to możliwe. Tu akurat nie będą istotne same zapisy deklaracji i końcowego traktatu (one będą wystarczające obłe i niejasne), ale sam przekaz medialny i informacja do społeczeństw, wyborców i partii politycznych – tak zmienia się Europa.
W Polsce za organizację odpowiedzialne jest Ministerstwo Ochrony Środowiska, w tym bardziej organizacyjnie – Pełnomocnik Ministra ds. Organizacji COP24 Rafał Bochenek, a merytoryczno-negocjacyjnie sekretarz stanu MS i Pełnomocnik ds. Prezydencji COP 24 – Michał Kurtyka. Tu wielkie uznanie dla Ministra Kurtyki, który poprzez transfer z Ministerstwa Energii do Ministerstwa Środowiska podjął się karkołomnego zadania spinania wszystkich wątków negocjacyjno-politycznych i jak na razie jest bardzo pozytywnie światowo oceniany za przygotowanie gruntu pod międzynarodowy sukces COP 24.
Oczywiście entuzjastyczne podejście do COP 24 prezentowane przez Ministerstwo Środowiska nie do końca odpowiada wszystkim i właśnie pokazał się oficjalny dokument Ministerstwa Energii (LINK) – „Stanowisko resortu energii na COP 24”. Dokument w zamierzeniu ma prawdopodobnie desperacko pokazać jak wielkie trudności dla krajów takich jak Polska (80 % energii generowanej z węgla) może stanowić europejska wersja (dekarbonizacyjna) Porozumienia Paryskiego (COP). Mamy więc wyspecyfikowane wszystkie polskie energetyczne argumenty – konieczność spojrzenia na globalny wynik ograniczania emisji CO2 w europejskiej energetyce, (pkt II 3), bilans gospodarczy decyzji dekarbonizacyjnych (II.6), polskie dotychczasowe osiągnięcia w redukcji CO2 (II.7), sprawę bezpieczeństwa energetycznego (II.10), możliwość wyboru ścieżki niskoemisyjnej przez każde państwo (II.12) czy tez polskie podejście do obniżenia emisji CO2 np. przez pochłanianie (I.7). W konsekwencji, w jednym z kluczowych stwierdzeń (I.4) jest napisane, że „Polska jest przeciwna podwyższaniu przyjętych przez UE celów redukcyjnych CO2 do 2030” i konieczność uwzględnienia w strategii UE wpływu na regiony uzależnione od węgla. Jest jasne, że dla dużej części sektorów przemysłowych (energetyka konwencjonalna, górnictwo) – takie polskie stanowisko jest całkowicie zrozumiałe. Natomiast trzeba jednak spojrzeć, że dla właściwie wszystkich innych uczestników COP 24 i całego przekazu tego spotkania – stanowisko polskiego resortu energii to rodzaj „herezji” i wręcz kompletnego zaprzeczenia ideałom Konwencji Klimatycznej. Szczególnie w Unii Europejskiej obowiązuje dziś konwencja, że z „problemem klimatu” się nie dyskutuje i należy tylko wyłącznie potwierdzać dekarbonizację (lub przynajmniej z uśmiechem potwierdzić, że bardzo się chce ją zrobić). To wszystko jest właśnie w raporcie IPCC (Intergovernmental Panel on Climate Change) – co ciekawsze zacytowanego w stanowisku Ministerstwa Energii (ale w sekcji poparcia dla energetyki jądrowej). Obawiam się że jeśli pokazać tezy ME na oficjalnej prezentacji COP 24 będzie to coś nieprawdopodobnego – bo całkowicie sprzecznego z obowiązującym konsensusem tego typu spotkań. Mówiąc wprost – polskie zastrzeżenia i problemy wobec europejskiej polityki klimatycznej są jasne (pisałem o tym wielokrotnie) i problem wpływu europejskich decyzji na polska gospodarkę może być bardzo przykry. Jednak plac gry o polskie cele (w polityce klimatycznej) i sposób wpływania na decyzję jest zupełnie gdzie indziej. Wygrywająca strategia to oczywiście indiańskie przysłowie -„jeśli nie możesz kogoś zwyciężyć , przyłącz się do niego”, perfekcyjne anglojęzyczne prezentacje pokazujące nasze chęci, wysiłki i zaangażowanie, ale za to nieustępliwa negocjacja – szczególnie w konkretnych zapisach Unii Europejskiej (np. Pakiet zimowy), aby dać Polsce choćby cień szanse na jakieś rozwiązanie w energetyce. Bezpośrednie wystąpienie na COP 24 aby ocalić węgiel i sadzić lasy – w niczym nie pomoże, oddali tylko naszych negocjatorów od punktów podejmowania decyzji i izoluje nas jako odległy punkt Europy nierozumiejący wymogów nowej gospodarki. W tym kontekście, wydaje się, że to nowe stanowisko resortu energii nie za wiele pomoże, a może przynieść (np. Ministrowi Kurtyce i MS) kłopot w negocjacjach. Bo w końcu chodzi o to żeby wygrać, a nie desperacko polec na polu chwały, albo pójść na przyjęcie w stroju, który nie pasuje do konwenansu.
Przecież, my Polacy, wręcz uwielbiamy pięknie umierać i gloryfikować tych, co złożyli swoje życie na ołtarzu beznadziejnej walki. Po lekturze tekstu, ze świadomością jastrzębskich osiągnięć w zagospodarowaniu metanu kopalnianego, czy też gliwickich ( i nie tylko) projektów zagospodarowania energii odpadowej do celów grzewczo- chłodzących , miło przekonać się, że ta zasada nie dotyczy wszystkich Polaków.