Mamy już kolejny tydzień prac zdalnych i przebywania w rodzinnym odosobnieniu. Pojawiają się naturalne trudności, ale prawidłowo zorganizowana rodzina na pewno sobie z tym poradzi. Dzisiaj część druga empirycznych wyników przebywania w domu z profesjonalnym układem obowiązków i kilka nowych podpowiedzi.

1. Zachowaj koniecznie rytm domowych obowiązków

Mężczyzna z natury jest stworzony do precyzyjnie zorganizowanego życia. Bez planu, harmonogramu i ściśle zdefiniowanych obowiązków, od razu ląduje na kanapie z przekąskami i napojami alkoholowymi w ręku (zwykle lewa po prawa jest zajęta trzymanie pilota i zmienianiem kanałów telewizyjnych). Po krótkotrwałym zrywie pierwszych dni (naprawię wszystkie rzeczy, które nie działają w domu) i spektakularnej porażce (dalej nic nie działa co nie działało) następuje kryzys. Jeśli temu nie przeciwdziałamy – za chwilę problemy rosną lawinowo, bo możliwa jest tendencja do wpadania w abnegację i zapomnieniu o wszystkich codziennych czynnościach – w rezultacie po kilku dniach mamy podtuczonego faceta z sześciodniowym zarostem, ubranego cały dzień w piżamę i gapiącego się bez przerwy w telewizor.  Jedyna rada – precyzyjne zaplanowanie codziennego rytmu (w końcu wymyślono to także w wojsku) – pobudka, zadanie na rano, chwila odpoczynku, zadanie na południe, popołudnie i wieczór. Zaczynamy koniecznie od stosunkowo wczesnej pobudki i wymagamy dokładnego golenia i ubrania jak na ważne spotkanie zawodowe. Potem znajdujemy kolejne obowiązki (jeśli też rano wstajemy to czytamy dalej, jeśli nie przeskakujemy na chwilę do następnego paragrafu) –  rano możemy przekonać go do codziennego ścielenia łóżka (oczywiście stosujemy tu zasady jak z 1 części poradnika) i po kilku dniach widzimy zadziwiający postęp – obrazek poniżej.

Rys.1. Twórcze podejście męża do porannego ścielenia. Oczywiście istnieją wciąż pewne niedokładności i niedoróbki ale i daje się zauważyć własną twórczą inicjatywę w męskim dążeniu do profesjonalizmu.

Analogicznie planujemy kolejne zadania dnia codziennego – jeśli mąż ma jakiekolwiek talenty kulinarne  – prosimy o jajka po benedyktyńsku z sosem holenderskim, jeśli kompletnie nic nie umie w kuchni to może wkładać naczynia do zmywarki lub je zmywać jak zmywarki nie ma. Później codzienne przecieranie kurzu (a raz w tygodniu większe sprzątanie) i jak się ma ogródek to jakieś bezsensowne prace w ogródku (trzeba je tylko dobrze zdefiniować – np. okopać drzewka). Popołudnie w jakiś pracach naprawczych (można np. specjalnie coś uszkadzać do poprawy), a potem lekcje z dziećmi i nauka gry na gitarze (tylko w odległym pokoju). Na wieczór można odpuścić i wtedy pokazać mu jakiś film. Ktoś się spyta, a jak on pracuje zdalnie  – proszę się absolutnie nie bać – wyrobi się. Jak będzie miał mniej czasu to i mniej będzie zaglądania na niektóre strony w necie i gadania ze znajomymi na komunikatorach. Im więcej obowiązków, im mniej czasu – paradoksalnie on czuje się lepiej.

2. Wysiłek fizyczny i ćwiczenia – konieczne

Paradoksalnie – ten kto ćwiczy mięśnie – ma też i zdrowego ducha – to zasady znane i stosowane już w starożytności. Niezbędne jest więc zmuszenie męża do intensywnych ćwiczeń fizycznych. Realizujemy przy okazji kilka równoległych celów cząstkowych – przeciwdziałamy odkładania się zwałów tłuszczu podczas kompulsywnego obżerania z cały czas dostępną lodówką, zwiększamy odporność na choroby i jednocześnie intensyfikujemy wydzielanie u niego endomorfin, co ogólnie poprawia dobry nastrój w gromadzie. Stawiamy więc cele – bieganie (na początek po 30 minut, bo nam padnie, potem zwiększamy stopniowo), jeśli jest taka możliwość i mamy park lub ogród dostępny przy mieszkaniu, alternatywnie rowerek w domu, a w najgorszym razie spacer jak chomik w klatce i przysiady na balkonie. Koniecznie zaczynamy takie zadania od rana, ale najpierw nie zapominajmy o goleniu, przebraniu się w strój oficjalny, potem w dres do biegania i na zewnątrz.  Dla żon, które lubią pospać jest to dobra alternatywa – potem jak taki mąż wróci z ćwiczenia to znowu bierze prysznic, znowu przebiera się w strój wyjściowy i wraca do ścielenia łózka – a potem może zrobić śniadanie. Jedyną trudnością jest to, że możemy spodziewać się dużego oporu i prób przeczekania na kanapie z pilotem, ale tu jesteśmy naprawdę nieustępliwi i włączamy tryb kłótnia („jak ja dbam o Ciebie”) a jak mamy psa to jest znacznie łatwiej („zobacz zwierzę cierpi jak nie jest wyprowadzone i pamiętaj, że musi pobiegać”).

3. Conan Zdobywca – każdy to oglądał

Niektóre kalki kulturowe są zaszyte głęboko w podświadomość. Mężczyzna wie, że musi upolować mamuta i zawlec go do jaskini (czyli zdobyć żywność), a im bardziej zadanie jest skomplikowane, tym radość Zdobywcy jeszcze większa.  Dlatego też koniecznie należy zostawić mężowi wyprawę do sklepu w celu uzupełnienia zapasów. Pomimo 20 kg makaronu na pawlaczu, zawsze czegoś jednak brakuje i wobec tego wyprawia się go z misją specjalną. Na początek przygotowanie – szczelnie opatulony płaszcz i maseczka plus gogle (żeby tylko coś widział jeśli prowadzi samochód) i na polowanie. Sklepy też pomagają  – wpuszczają ograniczona ilość osób, wszystko należy brać w plastikowych rękawiczkach ochronnych i nie oddychać w miarę możliwości, a kolorowe plakaty przypominają o niebezpieczeństwie. Po takich udanych zakupach i powrocie mężczyzna czuje się jak antyczny bohater i mimowolnie napina mięśnie (wyrobione już jak w punkcie poprzednim).

4. Nagroda na koniec

Końcowa porada pozostaje niezmienna  i tu ewentualnie można jeszcze pooglądać sobie w National Geographic – Zaklinacza Psów – Cezara i jego ciasteczka (cookies) za każdą dobrze wykonaną czynność. My też rewanżujemy się drugim śniadaniem (bo pierwsze on robi – przypomnienie), potem chipsami z piwem lub winem, a na wieczór uśmiechem i koniecznym zdaniem „Co ja bym bez Ciebie zrobiła ?” – małe trzepotanie rzęsami mamy już jako odruch bezwarunkowy.

Czasu na trenowanie mamy dosyć – co prawda marzec to miesiąc poświęcony męskiemu Marsowi, ale już właściwie mamy kwiecień – Aprilus (i dedykowany bogini Wenus), a nie wygląda żebyśmy wyszli na zewnątrz jeszcze przez trzy następne tygodnie co najmniej.

 

3 komentarze do “Jak przeżyć kwarantannę z mężem – cz. 2 „Domowe rytuały””

  1. A co będzie jak ja się nie golę? – bo mam „dziką” brodę a do fryzjera chodzę z nią raz na 2 miesiące…… teraz zakłady fryzjerskie zamknięte…… bieda i tyle.
    Pozostaje mi się skubać samemu ale nie łudźmy się nie będzie to takie „cool” jak u fachowca. Poza tym doszedłem do wniosku iż:
    nie ma sensu opierać się za bardzo „zarazie” bo i tak nas dopadnie jak to bywało drzewiej – identyczna sytuacja nasi przodkowie też nie potrafili skutecznie zaradzić zarazom ale ludzkość „dawała radę”- tym bardziej my też „damy radę”. Zdaję sobie sprawę że należę do grupy ryzyka : astma + nadciśnienie + „50+”……ale zwisa mi to- bo co mam położyć się w trumnie i czekac na wirusa ???
    Jestem zdania że należy prowadzić w miarę normalne życie ale zrezygnować z części towarzysko-rozrywkowej na rzecz rozrywki indywidualnej tudzież ze żoną i trzeba się zaprzyjaźnić z nowymi gadżetami : rękawiczki gumowe, maseczki i nieodłączny sprej przeciwwirusowy – najlepszy spirytus 70% – spożywczy ( bo innymi mieszaninami ludzie moga się potruć ). Ja dzień zaczynam dodatkowo od : odkażenia rąk (bez wycierania ) nałożenia gumianych rękawiczek (odkażenia ich z zewnątrz) odkażenia klamek , przycisków wajch i kierownicy tudzież deski rozdzielczej we samochodzie( co czynię w sumie ze 3-4 x dziennie) , jadę załatwiać sprawy (jak mam rozmawiać z ludźmi to zakładam maskę i „po” szybko ją zdejmuję (obficie ją spryskując z obu stron rzeczonym preparatem ratującym życie – niech czeka do następnego razu i w międzyczasie wyschnie). Nie wyrzucam sprzetu jednorazowego bo bym na niego nie wyrobił poza tym nie ma gdzie kupić ani ukraść….. ) Należy zważyć ,że maska po całym dniu na „ryłku” zwyczajnie śmierdzi dlatego trzeba ją często moczyć w „ambrozji” (znaczy się „napoju bogów” -znaczy się „aqua vita” znaczy się….spirytusie „młodzieżowym” czyli 70%). No i najważniejsze : skąd ony spirytus pozyskać…… Patrioci mogą wspierać Państwo kupując we sklepie (o ile jest) roztwarzając do onych 70% ale ja preferuję metodę naszych dziadków : cukier / owoce + drożdże + 0,5 litra mleka / 100 litrów zacieru jako „turbo” – i po 4-5 dniach mozemy destylować najlepiej 2 x bez rozcięczania. Wyjdzie nam około 0,5 litra spirytusu 90% z każdego kilograma cukru więc w koszcie „do kupy” jakieś 8-9 zl / litr(łącznie z prądem)….. jak zrobić destylator domowym sposobem zapytać trzeba „wujka google” – a jaka fajna zabawa….. w sam raz na zarazę. Mozna jeszcze do zabawy włączyc szwagra albo jednego sąsiada coby nie podpadac pod „zakaz zgromadzenia”.

  2. Acha zapomniałem o bardzo istotnym elemencie : okularach – ja używam takich przemysłowych z poliwęglanu – przezroczystych a na słoneczne dni przyciemnianych. Zakładam je gdy wychodzę z domu „do ludzi”. Jest to wbrew pozorom bardzo istotne bo jeżeli wirus padnie na rogówkę oka to zostajemy zakażeni . Okulary nie eliminują zagrożenia ale statystycznie zmniejszają zagrożenie zakażeniem.
    W ogóle wszystko to to jedna wielka statystyka…….. chodzi o spłaszczenie krzywej zakażeń i danie czasu nauce na opracowanie metod skutecznego leczenia. Wirus ten pozostanie juz w środowisku i chodzi tylko o uzyskanie odporności na kolejny patogen których sa miliony w srodowisku. I tak na koniec:
    Osobiście sadzę , że mamy do czynienia z kolejną odsłoną sztucznie wytworzonego patogenu obliczonego na depopulację ale dość specyficzną : wymierzona w ludzi starych i schorowanych …… Zauważmy pewna prawidłowość : ptasia grypa, swinska grypa , SARS , MERS, po drodze jeszcze był hantawirus, a teraz SARS-cov 2…….. i o dziwo wszystkie z „dalekiego wschodu ” żeby nie wskazywać określonego kraju gdzie 60 lat temu wymyślono model rodziny 2+1 co skutkowało ogromnym wzrostem liczby emerytów obecnie….. przypadek ???? – nie przypuszczam……..

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *