Inwestycje energetyczne w Polsce zostały wzięte w klincz – regulacyjno-ekonomiczny. Wartość inwestycji (duża energetyka) to zwykle tysiące Euro za kW mocy zainstalowanej (co łatwo przelicza się że 1000 MW wymaga co najmniej 1,5 miliarda a w przypadku niektórych technologii pewnie i 3-4). Koszty nie do udźwignięcia z własnych środków – zresztą żadne z energetycznych spółek nie może pokazać tak wielkich wydatków z własnej gotówki – natychmiast zostanie to wyjątkowo negatywnie odebrane przez rynek a akcje zsuną się w dół.  Typowym rozwiązaniem jest udanie się po pieniądze do banków , które przez dziesięciolecia chętnie wspomagały wielkie energetyczne budowy bo widziały tam stały dochód i stabilizacje. Energetyka była może i nudna ale każdy pożyczał pieniądze z przyjemnością bo widział pewność i długoterminowe odsetki, a warto jest mieć takie pewne pożyczki w bankowym portfelu. Ostatnie lata odmieniły to zupełnie – to co było siła energetyki – pewność produkcji i stałość warunków finansowych zniknęły całkowicie. Wszystkie nowe (i nieuniknione regulacje) sektora wręcz rozregulowały finansowe perspektywy – zliberalizowany rynek energii i niepewność ceny na rynku hurtowym (dochody elektrowni) jak i ceny sprzedaży do końcowych użytkowników (zyski spółek dystrybucyjnych obrotowych a oprócz tego całkowita niepewność prawna i regulacyjna rynku – handel emisjami i konieczność kupowania pozwoleń emisyjnych (za nie wiadomo ile), dofinansowanie lub niedofinansowanie energii odnawialnej (wystarczy spojrzeć na ciągnącą się nowelizację prawa energetycznego).  Kto jak kto ale banki i firmy inwestycyjne widza to pierwsze. Dziś przy niskich cenach energii na rynku, całkowitej niepewności co do kosztów paliw, pozwoleń, marż, kar i dopłat – prawie nikt nie zdecyduje się na udzielenie kredytowania, wielkiej kapitałochłonnej energetycznej inwestycji, Oczywiście państwo sięga jak może do instrumentów nacisku zmuszając te banki których jest po części właścicielem do finansowania projektów w energetycznych spółkach (które w dużej mierze nalezą do Skarbu Państwa).  Ale na całkowicie wolnym rynku kapitału dla „klasycznej” energetyki – nie ma. Oczywiście pojawiają się ryzykowne projekty OZE (i czasy zwrotu z inwestycji 6-7 lat co wydaje się „klasycznym” energetykom mrugnięciem oka) ale dla energetyki węglowej i tym bardziej jądrowej – wolnych , komercyjnych pieniędzy na rynku nie ma.  Ten mały problem, który trochę jakby umyka z wielkich dyskusji czy budować taka czy inną elektrownię – a tymczasem jest kluczowy – dziś żadnej elektrowni nie daje się zbudować bez dociskania kolanem specjalnie przygotowanych analiz i nacisku rządowego, od banku, poprzez koncern na reanimacji samego wykonawcy kończąc.

 

Wydaje się że kolejne lat (a na pewno kolejny rok)  nic nowego tu nie wniosą. Warunki finansowania będą bardzo trudne bo warunki dla energetyki są niejasne, a obecny rynek energii nie uwzględnia budowy nowych mocy. Problem zauważony już w USA (zasady rynku zmienione po 2001) i powoli w Anglii (kontrakty różnicowe zabezpieczające interesy inwestorów) , wcześniej czy później musi objąć całą Europę albo nie będziemy nic budować w energetyce klasycznej (bo w energetyce odnawialnej mechanizm feed-in-tariff to nic innego jak gwarancja bankowa) i poczekamy do problemów z wypełnieniem zapotrzebowania. W takim przypadku kolejne lat ryzują się czarno – energetyka mimo ze wszyscy mówią ze musi rozpocząć inwestycje stoi w miejscu, dostawcy urządzeń po kolei pogarszają swoje wyniki i prognozy zmierzając do upadłości lub minimalizacji mocy wytwórczych, a jedynie Chińczycy jak zawsze trzymają się mocno i czekają bo maja swój własny rynek i kapitał. 

 

W całym czarnym scenariuszu może za kilka lat będzie możliwe to co dziś wydaje się niecodzienne i niezwykłe – leasing. Czy w takim razie wielcy producenci urządzeń (w końcu maja moce wytwórcze i własne banki) nie powinni budować swoich własnych wielkich elektrowni (to napędzi ich obroty i uratuje pracowników) a następnie leasingować moce wytwórcze koncernom energetycznym ? Na dziś wydaj się obrazoburcze (przecież to koncerny maja być właścicielami i inwestorami) ale jak się zastanowić to dlaczego nie. Leasing ratuje skórę wszystkim stronom. Dostawcy nie musza zwijać linii produkcyjnych, koncerny maja załatwiony problem z inwestycja (nie musza wysłuchiwać gorzkich lekcji od banków i martwic się o wpływ na bilanse giełdowe) , a sektor energetyczny wzbogaca się o nowe moce.

Tak naprawdę – to dzieje się już dziś. Firmy rosyjskie i chińskie z powodzeniem stosują ten mechanizm we wszystkich krajach rozwijających się a nawet lepiej rozwiniętych (jak Turcja). Powoli wszyscy przyzwyczajają się do rosyjskiej elektrowni, stawianej za rosyjskie pieniądze, zużywającej rosyjskie paliwo i obsługiwanej przez rosyjskich inżynierów. Analogiczny model za chwile powtórzą Chińczycy i inne państwa Azjatyckie (np. Korea i jej reaktory). Wielkie europejskie koncerny produkcyjne i właściwie cała Europa musi zdecydować się jak najszybciej – przejdźmy na leasing. W końcu metoda wymyślona już w starożytnym Egipcie i Mezopotamii, a znana dobrze z rzymskich kodeksów.

Tak naprawdę – zadowoleni będą dyrektorowie finansowi energetycznych koncernów – operować będą jedynie fakturami za całokształt produkcji , paliwo i naliczać marżę od sprzedanej energii. Koncerny zredukują koszty , pozbawiając się wysoko opłacanych i licznych specjalistów a kupując tylko usługę generacji.  Wielcy dostawcy znajda nowy rynek i zwiększą obroty. System energetyczny będzie uratowany a energia dostarczana po umiarkowanych cenach. W końcu nowe innowacyjne myślenie jest dziś tak popularne a termin wirtualne elektrownie (co prawda w odniesieniu do energetyki rozproszonej już używany). Dlaczego by nie wirtualne (leasingowane) dla wielkiej energetyki zawodowej ?

 

2 komentarze do “Jeśli nie można budować to trzeba wziąć w leasing …. przyszłość inwestycji w energetyce”

  1. Leasing jest dla systemu energetycznego tym czym dla sektora bankowego jest zastaw. LIchwa powinna być zabroniona.
    Jak Pan sobie wyobraża zmniejszenie cen lub utrzymanie ich na w miarę stałym poziomie gdy na cenę będą wpływały czynniki zupełnie nie powiązane z energetyką i procesem wytwarzania energii? Czyli co? W zamiana za niepewność co do stabilności rynku będziemy mieli droższą energię? Bo do tego sprowadza się Pan tok myślenia. W USA zablokowano całkowitą prywatyzację sektoraa energetycznego z wielu powodów. U nas tych powodów nie będzie? To samo w Kanadzie gdzie w pół drogi zablokowano prywatyzację bo zobaczyli jak to wygląda po cześciowej prywatyzacji w USA. Tacy ludzie jak Pan nie widzą niczegozłego w tym że rząd danego państwa pozbawia siebie realnego wpływu na politykę wewnątrz kraju. PAn w pogonie za pieniądzem będzie do upadłego prywatyzował. A po Panu już tylko potop? Niech PAn nie pisze takich rzeczy publicznie mając jednocześnie do dyspozycji możłiwość całkowitego zablokowania głosów krytycznych wobec Pana. To nie fair i nie tak powinna wyglądać dyskusja, nawet na prywatnym blogu. Tak tylko uprzedzam wypadki, jak by co.

    Chris

    1. Wymowa mojego postu miała być zupełnie inna niż komentarz powyżej i przytoczony poniżej mail, który otrzymałem również od autora powyższego wpisu . Widzę raczej zagrożenie (oczywiste dla wszystkich) że obecny kształt rynku energii uniemożliwia proste inwestowanie w Polsce i całej Europie Zachodniej, a otrzymanie kredytów na budowę elektrowni jest bardzo wątpliwe – przynajmniej do momentu pojawienia się wyższych cen. I raczej wielkie zagrożenie , że właśnie Rosja i Chiny inwestując z własnych środków opanowują kolejne obszary energetycznie. Jeśli europejskie koncerny (jak i państwa) się nie obudzą i nie wprowadzą podobnych metod , zachęt lub korporacyjnych strategii, to wynik będzie taki jak w komentarzach – będziemy importować prąd z rosyjskich lub chińskich bloków. Nikomu na tym nie zależy, chyba że pracuje dla takich firm (ja do tych osób nie należę). Wymowa mojego postu była raczej ironiczna, że stoimy przed radykalną koniecznością zmiany modelu finansowania inwestycji w energetykę bo obecny się nie sprawdza, a nawet grozi za chwilę quasi monopolem energetycznym Rosji (dostawy energii) lub Chin (producenci urządzeń).

      Mój powyższy wpis jest odpowiedzią na komentarz Pana Chrisa jak również maila, którego od niego otrzymałem. Treść maila pozwalam sobie przytoczyć poniżej.:

      From: Chris

      Message: Witam Pana. Będę się streszczał. Pomija PAn w swojej idyllicznej wypowiedzi jedną niebagatelną rzecz. Rosyjska energia nie jest wolna od jednego składnika, którego na pierwszy rzut oka nie widać.
      To polityka. Jesli PAna intencją jest promocja energii produkowanej w Rosji to ja PAnu gratuluję jako naukowcowi. Pozbawia się Pan widzenia w szerszej perspektywie niż jakieś wąsko pojęte widzenie samej tylko ekonomii takiego rozwiązania. Pomija PAn fakt że Rosja nie jest uczciwym w stosunku do Polski graczem gospodarczym ale co ważniejsze graczem politycznym. Polska jako kraj położony bardzo blisko Rosji oraz od zawsze zagrożony nieustającą nawet dziś polityką chęci dominacji w stosunkach z Polską powinna być jak najdalej od pomysłów wiązania się z Rosją jakimikolwiek silnymi więzami gospodarczymi. Dopuszczam współpracę gospodarczą w sytuacji gdy mamy wystarczające zabezpieczenie na ewentualność nagłej zmiany rosyjskich priorytetów polityczncyh. W każdym innym przypadku będziemy szli na pasku Rosji podobnie jak dziś na „pasku” gazowym.PozdrawiamChris

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *